Z serca Polski nr 5/17

Ale za to niedziela...

2017.05.24 14:20 , aktualizacja: 2017.06.13 09:07
Autor: Wysłuchał i spisał Marcin Rzońca, Wprowadzenie: Iwona Dybowska
Rodzina na zakupach w supermarkecie Rodzina na zakupach w...

W święta państwowe i religijne nikt dziś nie handluje. O karach nie słychać. Nikt też z tego powodu z głodu nie umiera. Tylko że 13 dni w roku, to nie wszystkie niedziele…

A wiesz pan co? Czyli rozmowy niekoniecznie nieprawdziwe

– No, nareszcie wprowadzą zakaz handlu w niedzielę. Do tej pory tylko zapowiadali, straszyli, a teraz wychodzi na to, że wreszcie wprowadzą. Ile osób sobie w niedzielę odpocznie? Ile rodzin zamiast do marketów pójdzie do parku czy do kościoła?

 – zagadywał z coraz większym przekonaniem pan Jurek.

– A gdzie tam! Nie do parku a do cyrku! Bo to cyrk będzie – sobotnia wzmożona bieganina i setki kolejnych osób na bruku! Organizacja handlu już przecież podała, że zakaz oznacza redukcję etatów i to o jakieś 10 proc. Za pracującego w niedzielę ktoś musi tyrać w tygodniu. A z drugiej strony słyszałem, że pewna sieć supermarketów już trzy razy podwyżkę dała, żeby ludzie chcieli pracować w weekendy. Więc dla pracodawcy i pracownika zakaz to tylko zło. No i niedzielna nuda. Kina w galeriach handlowych, sale zabaw dla dzieci, kawiarnie… Wszystko zapełnia się właśnie w weekendy. I nagle opustoszeje. W wolnym kraju, jak ktoś chce robić zakupy w niedzielę, to niech robi. Lubi spędzać pół weekendu w supermarkecie czy galerii handlowej, to po co mu zabraniać? U mojego szwagra, na Podlasiu, w miejscowości są trzy sklepy spożywcze. Sieciowe, a jakże. I żaden nie handluje w niedzielę. To jest jeden handluje, ale od 10.00 do południa. Nikt nie zostawia sobie świątecznych zakupów na ostatnią chwilę. I żadne zakazy nie są potrzebne.

– zaoponował pan Zdzisław.

– Są. I to najlepiej z ostrymi karami. Takimi, jak – z tego co słyszałem – chciały związki zawodowe. Żeby od razu grzywna albo i areszt. Bo na Polaka nie ma bata, jak tego bata nie poczuje.

– I co, panie Jureczku? Zamiast kryminalistów będzie teraz państwo ścigać kupców? A kogo dokładnie? Właścicieli czy kierowników sklepów? A może najemców? A jak właściciel Portugalczyk, a kierownik Polak, to kogo łatwiej będzie namierzyć i ukarać? I z czego te kary? Z marży, żeby w sklepie podrożało?

– Powtarzam panu, że jak nie będą handlować, to i kar nie będzie. Ze wszystkim jest tak, że można się i przyzwyczaić, i odzwyczaić

– z przekąsem zawyrokował po raz kolejny pan Jurek. Drugi nie dawał jednak za wygraną.

– A co z bazarkami? Z tradycją niedzielnego handlu na warszawskim Kole? Z niedzielami w miejscowościach nadmorskich? Kurortach? Na stacjach kolejowych i lotniskach? Władza ma to do siebie, że choćby miała najlepszy pomysł, to i tak dzieciaka z kąpielą wyleje. I zamiast tej, jak to gdzieś w gazecie przeczytałem, niedzieli na budowę wspólnoty narodowej, będziemy mieli niedzielę nerwów. A przecież są tysiące takich, którzy tyrają od poniedziałku do soboty i niedziela to jedyny dzień na zakupy. No nie tak jest?

– Panie Zdziśku, kiedyś to nawet człowiek nie zamarzył o niedzielnych zakupach, czasem nawet sobotnich. I co? Źle było? A niedziele nad Wisłą to był szał. I w parkach. I w Kampinosie. I nikomu do niedzieli w sklepie się nie tęskniło. Bo i po co?

– Fakt. Tylko że nie było czym handlować. Po co komu w niedzielę sklep z octem otwarty? I dziś, po 25 latach wolności, po wejściu do Europy, po otwarciu granic, ustawowo zakaz wprowadzać? Tę wolność zabierać?

– westchnął pan Zdzisław.

– Europę pan wspominasz, a zakaz jest np. u Niemców czy Norwegów.

– ze znawstwem wspomniał pan Jurek, choć celowo przemilczał, że zakaz dotyczy tylko sklepów powyżej określonej powierzchni, z konkretnym asortymentem czy, jak we Francji, w wyznaczonych miejscach.

– I przecież dopuścić mają niedzielny handel na stacjach benzynowych, w aptekach, kwiaciarniach, sklepach z dewocjonaliami czy piekarniach. Co prawda do 13…

– wyliczał pan Jurek, z coraz mniejszym zapałem broniąc pomysłów ograniczania handlu w niedzielę. Pan Zdzisław uśmiechnął się szeroko.

– A wiesz pan co? Już wyobrażam sobie sieciówkę odzieżową, która w ramach dozwolonego handlu dewocjonaliami, wprowadzi komeżki, a do tego każda galeria handlowa uruchomi stację benzynową z pełnym wyszynkiem. Tylko bez paliwa i oleju…

Liczba wyświetleń: 95

powrót