Z serca Polski nr 12/17

Wybory po nowemu

2017.12.13 14:20 , aktualizacja: 2017.12.13 14:34

Autor: Iwona Dybowska, Wprowadzenie: Urszula Sabak-Gąska

  • ręka wrzucająca do białego pudła wyborczego czerwoną kartkę Jakie nas czekają zmiany w...
  • dr Bartłomiej Biskup - zdjęcie portretowe w ciemnym garniturze i jasnej koszuli dr Bartłomiej Biskup
  • Dariusz Stopa, Starosta Siedlecki, zdjęcie portretowe Dariusz Stopa, Starosta...
  • dr hab. Jarosław Flis, zdjęcie portretowe dr hab. Jarosław Flis,...
  • Tomasz Kucharski, Wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Mazowieckiego, zdjęcie portretowe Tomasz Kucharski,...
  • Krzysztof Kosiński, Prezydent Miasta Ciechanowa, zdjęcie portretowe Krzysztof Kosiński,...
  • Adam Struzik, Marszałek Województwa Mazowieckiego, zdjęcie portretowe Adam Struzik, Marszałek...

Jaki jest cel rewolucyjnych zmian forsowanych przez PiS w iście ekspresowym tempie i niecały rok przed wyborami samorządowymi? Małe okręgi, proporcjonalne liczenie głosów, nowa Państwowa Komisja Wyborcza, dwukadencyjność tylko w samorządach... Diabeł tkwi w szczegółach.

 

Staram się nie wnikać w intencje projektodawców nowej ordynacji wyborczej. Ale przeprowadzenie wyborów w terminie i tak, jak powinny być przeprowadzone, będzie graniczyło z cudem z uwagi na nowe instytucje, które zostały wprowadzone – mówi przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej sędzia Wojciech Hermeliński w jednym z udzielonych wywiadów.

 

O co chodzi z ordynacją?

Obecnie we wszystkich miastach i gminach niebędących miastami na prawach powiatu obowiązuje ordynacja większościowa w jednomandatowych okręgach. W praktyce oznacza to, że wygrywają ci, na których zagłosowało najwięcej osób. Mandaty radnych obejmują zatem bezdyskusyjni zwycięzcy wyborów w swoich okręgach. Głosujemy więc na konkretnego człowieka.

Ordynacja proporcjonalna obowiązuje w 66 miastach, powiatach i w wyborach do sejmików województw. Polega ona na tym, że z jednego okręgu do rady wchodzi od 3 do 10 radnych (w sejmikach – od 5 do 15). Liczba mandatów zależy od tego, jaki procent ogólnej liczby głosów zdobędzie konkretna lista. Obowiązuje 5-procentowy próg. Komitety, które nie zdobędą więcej niż 5 proc. głosów (koalicje – 8 proc.), nie biorą udziału w podziale mandatów. Tu – w ogólnym rozrachunku – głosujemy na listę, a nie na konkretnego człowieka. Po wyliczeniu procentowym, jeśli lista zdobywa np. trzy mandaty, do rady wchodzą trzy pierwsze osoby z największą liczbą głosów z listy (niezależnie od tego, że zagłosowaliśmy na kogoś z dalszych miejsc).

Proporcjonalna metoda przydzielania mandatów promuje więc partie polityczne. Łatwiej przekroczyć próg wyborczy formacji, która ma rozbudowane struktury i wielu kandydatów. System proporcjonalny działa również tak, że im więcej osób wybiera się w danym okręgu, tym większą szansę na uzyskanie mandatu mają mniejsze ugrupowania i ruchy obywatelskie. Im mniej radnych wybieramy w okręgu, tym większe szanse na przejęcie mandatów mają ugrupowania cieszące się większym poparciem w sondażach. Nic więc dziwnego, że propozycje, zakładające proporcjonalny system w większej liczbie samorządów i manipulowanie liczbą okręgów wyborczych, budzą społeczny sprzeciw.

 

Brak szacunku?

Bulwersują nie tylko zmiany forsowane przez PiS niecały rok przed wyborami samorządowymi – jak mówią niektórzy eksperci: szyte na miarę jednej partii. Policzkiem dla wielu zaangażowanych i skutecznych samorządowców jest samo uzasadnienie do projektu ustawy. Projekt obraża i atakuje samorządowców w sposób bezpardonowy. Bo jak odczytać niepoparte dowodami i orzecznictwem insynuacje, że swą wieloletnią pracą „mogli stworzyć” jedynie „szeroko rozumiane powiązania korupcjogenne, (…) grupy interesów, niekoniecznie związane z rozwojem gminy czy miasta”?

