Z serca Polski nr 5/17

Matka...

2017.05.24 15:00 , aktualizacja: 2017.05.25 09:21

Autor: Agnieszka Bogucka, Wprowadzenie: Agnieszka Bogucka

  • Dom Sierot, w środku od lewej: dr Izaak Eliasberg (prezes Towarzystwa „Pomoc dla Sierot”), Janusz Korczak, Stefania Wilczyńska; Warszawa, Krochmalna 92, 1923 Fot. arch. Korczakianum -...
  • Stefania Wilczyńska z Jarkiem Abramowem (Jarosław Abramow-Newerly),  Warszawa 1936 Fot. arch. Korczakianum -...

Majowe święto to moment, w którym warto na chwilę zatrzymać się i spojrzeć na nasze mamy. Na ich bezwarunkową miłość i pokłady cierpliwości. Na siłę i mądrość, dzięki którym codzienność jest znośna.

 

Warto uświadomić sobie, że słowa, czyny i emocje, które uznajemy za naturalne i przynależne nam z racji tego pokrewieństwa, nie są czymś powszednim ani pospolitym. To wielki dar, który nie każdemu i nie na zawsze jest dany. To dar największy, jaki otrzymaliśmy w życiu. Matczyna miłość ma różne oblicza: czasem czułe i pobłażliwe, czasem srogie i niecierpliwe. Ale w tej mieszance najistotniejsze jest, że to uczucie bezwarunkowe i gotowe
do wszelkich poświęceń.

Datą naznaczona

Stefania Wilczyńska urodziła się w 1886 r., dokładnie w Dniu Matki, czyli 26 maja. Pochodziła ze zasymilowanej żydowskiej rodziny, dobrze sytuowanej. Skończyła słynną warszawską pensję Jadwigi Sikorskiej, a następnie wyjechała studiować przyrodę na uniwersytecie w Liége. W 1909 r. wróciła do kraju i rozpoczęła pracę w przytułku dla żydowskich sierot przy ul. Franciszkańskiej. Kierująca placówką Stella Eliasberg tak wspominała tamto spotkanie:

„Zgodziłam się, choć nie bardzo ufałam. Młoda, przyzwyczajona do wygód, pieszczona przez matkę, po studiach w Belgii miałaby pracować bez odrazy nad brudnymi dziećmi piwnic? Wilczyńska przychodzi do pracy punktualnie, obładowana garnuszkami rosołu dla chorych. Organizuje porządek dnia, dyżury, pierze pieluchy, wyczesuje wszy”.

Jak doskonała była to decyzja, pani Eliasbergowa przekonała się wkrótce. Nowa wychowawczyni okazała się energiczna, zdyscyplinowana i obdarzona zmysłem organizacyjnym – wkrótce została kierowniczką przytułku. W tamtym czasie poznała Janusza Korczaka, wybitnego pedagoga i społecznika. Obydwoje wzięli na barki prowadzenie nowego Domu Sierot przy ul. Krochmalnej 92. Jego powstanie sfinansowało Towarzystwo „Pomoc dla Sierot”.

A podopiecznych do ochronek, niestety, nie brakowało. Pogłębiający się kryzys gospodarczy, zła sytuacja ekonomiczna to nie tylko hasła z pierwszych stron gazet, ale także realna nędza tych, dla których dotychczasowa egzystencja i tak nie była już lekka. Żniwo zbierały tyfus i gruźlica – choroby, dla których zimne, wilgotne i zapluskwione izby były rajem…

„Dzień jest zawsze za krótki, trzeba więc wstać przed wszystkimi. Umyć twarz, uczesać włosy (…), założyć okulary, czarną suknię. Wejść do sypialni, jednej, drugiej, obudzić dzieci (składają pościele, ubierają się – kilkorgu trzeba pomóc). Wydać tran. Dopilnować, żeby wypiły. Zmienić opatrunki i podać lekarstwa chorym. (…) O siódmej uderzyć w gong (…), dać znać, że śniadanie gotowe. Na śniadanie była bawarka, dwie bułki. Wyprawić do szkoły te, które idą na ranną zmianę (…).

Icchak Belfer zapamiętał: »Już jest po śniadaniu, dzieci wychodzą do szkoły. Stefa stoi w drzwiach, przy niej dwa kosze kanapek. Pamięta, komu z czym«.

O jedenastej zawołać na drugie śniadanie te, które zostają. Podaje się dzieciom chleb z masłem.

O trzynastej pierwsza, o szesnastej druga tura obiadów: zająć ósme miejsce przy jednym ze stołów. W środku auli, tak aby widzieć wszystkie dzieci. Wstać, aby pomóc tym, które nie umieją, rozleją, wyplują. Na obiad zupa i mięso (sześć razy w tygodniu), jarzyny. (…) Nie układa menu, ale pilnuje, żeby chleb stale był dostępny między posiłkami; jeśli któreś zgłodnieje, wie skąd go wziąć.

