Z serca Polski nr 9/17

Czym skorupka za młodu, tym reforma trąci

2017.09.12 13:40 , aktualizacja: 2017.09.13 13:50

Autor: Wysłuchał i spisał Marcin Rzońca, Wprowadzenie: Paweł Burlewicz

Dziewczynka przy szkolnym stole pisze długopisem w zeszycie (fot....

Ledwo powstały, już są likwidowane. Ledwo przeszliśmy awanturę – czy są potrzebne, już kolejna – dlaczego idą w zapomnienie. Gimnazja. Czy edukacji potrzeba reformy struktury, czy programu?

 

Mimo że i pan Zdzisław, i pan Jurek dawno w wieku pozaszkolnym, wrzesień sprowokował dyskusję o edukacji. Wszak młodzież przyszłością narodu, a wszystkie dzieci nasze są. Pan Zdzisław zaczął agresywnie.

 

– Znowu nie chcą słuchać ludzi, panie Jureczku i fundują nam karuzelę zmian w oświacie! – mruknął zaczepnie. – Dopiero co była dyskusja, czy sześciolatki nadają się do szkoły, a tu kolejny nerwowy ruch, czyli likwidacja gimnazjów. Kiedyś jedni mówili, że na referendum za późno i odwołanie do woli suwerena nie ma sensu, dziś drudzy za nic mają milion podpisów pod wnioskiem o referendum oświatowe. Czy zawsze zmiany w oświacie muszą oznaczać bunt?

 

– Jaki bunt, panie Zdzisławie. Kilka protestów to nie rewolucja, a dramatu nie ma – pan Jerzy chciał od razu pokazać, że temat nie jest mu obcy. – W polskich samorządach przygotowania do wdrożenia reformy oświaty trwały od 31 marca, więc było dużo czasu, by podjąć uchwały i dostosować sieć szkół do nowych wymogów.

 

– Oj, nie rozśmieszaj mnie pan tym „dużo czasu”. Ustawa oświatowa była wprowadzana półgębkiem, wójtowie i starostowie alarmowali, że nie było spotkań z samorządami, rodzicami, nauczycielami, a jeśli już, odbywały się na zasadzie „nieważne, co powiecie, my i tak zrobimy swoje”. W wielu gminach na temat reformy mieszkańcy wiedzą tyle, ile usłyszą w mediach. Nawet jeśli popatrzymy na nią życzliwie, to z całą pewnością była ona zbyt ekspresowa, a podstawa programowa tworzona na szybko. Czyli byle jak. Co to będzie?

 

– A co ma być? – odparował pan Jurek. – Poprawa nauczania, bezpieczeństwa i odbudowanie zniszczonego ciągłymi reformami szkolnictwa. Wrócimy po błędzie gimnazjów do cyklu nauczania, który już kiedyś był i się sprawdził. Przedłużona szkoła podstawowa pozwala na lepsze i trwalsze budowanie przyjaźni między uczniami. Przygotowuje do późniejszych dojrzałych relacji, zawieranych w szkołach średnich i na studiach. Gimnazjum sztucznie tworzyło kolejną grupę rówieśniczą – z ust pana Jurka zaczęła płynąć mowa jak memorandum z ministerstwa, choć nie było to do końca pozbawione sensu.

 

– No dobrze, odkładając spór o to „czy reformować edukację”, a wchodząc w dyskusję „jak to robić”, przyznasz pan, że program napisany jest na kolanie i w sumie wygląda tak, jakby nie było planu na przyszłość? Uderza szybkość i bylejakość. Wywrócenie wszystkiego do góry nogami nigdy nie przyniosło dobrego efektu. Rodzice alarmują, że dzieciom odebrano możliwość szybszego kształcenia w klasach profilowanych, np. sportowych czy dwujęzycznych, bo w rejonowych podstawówkach takiego wyboru nie ma. A siatka godzin i podstawa programowa to katastrofa: minimalna liczba godzin przedmiotów ścisłych, kanon lektur nieadekwatny do wieku. No i znów większość obciążeń zrzucono na samorządy! Najpierw kazano im na szybko stworzyć gimnazja. Słyszałem, że u nas na Mazowszu było ich blisko 1000. A teraz padł rozkaz: proszę jeszcze szybciej likwidować. Nasze samorządy potrafią wiele, ale cuda zdarzają się rzadko.

 

– A wiesz pan co? – westchnął pan Jurek. – Nieważne czy podstawówka ma siedem, czy osiem klas. Ważne, czego uczy. I tu feler polega na tym, że historia i religia, choć ważne, nie zastąpią języków obcych i informatyki. A wuefu nie zastąpi spacer z lekcji na lekcję między budynkami, choć jeśli przerwa trwa dziesięć minut, a odległość między budynkami spora, to paru mistrzów biegania może nam przy tej reformie wyrosnąć...

 

 

Liczba wyświetleń: 91

powrót