 

Podwójne standardy

Przyjmując tę logikę, należałoby uznać, że takie same „korupcjogenne powiązania” „mogli stworzyć” politycy zasiadający znacznie dłużej w sejmowych ławach niż krytykowani przez nich samorządowcy. Dlaczego więc PiS nie proponuje wprowadzenia ograniczeń kadencyjnych wobec innych organów, np. sejmu czy senatu? Czy parlamentarzyści, sprawujący swą godność wiele kadencji, zwolnieni są z zarzutów tworzenia sitw i układów? Na jakiej podstawie?

Pisząc o kadencyjności, projektodawca powołuje się na Konstytucję RP, licząc chyba, że nikt nie pokusi się o zajrzenie do ustawy zasadniczej. Jedynym organem o ograniczonej kadencyjności jest Prezydent RP. Ponadto konstytucja gwarantuje równy dostęp do służby publicznej. Czy dyskryminując ludzi doświadczonych, na pewno realizujemy zasadę równości?

 

Nie tylko ordynacja…

Nie wyważa się otwartych drzwi – chciałoby się powiedzieć – analizując propozycje dotyczące „wzmocnienia pozycji interpelacji i zapytań radnych województw”. W porównaniu z przepisami obowiązującymi w Samorządzie Województwa Mazowieckiego, regulacja poselska nie tylko nie wzmacnia pozycji radnych, ale też znacznie ją ogranicza. Niepokoją również zapisy dotyczące wprowadzania projektów uchwał do porządku obrad sejmików województw. Są one niekompletne i niespójne. W dodatku uznać je należy za ograniczanie kompetencji sejmików do samostanowienia już na etapie organizacji obrad.

 

Stanowisko Sejmiku Województwa Mazowieckiego dotyczące planowanych zmian w Kodeksie wyborczym (fragmenty)

„Wbrew szczytnym założeniom prezentowanym w uzasadnieniu projektu, zmiany te są kolejnymi propozycjami legislacyjnymi prowadzącymi do znacznego ograniczenia samorządności, z której polskie społeczeństwo – nie bez powodów – było tak dumne przez niemal trzy ostatnie dekady, a polskie reformy samorządowe uznawane były za wzorcowe na arenie międzynarodowej. Odbieranie zadań samorządom, wprowadzanie przepisów prawnych ograniczających możliwości ich działania oraz samodzielnego podejmowania decyzji dla dobra wspólnot lokalnych i regionalnych stanowią zaprzeczenie idei rozwoju samorządności i są wyraźnym krokiem w kierunku (re)centralizacji władzy publicznej w Polsce.

Sejmik wyraża zdecydowaną dezaprobatę dla (...) przepisów prawa naruszających Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej, w tym zwłaszcza dla ograniczania biernego i czynnego prawa wyborczego obywateli.

(…) Sejmik Województwa Mazowieckiego wyraża poważne obawy, że zbyt krótki czas na przeprowadzenie zmian i brak wykwalifikowanej kadry mogą stanowić zagrożenie dla stabilnego przebiegu procesu wyborczego (...) wzywamy Posłów i Senatorów Parlamentu RP do zaprzestania prac nad wprowadzeniem zmian do ustaw samorządowych i Kodeksu wyborczego w obecnym trybie”.

Pełne stanowisko dostępne na www.mazovia.pl.

 

– W sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa może być przeprowadzone referendum ogólnokrajowe – czytamy w Konstytucji RP. Czy definitywna zmiana prawa wyborczego nie jest sprawą szczególnie ważną dla państwa?

