Z serca Polski nr 11/17
Koronki pod zamkiem
2017.11.14 09:20 , aktualizacja: 2017.11.14 13:31
Autor: Rozmawiał Andrzej Ostromęcki, Wprowadzenie: Małgorzata Wielechowska
- Z nici powstają obrazy jak...
- Najczęściej artystka tworzy...
- Artystka tworzy głównie...
- Alina Chojka ma w swoich...
- Serwetki pięknie się...
- Nićmi można wyszyć nawet...
- Alina Chojka podczas...
Czersk – zamek, będący siedzibą książąt mazowieckich, stolica Mazowsza – starsza od Warszawy… i ludzie, nadający koloryt temu miejscu. Są wśród nich twórcy, których ceni miejscowa społeczność. Jedną z takich artystek jest Alina Chojka, mieszkająca tuż obok zamku.
Jest Pani rodowitą czerszczanką?
Właściwie nie jestem tutaj urodzoną. Pochodzę skądinąd. Z niedaleka. Ale od 1971 r. już tak – jestem czerszczanką. Znam większość mieszkańców, inni też mnie znają. Chyba już uważam się za tutejszą. Dorosłe dzieci również mówią o czerskich korzeniach. Mam dwóch synów i córkę. I to właśnie ona – z czego jestem bardzo dumna – poszła w moje ślady: haftuje i szydełkuje.
Pełno w Pani domu rozmaitych prac, robótek ręcznych… Igła i szydełko to pewnie Pani nieodłączny towarzysz dnia. Dawno zaczęła się ta przyjaźń?
Mam dużo wolnego czasu, jestem już na emeryturze. Rękodzieło to moja pasja, której poświęcam każdą wolną chwilę. Przyznam, że to duży wysiłek, ale i wielka satysfakcja. Często tworzę pod wpływem chwili. To, czym zajmę się danego dnia – haftem, szydełkowaniem, czy też nowym tematem, pojawia się w głowie spontanicznie. Zainteresowanie szydełkowaniem i robótkami wyniosłam jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Dziergać na drutach z korkami na końcach zaczęłam, mając 12 lat. Zrobiłam wtedy swój pierwszy sweter, który do dziś wspominam… Przyznam, że nie bardzo się udał. Potem, już po wyjściu za mąż – podczas urlopu wychowawczego – nabyte w młodym wieku umiejętności bardzo się przydały. Wyćwiczyłam się w tej dziedzinie i robiłam różne rzeczy z wełny, m.in. bardziej już udane swetry.
Przy szydełkowaniu koronkowych serwetek potrzebna jest chyba precyzja i zamysł?
Tak, tak. Zaczyna się od jednego kółeczka, później przybywa ich w ekspresowym tempie. Jak się dobrze zna ścieg, to naprawdę wszystko samo „rośnie”. Szydełek oczywiście używam różnych, w zależności od grubości kordonka. Zawsze jednak metalowe – te plastikowe „skrzypią”. Ważny jest też dobór nici. Spośród nich najczęściej korzystam z bawełnianych, rzadko sięgam po akryl. Trzymam się też zasady, by każdą robótkę wykonywać jednym tylko rodzajem nici. Staram się ich nie łączyć. Poza tym nie używam materiałów zbyt ozdobnych, np. metalizowanych. Natomiast jeśli chodzi o rozmiar nici – stosuję różne grubości. Oczywiście – na zakończenie pracy – zawsze konieczne jest prasowanie. Trzeba pamiętać o tym, by wykonywać je przez szmatkę, niezależnie od rodzaju nici. Nawet akrylowe dobrze znoszą taką „obróbkę”.
Nie jest Pani także obca sztuka haftowania.
Stosuję bardzo prosty i popularny haft krzyżykowy. Pełny krzyżyk w obie strony. Nie używam natomiast tamborka[1]. Oczywiście mam i próbowałam haftować przy jego wykorzystaniu, ale jakoś mi nie idzie. Nitki się ściągają, tamborek się rozsuwa... Za dużo zachodu. Można zrobić to samo o wiele łatwiej. Mój sposób jest prosty – używam usztywnionej kanwy, oczywiście nie ze sztucznych tworzyw, a bawełnianej, która doskonale sprawdza się jako baza obrazów hafciarskich wykonanych stylem krzyżykowym. Ważne jest, by kanwa była koloru białego – przecież wszystko zapełnia się kolorowymi krzyżykami. Czasem mówi się, że to jak malowanie igłą. To prawda. Na zwykłej, czystej kanwie haftuję ze wzorów graficznych. Używam igły z dużym uszkiem i zaokrąglonym czubkiem – około czterocentymetrowej.
U mnie na ścianie wiszą takie obrazy igłą. Łatwo odróżnić wykonane muliną od tych z kordonka. Przeważnie haftuję właśnie muliną. Na zakończenie, jak przy robótkach szydełkiem, prasowanie. Szydełkowanie idzie szybciej, chyba rzeczywiście haft jest bardziej pracochłonny.
A wzory sama Pani wymyśla?
Najłatwiej czerpać pomysły z magazynów, ale często też szukam po znajomych, ze strychów, zakamarków, lamusów. Nie za wszystko zabieram się od razu: temat, barwy – to musi wpaść w oko, spodobać się.
Kolejne Pani „cuda” to obrusy. Pokaźna kolekcja!
Wiele z nich mam w domu. A robię je przeważnie dla rodziny, znajomych, na prezenty, ale zdarzyło się też, że ktoś zabrał do Belgii, kiedyś pojechały do Stanów Zjednoczonych. Płótno zwykle jest białe, czasem z dodatkiem sztucznego włókna. Wiadomo, taki obrus jest praktyczniejszy w praniu. Mam jeszcze bardzo stare prace – wykonane 30 lat temu. Rozmiary oczywiście zależą od stołu, na który obrus jest przeznaczony. Wykańczam je szydełkiem, ale można też wykorzystać maszynę albo igłę. Moje obrusy zwykle są haftowane wieloma kolorami. Stosuję też haft połączony z aplikacją. W tej pracy dobry wzrok to podstawa. Wiadomo, z wiekiem się psuje, ale na razie szydełkuję i haftuję bez okularów. Jestem krótkowidzem.
Rozmawiał Andrzej Ostromęcki
[1] Przedmiot składający się z dwóch obręczy, które zaciska się na siebie, napinając jednocześnie naciągnięty między nimi materiał.
Liczba wyświetleń: 190
powrót