Mazowsze serce Polski nr 9/20
Wielki eksperyment na dzieciach
2020.09.14 10:45 , aktualizacja: 2020.09.23 13:37
Autor: Agnieszka Bogucka, Wprowadzenie: Monika Gontarczyk
- Dla wielu uczniów ogromnym...
- W sytuacjach awaryjnych...
- Wychowanie fizyczne online...
- Samorząd Mazowsza uruchomił...
Nowa pandemiczna rzeczywistość zaskoczyła wszystkich – resort edukacji, rodziców, nauczycieli, a zwłaszcza uczących się w każdym wieku. Pierwsze doświadczenia z nauką zdalną bez wątpienia dały się we znaki każdemu z nas. Ale czy skłoniło to do wyciągnięcia wniosków? Zdania są podzielone, a czas pokaże, czy uczymy się na błędach…
Rok szkolny rozpoczął się tradycyjnie. 1 września uczniowie spotkali się w szkolnych murach, które opuścili pod koniec marca. Mimo powrotu do klasycznego modelu nauczania, jest on uwarunkowany ograniczeniami wynikającymi z pandemii. Już w pierwszym tygodniu września około 300 szkół w całej Polsce zwróciło się do Państwowego Inspektora Sanitarnego o opinię w kwestii przejścia na naukę zdalną.
Aktywność w sieci
W minionym semestrze chaos w placówkach (chociażby próby ustalenia platformy komunikacji) został szybko opanowany. Początkowo nauczyciele sami decydowali jak porozumiewać się z uczniami – czy poprzez aplikacje interaktywne, czy Librusa, a może jedynie za pomocą poczty elektronicznej. Jednak dość sprawnie większość szkół wypracowała jednolity system współpracy (w większość to Microsoft Teams). Jednak był przedmiot, który nie występuje online – wychowanie fizyczne.
– Moje klasy biegały, spacerowały, jeździły na rolkach i rowerach. Miały obowiązek trzech aktywności w tygodniu, a dokumentowały to za pomocą aplikacji sportowych w telefonie (np. Endomondo). Później wysyłały mi zrzuty ekranu z datą, godziną, dystansem itp. i na tej podstawie otrzymywały zaliczenie – opowiada pan Michał, nauczyciel wychowania fizycznego. – Ale prawdę mówiąc, cały materiał z tego okresu nie został zrealizowany, więc szkoła online w przypadku wf-u całkowicie poległa… – dodaje.
Niektórzy nauczyciele wymagali przesyłania filmów dokumentujących aktywność fizyczną uczniów.
– Dla mnie to porażka. Większość dzieci wstydzi się swojego ciała, czy tego jak i gdzie mieszka. A takie filmy to wręcz upokorzenie dla młodego człowieka – nie kryje oburzenia nauczyciel. – Całą sytuację traktowałem ulgowo i nikogo do niczego nie zmuszałem. Większość uczniów dała się przekonać, że robią to dla siebie, nie dla ocen czy dla mnie. Ocenianie też traktowałem dość ulgowo – jedynek nie stawiałem, nawet jeśli ktoś nic nie zrobił. Doszedłem do wniosku, że karanie dzieci za całą paranormalną sytuację to głupota – przyznaje pan Michał.
Zajęcia praktyczne online?
Innym problemem, który pojawił się w czasie wirtualnego semestru, była nauka umiejętności zawodowych, możliwych do zdobycia jedynie w praktyce.
– Nauczanie zdalne nie zastąpi bezpośredniej pracy z pacjentami i klientami w warunkach rzeczywistych. Podobnie w zakresie nabywania umiejętności obsługi aparatury medycznej – zauważa Agnieszka Stolarczyk, dyrektor Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Radomiu. – Odnosimy wrażenie, że w dyrektywach i rozporządzeniach MEN zapomniano lub pominięto sprawy kształcenia personelu medycznego tak potrzebnego w dzisiejszych czasach.
Wtóruje jej Izabela Kierska, dyrektor Zespołu Medycznych Szkół Policealnych w Ciechanowie: – W naszej szkole, uczącej zawodu, nauka zdalna to za mało. Na odległość nie nauczymy zawodu kosmetyczki, masażysty, higienistki stomatologicznej czy opiekuna medycznego – tłumaczy.
Podobne nastroje panują wśród kadry pedagogicznej Zespołu Szkół Drzewnych i Leśnych im. Jana Kochanowskiego w Garbatce-Letnisku.
– W sytuacjach awaryjnych nauczanie zdalne jest koniecznością i możliwe do przeprowadzenia, co pokazało kilka ostatnich miesięcy. Ta forma nauczania jest jednak mało wydajna i obciąża młodzież przymusem dużego zaangażowania w pracę samodzielną. Nauczanie hybrydowe, gdzie uczeń choć trochę czasu mógłby spędzić z nauczycielem, jest dla niego lepszym rozwiązaniem – potwierdza Łukasz Majewski, nauczyciel przedmiotów zawodowych technik leśnik.
No bo jak bez bezpośredniego kontaktu z „mistrzem” i odpowiednich narzędzi nauczyć się profesjonalnej obróbki drewna, renowacji albo konserwacji wyrobów stolarskich? A fryzjerstwo? Albo kosmetologia? Owszem, zawsze można korzystać z pomocy znajomych, którzy zgodzą się np. być modelem dla dobra nauki zawodu. Ale czy o to w tym chodzi?