 

 

Adam Struzik, Marszałek Województwa Mazowieckiego

Szanowni Państwo, długo można opowiadać o pomysłach partii rządzącej na nową rzeczywistość samorządową. Sam dostrzegam kilka plusów projektu, przede wszystkim jednak wiele niebezpieczeństw. Jednocześnie domyślam się, że procedowanie w tej sprawie będzie nadzwyczaj błyskawiczne. Nie musimy jednak godzić się na wszystko i mam nadzieję, że opinie praktyków z Mazowsza, ale też naukowców cieszących się szacunkiem w całej Polsce, skłonią Państwa do myślenia. Pod hasłem „ordynacja“ ukrytych jest szereg rozwiązań, które prędzej czy później przełożą się na nasze codzienne funkcjonowanie – począwszy od gmin, a skończywszy na strukturze regionów. Nie wierzmy populistycznym hasłom. Gdy choć chwilę poświęcimy na przeanalizowanie propozycji zmian, uświadomimy sobie, że tym, którzy stoją za pomysłami wcale nie chodzi o uczciwość, przejrzystość i zwiększenie udziału obywateli w funkcjonowaniu samorządów. To zasłony dymne. O realnych zagrożeniach szerzej mówią zaproszeni do rozmowy eksperci. Nie będę zatem powtarzał wielokrotnie przytaczanych argumentów. Opinię Samorządu Województwa Mazowieckiego zawarliśmy w stanowisku sejmiku, które jest swojego rodzaju apelem o rozwagę do wszystkich posłów i senatorów. Jego treść przekażemy m.in. do człowieka, któremu wszyscy zaufaliśmy – do Prezydenta RP, licząc, że wykaże się troską o zachowanie w Polsce demokratycznych, wolnych wyborów. Zachęcam również Państwa do refleksji i świadomego stawania w obronie obywatelskich praw.

 

Zyskają partie

dr Bartłomiej Biskup, Wydział Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego

Mając taki pakiet zmian, wyrobimy się do wyborów?

Wyrobić się wyrobimy, natomiast nigdy takie późne wprowadzanie zmian nie jest dobre. Powoduje nie tylko pewne problemy logistyczne, ale też niepewność na rynku politycznym i wyborczym. Do takich zmian trzeba jednak mieć czas, by się przygotować.

Widzi Pan jakieś dobre strony tego projektu?

Plusem są rzeczy techniczne, dotyczące np. większego kontrolowania przebiegu wyborów. Nie są to rozwiązania kontrowersyjne. Pytanie tylko brzmi, jak projektodawcy chcą sobie poradzić z tym zagadnieniem. Pomysł nowej koncepcji kart do głosowania też nie jest zły. Ale tu także nie mamy precyzyjnych wytycznych. A to bardzo istotne, jak te kwestie zostaną sprecyzowane. Trzeba mieć konkretne rozwiązania, jeśli chcemy się przed pewnymi błędami ustrzec.

A co Pana niepokoi?

Myślę, że największą kontrowersją są dwie sprawy. Pierwsza to zmiana liczebności mandatów w okręgach. Premiuje ona większe partie polityczne i w ogóle partie polityczne. Trudniej będzie uzyskać poparcie dla kandydatów zupełnie niezależnych w okręgach wyborczych o zmniejszonej liczbie mandatów. Teraz na przykład i w sejmikach mamy takie przypadki – nieliczne, ale mamy – że wśród radnych są przedstawiciele komitetów lokalnych danego polityka. To będzie już niemożliwe. Dlatego będzie to swojego rodzaju zmuszenie ludzi aktywnych albo do przyłączania się do partii (jeżeli będą chcieli działać), albo do rezygnacji z samorządowej aktywności.

W imię politycznego interesu ustawodawcy zniechęcają nas do pracy na rzecz najbliższego nam otoczenia?

Patrząc przyszłościowo, nie uważam, żeby dla PiS to było korzystne. Taka zmiana prawdopodobnie zmobilizuje opozycję i to już w najbliższych wyborach samorządowych. PiS wykształci sobie silniejszego wroga niż dzisiejsze rozproszone partie. Jak mówi mój przyjaciel Jarosław Flis, każda zmiana w ordynacji to zawsze miecz obosieczny. Czy mówimy o wyborach samorządowych, czy innych, to każda partia majstruje przy granicach okręgów. W tym nie ma nic dziwnego. Ważne, jakie będą tego konsekwencje.

A ta druga kontrowersyjna sprawa, o której Pan wspomniał?

