Mazowsze serce Polski nr 11/19
Nie boję się krytyki
2019.11.18 10:00 , aktualizacja: 2019.11.20 11:05
Autor: Rozmawiała Monika Gontarczyk, Wprowadzenie: Monika Gontarczyk
Niedoszły piłkarz, ale dobrze zapowiadający się prawnik, a może i polityk? Poznajmy Konrada Wojnarowskiego, jednego z najmłodszych radnych województwa, którego mieszkańcy zachodniego Mazowsza obdarzyli kredytem zaufania.
Konrad Wojnarowski
Absolwent stosunków międzynarodowych na UKSW oraz Wydziału Prawa i Administracji na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Ukończył studia doktoranckie, ma otwarty przewód doktorski na UW. Temat pracy „Klasyfikacja NUTS i jej znaczenie dla prawa Unii Europejskiej i polskiego prawa krajowego”. Interesuje się historią współczesną i kulturą koreańską. W wolnej chwili spaceruje z psem – Łatką, najchętniej gdzieś nad wodą.
Monika Gontarczyk: Zawsze w marynarce i koszuli… W szafie ma Pan tylko garnitury?
Konrad Wojnarowski: Faktycznie (śmiech). Często je noszę. Z czego to wynika? To poniekąd mój strój oficjalny, żeby nie powiedzieć służbowy. Lubię taki styl. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale już jako mały chłopiec bardzo często wkładałem koszule. Miałem nawet krawat na gumce, który nosiłem z dumą. Czułem się wtedy taki dorosły, jak tata.
M.G.: Już wtedy myślał Pan, by pójść w ślady ojca (red. – wieloletni starosta mławski)?
K.W.: Nie, zupełnie nie… To, że zostanę samorządowcem, wyszło bardzo naturalnie. Niewielu jest ludzi, którzy od początku wiedzą, kim będą, i tego dokonują. Jako młody chłopak dość dużo czasu poświęcałem piłce nożnej.
M.G.: Na jakiej pozycji Pan grał?
K.W.: Na pozycji napastnika w Mławiance Mława i MKS Szreńsk, ale gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że to hobby, a karierę zawodową muszę zrobić w innej dziedzinie.
M.G.: Co Pan wybrał?
K.W.: Wyrosłem w domu, w którym sprawy ludzi zawsze były bliskie. Podobnie jak ojciec chciałem pomagać innym. Jako licealista byłem jednak przekonany, że będę bardziej pomocny jako prawnik. Udało mi się skończyć studia prawnicze i rozpocząć doktoranckie. Dopiero praca w urzędzie marszałkowskim ostatecznie ukierunkowała mnie na samorząd.
M.G.: Zdobyć mandat radnego nie jest łatwo, a Panu się udało.
K.W.: To prawda, nie jest to proste zadanie. Dopiero za drugim razem wynik pozwolił mi zasiąść w sejmikowych ławach. A tak naprawdę to był mój trzeci start w wyborach.
M.G.: Czyli zasada do trzech razy sztuka się sprawdza?
K.W.: W moim wypadku się sprawdziła (śmiech). Choć liczba głosów, którą zdobyłem w 2014 r., a było to około 6 tys., oznaczała, że niewiele mi zabrakło. Otarłem się o wygraną.
M.G.: I pozostał niedosyt?
K.W.: Niedosyt? To był bardzo dobry wynik jak na pierwszy start! Pobudził mój apetyt i jeszcze bardziej zmotywował do pracy.
M.G.: Jak widać – skutecznie. Jak czuje się Pan w tej roli?
K.W.: Pracując w urzędzie marszałkowskim, miałem okazję „podglądać” pracę radnych, marszałka. Wiedziałem, na czym ona polega. Aczkolwiek, gdy już wszedłem w skład tego grona, to się okazało, że jeszcze wielu rzeczy muszę się nauczyć. Z każdym dniem, sesją nabieram doświadczenia.
M.G.: Jako jeden z najmłodszych radnych często jest Pan krytykowany – żeby nie powiedzieć – lekceważony ze względu na wiek. To deprymuje?
K.W.: Nie wydaje mi się, żebym z tego powodu był negatywnie odbierany. To wyborcy zdecydowali o moim mandacie, doskonale wiedzieli, ile mam lat. Odbieram to właśnie jako ich potrzebę, by o sprawach województwa decydowali także młodzi. By na problemy, z którymi zmaga się region, patrzeć z perspektywy zarówno starszych, jak i młodszych. Na każdym polu działalności są potrzebne osoby w różnym wieku i z różnym doświadczeniem. Jeśli ktoś nie aprobuje tego, co mówię, bo ma inne poglądy czy wizje rozwoju Mazowsza, ma do tego prawo. Szanuję je.
M.G.: Niebawem ruszy sejmik młodzieżowy Mazowsza. Jakie rady przekazałby Pan młodszym kolegom?
K.W.: Przede wszystkim powinni być otwarci, kreatywni oraz nie bać się wyrażać swoich myśli i poglądów. Sprawy młodzieży, ich spojrzenie na problemy Mazowsza są dla nas bardzo istotne.
M.G.: Pierwszy sukces, jako radnego?
K.W.: Bardzo ważna jest dla mnie realizacja programów społecznych, które jako samorząd województwa uruchomiliśmy w tym roku. To bardzo istotna i oczekiwana przez mieszkańców pomoc. Musimy dopilnować, aby gminy i powiaty wywiązały się z umów i w terminie wykorzystały udzielone wsparcie. Grunt to dobra współpraca. Wierzę, że już niebawem mieszkańcy zobaczą w swoich gminach i sołectwach upragnione zmiany, które wpłyną na poprawę jakości życia.
M.G.: Często można zobaczyć Pana w telewizyjnych programach publicystycznych. Lubi Pan być na wizji?
K.W.: To wbrew pozorom też jest rolą radnego. Trzeba swoich wyborców po pierwsze informować o działalności samorządu województwa, o programach, które przygotowaliśmy z myślą o mieszkańcach i rozwoju całego regionu. Po drugie, będąc radnym, czyli de facto reprezentantem wyborców, trzeba za pośrednictwem środków masowego przekazu bronić ich interesów, walczyć o sprawiedliwość, godność. Wiadomo, że mediami o największym zasięgu są radio i telewizja, jeśli więc jestem zapraszany lub wyznaczany do reprezentowania naszego klubu, to chętnie to robię.
M.G.: Gorącym tematem ostatnich tygodni był podział administracyjny województwa. Myśli Pan, że zostanie on zrealizowany?
K.W.: Pomysłodawcy chyba zapomnieli albo nie chcą pamiętać, że Mazowsze jest już podzielone, ale statystycznie. To dobre rozwiązanie, bo umożliwia większe wsparcie z Unii Europejskiej. Mam nadzieję, że na tym – bardzo korzystnym – podziale poprzestaniemy. Obecne dochody Mazowsza z podatku CIT aż w 87 proc. pochodzą z Warszawy i jej tzw. obwarzanka. Podział administracyjny doprowadziłby do zatrzymania rozwoju regionu. Wpływy do budżetu byłyby znikome, a wydatki ogromne – utrzymanie dróg, szpitali, kolei to kosztowne inwestycje.
Liczba wyświetleń: 464
powrót