Każdego dnia w ciągu tygodnia – zejść do kancelarii (…), odpisywać, przyjmować gości, zatwierdzać przychodzące pisma, odbierać telefon, układać listy wydatków (…). Zdążyć jeszcze: przyjąć zapisy do notariatu (kto, komu, co; pożyczka, sprzedaż, dług), przypilnować, żeby menu zawisło na tablicy, zebrać zeznania do domowego sądu (wysłuchać, dopytać, potwierdzić). (…) O siódmej uderzyć w gong na kolację. Znów dwie bułki i bawarka. (…) Przeczytać dzieciom bajkę (na zmianę z Korczakiem, zamiast niego, razem z nim). O dziesiątej – cisza nocna (…). Jeszcze nocny obchód (jeden, dwa) i można pójść do swojego pokoju. (…) Trzeba pilnować porządku, ktoś musi”.

Jeden z wychowanków, Samuel Gogol, wspominał po latach:

„Dom nie mógłby istnieć bez tej niezwykłej pani o poważnej twarzy. Każdy szczegół ją interesował. Doktór nie zajmował się tymi sprawami: ubranie, czyste ręce, porządek. Sądzę, że zastępowała nam i matkę, i ojca, przecież ktoś musiał nas prowadzić silną ręką. W moich wspomnieniach Dom Sierot to pani Stefa, a pani Stefa – to Dom Sierot”.

Ostatnia przeprowadzka

Po 25 latach pracy i poświęcenia Wilczyńska odeszła z Domu Sierot i rozpoczęła pracę jako konsultant wychowawczy w Centrali Towarzystw Opieki nad Sierotami i Dziećmi Opuszczonymi. W 1938 r. wyjechała do Palestyny, bo chciała rozpocząć nowy etap swojego życia. Jednak w maju 1939 r. zdecydowała się na powrót do Polski, przeczuwając, że teraz będzie bardziej potrzebna niż kiedykolwiek wcześniej. Na pytania o przyczynę wyjazdu odpowiadała: „Tam są moje dzieci”.

Kilka miesięcy potem rozpoczął się koszmar II wojny światowej. Dom przy Krochmalnej stawał się schronieniem dla coraz to nowych dzieci, sytuacja jednak pogorszyła się diametralnie wraz z wyznaczeniem obszaru getta. Ponieważ dotychczasowa siedziba Domu Sierot leżała w nowej dzielnicy aryjskiej, Wilczyńska musiała zorganizować przeprowadzkę do budynku szkoły przy ul. Chłodnej 33. Kolejne miesiące przynosiły coraz to nowe oblicza koszmaru – obszar getta zmniejszał się, a ciągle dosiedlani byli nowi ludzie. Ciasno robiło się też w Domu. Do tego dochodziły głód i szalejący tyfus. Kolejna przeprowadzka – na róg Śliskiej i Chłodnej. Już ostatnia…

Operacja Reinhard, czyli likwidacja ludności żydowskiej w Generalnym Gubernatorstwie, rozpoczyna się w lipcu 1942 r. Mieszkańcy getta otrzymali nakaz opuszczenia domów. Zapowiedziano przesiedlenie ludności do obozów pracy poza Warszawą. Kolumny wysiedlonych prowadzone były na Umschlagplatz, skąd pociągami, stłoczonych w bydlęcych wagonach, wywożono do obozu zagłady w Treblince. Dom Sierot objęła akcja deportacyjna wyznaczona na 5 sierpnia. I Doktor, i Wilczyńska mieli propozycję ukrycia się po aryjskiej stronie, ale obydwoje odmówili.

„A co mieli z Korczakiem innego zrobić niż zostać z dziećmi do końca? Te dzieci to był cały ich świat”.

Stefania Wilczyńska poszła ze swoimi dziećmi na śmierci w potwornych męczarniach, w czterech ścianach komory gazowej. Jak najlepsza, najukochańsza matka…

 

„Stefa była matką domu, często z konieczności surową, i nietrudno zrozumieć, że spośród 107 wychowanków i inni mogą mieć do niej żale. Była twarda i zdarzało się, że ukarała kogoś za nic. Dawali nam ciepło, ale to było ciepło wychowawcy, tylko wychowawcy. Ale ojcem, matką może być każdy. Wychowawcą cudzych dzieci tylko nieliczni”.

 

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Magdaleny Kicińskiej „Pani Stefa”, wyd. Czarne, Warszawa 2015,
a zdjęcia z archiwum Korczakianum – Muzeum Warszawy.

 

 

 

Liczba wyświetleń: 288

powrót