To kwestia Państwowej Komisji Wyborczej i to, jak ona ma być powoływana. W pewnym sensie rozumiem intencje ustawodawców, którzy dążą do tego, żeby jakiś wpływ na to ciało był. Mamy sprawnie zorganizować wybory i przeliczyć głosy. Natomiast myślę, że powinna być jakaś szersza możliwość powoływania do PKW. A do tego jeszcze pomysł, żeby powołać dwie komisje – taką, która przyjmuje głosy i taką, która je liczy. To też jest rozwiązanie, powiedzmy sobie, dość dziwne. Nie spotkałem się jeszcze z takim mechanizmem. Ale może mało widziałem w życiu…

Pana zdaniem kadencyjność wpłynie na jakość politycznego życia?

Kadencyjność jest kwestią jakiegoś modelu, zazwyczaj dotyczy pełnienia najwyższych funkcji – np. prezydenta. Czasami, w innych krajach, z kadencyjnością mamy do czynienia w senatach, ale z takim rozwiązaniem w samorządach rzadko się spotykamy. Choć i tu staram się zrozumieć intencje ustawodawcy, który ma na celu rozbicie różnego rodzaju klik. Tylko moim zdaniem kadencyjność niczego takiego nie gwarantuje, natomiast ograniczy naprawdę dobrych gospodarzy. Bo są przecież tacy, zwłaszcza w małych gminach. Ludzie im ufają, są do nich przyzwyczajeni, chcą, żeby oni tam byli, bo dobrze sobie radzą i to nie musi oznaczać czegoś złego.

– Tylko duże partie polityczne, które mają struktury, będą umiały się zorganizować. To troszkę idzie na przekór idei samorządności. Ona przecież na tym polega, że każdy z nas – w sprawach nam bliskich – może zostać np. radnym. Tymczasem nie każdy chce działać pod sztandarem partii.

 

dr Bartłomiej Biskup - naukowo zajmuje się zagadnieniami komunikowania politycznego i marketingu politycznego. Uczestnik wielu ogólnopolskich projektów badawczych dotyczących kampanii wyborczych. Prowadzi m. in. zajęcia z komunikowania politycznego, public relations, marketingu politycznego, kreowania wizerunku, strategii kampanii wyborczych.

 

Nie było fałszerstw

dr hab. Jarosław Flis, Instytut Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego

Poselski projekt ustawy budzi jakieś Pana wątpliwości?

Zacząć wypada od tego, że jest zgłoszony bardzo późno. Jak na jego poziom radykalizmu i złożoności zmian, wymagałby znacznie lepszego przygotowania i przedyskutowania. To jest generalne zastrzeżenie. Oczywiście są tam rzeczy warte rozwagi – próbujące rozwiązać realne problemy, od dawna towarzyszące wyborom. Przykładem jest tu utworzenie samodzielnej administracji wyborczej. Podobnie jest z kwestią systemu wyborczego w gminach czy problemem relacji pomiędzy poszczególnymi wyborami – podwójnych startów kandydatów. Tylko że w żadnej z tych spraw nie ma dogłębnej diagnozy. Mimo jej braku, proponuje się drakońskie terapie i to w niezwykle przyspieszonym tempie. A przy okazji jeszcze, dodatkowo, jest tam dopisanych małym druczkiem dużo rzeczy, które wyglądają na próby ugrania czegoś dla siebie. Powszechne są obawy, że partia rządząca ma pomysł na jakąś Wunderwaffe, która zapewni jej zwycięstwo i przejęcie samorządów, chociaż w nieudolnym projekcie w żaden sposób tego nie widać.

Czy proponowanymi rozwiązaniami PiS nie stawia się jednak w nieco uprzywilejowanej pozycji?

Te zmiany, owszem, byłyby pewnie korzystne dla zwycięzcy, ale żeby z tego czerpać, trzeba spełnić trudny warunek, że tym zwycięzcą się jest. A nie jest oczywiste, że jak się ma 40 proc. poparcia, to się wygrywa we wszystkich województwach w kraju. To może się przełożyć na bardzo wysokie poparcie w dwóch, trzech województwach i porażkę w pozostałych.

Powinniśmy się zatem obawiać, czy może jednak nie?

Z niepokojących rzeczy, które ja widzę, najważniejsze jest zagrożenie w postaci totalnego zamieszania. Przepchnięcie zmian w takim tempie może doprowadzić do sytuacji, w której problemy z poprzednich wyborów samorządowych zupełnie zbledną. Najbliższe wybory mogą się okazać organizacyjną katastrofą. Są też zmiany mniej spektakularne, lecz uciążliwe dla dziesiątków tysięcy osób zaangażowanych w sprawy publiczne. Chociażby fakt, że radni dowiedzą się 3 miesiące przed wyborami, jak wygląda podział na okręgi wyborcze, na pewno nie jest czymś, co polepszy jakość demokracji. A czy to akurat pomoże partii rządzącej? Raczej obróci się przeciwko niej.

Co Pan sądzi o insynuacjach, że poprzednie wybory mogły być sfałszowane?

Nic na to nie wskazuje. Żadne analizy, żadne wyniki badań, w których uczestniczyłem, np. dotyczące związku karty do głosowania z wynikiem wyborów, tego nie potwierdzają. Żadne informacje nie świadczą o tym, by ktokolwiek świadomie i celowo wpływał na wynik wyborów. No chyba, że ktoś świadomie wylosował pierwszy numer. Ale z tego, co powszechnie wiadomo, PiS było w 1/3 powiatów na pierwszej stronie karty. Tym bardziej nie bardzo rozumiem, kto świadomie chciałby zrobić tak, żeby w 2/3 Polski pomagać PSL-owi, a w 1/3 PiS-owi. Jednak to nie najlepszy czas na żarty. Z tego, co wiem, nikt nie podjął się prowadzenia dodatkowych analiz, a przecież karty z wyborów 2014 są zarchiwizowane. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sprawą zajęła się prokuratura, jeśli ktokolwiek uważa, że wynik wyborów był oszustwem. Ci, którzy są tak przekonani o masowych oszustwach, wykazują się najwyraźniej niezwykłą bezczynnością.

A czy potrzebna jest nam dwukadencyjność?

To kolejny przykład drastycznej terapii bez sprawdzenia, jaka jest skala problemu i jego źródła. Inna rzecz, że dwukadencyjność musiałaby się jeszcze utrzymać przez kolejne lata. Moim zdaniem partia rządząca funduje sobie sytuację, w której w następnych wyborach parlamentarnych 2,5 tys. włodarzy w gminach będzie jej życzyło porażki. A to przecież będą osoby, które właśnie przejdą najtrudniejszy test wyborczy. Wszyscy, którzy teraz wygrają wybory, w kolejnych będą zagrożeni – część od razu, a kolejna za następnych parę lat. Samo zaś rozwiązanie jest systemowo bardzo wątpliwe. Jestem za podniesieniem konkurencyjności w gminach. Dwukadnecyjność jest natomiast zabiciem takiej konkurencyjności. Jeśli urzędujący włodarz nie będzie mógł startować w wyborach, to jaka będzie jego motywacja w zarządzaniu gminą podczas drugiej kadencji?

 

– Kluczowym problemem jest to, że partia rządząca pielęgnuje mity, miłe sercom jej członków, ale sprawiające, że odrywają się oni od rzeczywistości. W moim przekonaniu wiarygodność poselskich oskarżeń podważa brak odwołań do jakichkolwiek nowych badań.

 

dr hab. Jarosław Flis - w pracy naukowej specjalizuje się w public relations, socjologii polityki oraz kwestiach związanych z zarządzaniem instytucjami publicznymi. Między 1993 r. a 2003 r. był zatrudniony w administracji publicznej jako rzecznik prasowy prezydenta Krakowa, doradca w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (Jerzego Buzka) oraz doradca w małopolskim urzędzie marszałkowskim.

 

Krzysztof Kosiński, Prezydent Miasta Ciechanowa

Obecnie mamy wypracowany bardzo dobry mechanizm, jeżeli chodzi o funkcjonowanie samorządów. Radni miejscy wybierani są w jednomandatowych okręgach wyborczych, co sprawia, że mieszkańcy głosują na konkretnego człowieka, osobę którą znają, która reprezentuje ich interesy i która czuje się za mieszkańców swojego okręgu bezpośrednio odpowiedzialna. Przy systemie proporcjonalnym ta odpowiedzialność będzie się rozmywać, okręgi będą dużo większe, a kandydat, który zdobędzie dużą liczbę głosów, nie musi wcale wygrać, bo wszystko będzie zależało od listy, z której wystartuje. Zwykli mieszkańcy, którzy chcieliby startować z własnego komitetu, niezależnie, tak naprawdę zostaną zablokowani. Dyskusyjna jest również kwestia kadencyjności. Często burmistrzowie, prezydenci, wójtowie, którzy rządzą przez wiele lat, uznawani są za dobrych gospodarzy, więc lokalne społeczności nie życzą sobie zmian. To mieszkańcy powinni rozstrzygać, a nie odgórny mechanizm dwukadencyjności. Jest mnóstwo zapisów, które niepokoją i które mogą prowadzić do niszczenia samorządów.

 

Dariusz Stopa, Starosta Siedlecki

Wszystkie zmiany dotyczące funkcjonowania państwa powinny być głęboko analizowane i konsultowane. Niestety, przedstawiony projekt zmian w ordynacji wyborczej to kolejny, który ma za zadanie wprowadzić politykę w sektor samorządowy, zaczynając od gmin. Oczywiście, że pewne zmiany są potrzebne. Struktura każdych kolejnych wyborów – czy to samorządowych czy parlamentarnych – daje podstawy do usprawniania, jednak rewolucja w tym obszarze może doprowadzić do dużego chaosu i niezrozumienia.

Projekt zawiera szereg propozycji, które moim zdaniem bardzo negatywnie wpływają na samorząd. Najważniejszą z nich jest likwidacja jednomandatowych okręgów wyborczych w gminach. Kto, jak nie mieszkańcy wie najlepiej, któremu kandydatowi oddać swój głos tak, aby ich interes był najlepiej reprezentowany? Wprowadzenie proporcjonalności doprowadzi w istocie do likwidacji lokalnych komitetów wyborczych na rzecz partii politycznych. Okręgi jednomandatowe z powodzeniem sprawdziły się w wyborach samorządowych w 2014 r., dodatkowo taki sam system funkcjonuje w wyborach do senatu. Chodzi o to, aby mieszkańcy danego regionu, czy miejscowości jak najlepiej znali kandydata. Rada Gminy, która dotychczas działała dla dobra wspólnego, jest postawiona przed faktem politycznego podziału.

Równie ważną zmianą jest propozycja dwukadencyjności w samorządzie. Należałoby się zastanowić, czy przy ustaleniu limitu dwóch kadencji nie wydłużyć okresu jej trwania z 4 do np. 5 lat. Z drugiej strony to mieszkańcy decydują o tym, kto ma być ich wójtem, burmistrzem czy prezydentem. Jeśli ktoś jest aktywny i dobrze sobie radzi w samorządzie, ta zmiana nie daje mu możliwości dalszego działania. Skoro dwukadencyjność ma dotyczyć wybieranych organów w samorządzie, to może również warto tę zasadę wprowadzić w parlamencie. W ławach poselskich są posłowie ze stażem dłuższym niż wielu samorządowców.

Osobiście bardzo mnie niepokoi propozycja podporządkowania komisji wyborczej pod krajowego komisarza wyborczego, którego ustala partia polityczna, oraz wprowadzenie dwóch obwodowych komisji wyborczych do przeprowadzenia i ustalenia wyników głosowania. Niestety daje to podstawę do nadużyć i manipulacji. Przy tej propozycji warto by się zastanowić, czy przy liczeniu głosów nie umożliwić obecności mieszkańców, tak jak np. w Wielkiej Brytanii. Tam zainteresowany może przebywać w lokalu, podczas gdy komisja liczy głosy. Sam oczywiście w tym procesie nie uczestniczy, ale patrzy, jak robi to powołana komisja.

Nie jest złym pomysłem zwiększenie kontroli w lokalach wyborczych. Należy tylko zaznaczyć, że za te pomysły zapłacą samorządy z własnych budżetów.

 

Tomasz Kucharski, Wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Mazowieckiego

„Wybory przy zielonym stoliku” – z takim faktem będziemy mieli do czynienia w praktyce, jeżeli projekt ordynacji wyborczej do samorządu w 2018 r., autorstwa PiS, zostanie uchwalony. Złych pomysłów w tym projekcie jest cała masa, ale najistotniejsze, moim zdaniem, to likwidacja jednomandatowych okręgów wyborczych oraz manipulacja przy ustalaniu okręgów wyborczych i gra liczbą mandatów w okręgach.

Likwidacja JOW-ów (ordynacji większościowej) w gminach, które nie są na prawach powiatu, zdecyduje o powstaniu limitowanej samorządności. Limitowanej przez partie polityczne, które przy takich rozwiązaniach, zdominują wybory. Pozbawi to głosu mniejsze społeczności i odbierze lokalnym liderom szanse na rządzenie w ich imieniu. A przecież intencją tworzenia samorządu było oddanie władzy, w małych i średnich środowiskach, w ręce mieszkańców.

„Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy” – mówił przed laty Władysław Gomułka, lider partii komunistycznej w Polsce. Pozostałe zmiany w ordynacji, także te które wymieniłem, tak naprawdę mają służyć właśnie zdobyciu władzy przez PiS, także w samorządach – wszystkimi dostępnymi metodami – i utrzymaniu jej. Może tak się stać, jeżeli w wyniku wprowadzonych przez PiS regulacji prawnych, głosować będzie się na partie, a nie na konkretnych ludzi. Kiedy przy „zielonym stoliku” dokona się podziału na okręgi wyborcze tak, aby było to najkorzystniejsze dla PiS i przy znacznie zmniejszonej liczbie mandatów do zdobycia w poszczególnych okręgach wyborczych (np. z 9 na 3 mandaty radnych województwa czy z 10 na maksymalnie 7 mandatów radnych powiatu).

Drastyczne zmiany w ordynacji wyborczej do samorządu są potwierdzeniem, że PiS zapomniał o demokratycznych zasadach sprawowania władzy w naszym państwie.


Zmiany w ordynacji wyborczej

Zagadnienie wyborcze

Tak jest

Propozycja PiS

Skład Państwowej Komisji Wyborczej

3 sędziów Trybunału Konstytucyjnego, 3 sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego, 3 sędziów Sądu Najwyższego.

Sąd Najwyższy wykluczony ze wskazywania członków PKW. W skład nowej PKW mają wchodzić: jeden sędzia TK, jeden sędzia NSA, 7 osób wskazanych przez Sejm RP.

Gdzie obowiązuje proporcjonalny, a gdzie większościowy wybór radnych?

Proporcjonalny (z progiem 5 proc.) w wyborach do sejmików, rad powiatów i rad miast na prawach powiatów. W pozostałych gminach system większościowy.

Proporcjonalny w wyborach do sejmików, rad powiatów i rad miast na prawach powiatu oraz we wszystkich gminach.

Maksymalna liczba radnych gminy lub powiatu wybieranych z jednego okręgu wyborczego

10

7

Maksymalna liczba radnych województwa wybieranych z jednego okręgu wyborczego

15

7

Ilu wyborców musi poprzeć listę kandydatów, żeby kandydaci mogli w ogóle startować w wyborach do rady gminy

150 w miastach na prawach powiatu. 25 w pozostałych gminach.

150 w każdym przypadku.

Maksymalna liczba kadencji wójta,
prezydenta, burmistrza

Nie obowiązuje.

2 kadencje.

Kto wydaje karty, a kto liczy głosy?

W każdym lokalu jest jedna obwodowa komisja wyborcza, która najpierw wydaje karty, a potem liczy głosy.

W każdym lokalu do głosowania są 2 komisje. Komisja ds. przeprowadzenia głosowania wydaje karty. Komisja ds. ustalania wyników głosowania liczy głosy.

Kto ustala granice okręgów wyborczych w gminach?

Rada gminy.

Powiatowy komisarz wyborczy.

Kto ustala granice obwodów do głosowania w gminach?

Rada gminy.

Powiatowy komisarz wyborczy.

Liczba wyborców w obwodach do głosowania

500–3000

500–4000

Zawiadomienie wyborców o terminie wyborów i sposobie głosowania, dostarczenie do skrzynek pocztowych

Przekazuje wójt, burmistrz lub prezydent miasta na 21 dni przed dniem głosowania.

Przekazuje powiatowy komisarz wyborczy między 14 a 7 dniem przed dniem głosowania.

Przezroczyste urny

Już obowiązują.

Nowe przepisy utrzymują ten stan.

Nagrywanie czynności obwodowej komisji przez mężów zaufania

Legalne. Mężowie zaufania muszą mieć kamery.

Legalne. Mężowie zaufania muszą mieć kamery. Nagrania mogą być udostępniane również w innych celach niż dla sądu i prokuratury.

 

Liczba wyświetleń: 481

powrót