– W naszym przypadku, gdzie najważniejsze w procesie dydaktycznym jest nauczanie zawodu, a zwłaszcza jego część praktyczna, nie wyobrażamy sobie, aby na dłuższą metę prowadzić inną formę nauczania niż stacjonarna. To tak, jak mielibyśmy nauczyć kogoś pływać zdalnie, może jest to możliwe, choć nie znam takiego przypadku. Prezentacja dokonana przez nauczyciela oraz ćwiczenia pod jego okiem są jedyną słuszną metodą kształcenia umiejętności zawodowych – uzupełnia Marcin Tomaszewski, nauczyciel przedmiotów zawodowych technik technologii drewna i kierownik warsztatów praktycznej nauki zawodu.
Wiele kierunków na uczelniach wyższych również nie może się obyć bez ćwiczeń praktycznych.
Tak jest np. na telekomunikacji. Mówi Radosław, student III roku na tym kierunku: – Zdalne nauczanie ma swoje zalety, ale nic nie zastąpi zajęć na żywo. Ze względu na specyfikę mojego kierunku, trudno studiować wirtualnie, ponieważ wiele przedmiotów, jak laboratoria z sieci komputerowych, lepiej jest praktykować stacjonarnie – podkreśla student.
Nie ma laptopa, nie ma lekcji
W trakcie wiosennego lockdownu jednym z podstawowych problemów zdalnej nauki był sprzęt. Według ankiety[1] przeprowadzonej wśród nauczycieli, ponad 70 proc. z nich twierdziło, że największym problemem był brak zaplecza technicznego u dzieci lub brak wolnych urządzeń. Zwracano też uwagę na słaby stan techniczny lub ilościowy szkolnego sprzętu elektronicznego.
– To był trudny czas. Mamy w domu jeden komputer, co w czasie przed pandemią zupełnie wystarczało. Problem pojawił się w momencie przejścia w tryb zdalny, zarówno szkoły, jak i mojego zakładu pracy – wspomina pani Monika, mama szóstoklasistki. – Nasz rozkład dnia wyglądał następująco: córka siadała przed komputerem w porze e-lekcji, na ogół dwa-trzy razy w ciągu dnia, a ja wtedy przechodziłam na tryb pracy analogowy, czyli z długopisem w ręku. Na szczęście charakter mojej pracy dopuszcza takie rozwiązania.
Gorzej wyglądały popołudnia, gdy obydwie potrzebowały sprzętu.
– Córka – by odrobić lekcje na platformach edukacyjnych, ja – by zdobyć wiadomości i opracować dokumenty na kolejne dni – opowiada.
Efekt był taki, że sprzętu pani Monika używała jedynie wieczorami i w nocy. Funkcjonowanie w takim trybie było uciążliwe, bo poza strefą szkoła/praca były jeszcze inne codzienne obowiązki.
– Podobno i tak miałam szczęście, bo nie musiałam przerabiać z córką nowych tematów samodzielnie… – wzdycha nasza rozmówczyni.
Sprzęt jest więc często w rodzinach współdzielony. To, siłą rzeczy, generuje problemy zarówno z dostępem do zajęć prowadzonych online, jak i materiałów edukacyjnych.
– W naszej szkole nauka w internecie to duże wyzwanie ze względu na sprzęt i umiejętności, zróżnicowanie wiekowe słuchaczy (od 20 do 55 lat), ich życie rodzinne i zawodowe – przyznaje szefowa ciechanowskiego Medyka.
Tablet od marszałka
Na pierwsze tego typu doświadczenie zareagował Samorząd Województwa Mazowieckiego, który uruchomił program wsparcia dla mazowieckich szkół.
Przeznaczył w sumie aż 35 mln zł[2] na sprzęt dla 236 szkół (dla których organami prowadzącymi są gminy i powiaty), szkolenia dla minimum 800 nauczycieli i 2 tys. uczniów. Uczniowie, w tym ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi i z niepełnosprawnościami, otrzymają urządzenia mobilne (laptopy/tablety) oraz dostęp do internetu. Wsparcie objęło uczniów, którzy nie mają warunków technicznych do uczestnictwa w zdalnych zajęciach lekcyjnych.
– Dzięki temu będziemy mogli stworzyć nową pracownię komputerową, co jest ważne zwłaszcza w szkołach, w których są przedmioty zawodowe i odbywają się egzaminy z kwalifikacji zawodowych. W naszym zespole są trzy szkoły, więc każdy uczeń będzie miał lepszy dostęp do nowoczesnych technologii – mówi Maria Witomska-Rynkowska, dyrektorka Zespołu Szkół nr 31 im. Jana Kilińskiego w Warszawie.
Pozostańmy w kontakcie
Z kolei dla większości uczniów minusem był brak bezpośredniego kontaktu z przyjaciółmi. Młodsi chcieliby pobiegać, pobawić się na przerwie. Ci starsi – wybrać się razem na wycieczkę, powłóczyć się po mieście, spotkać u kogoś w domu.
– Na początku bardzo się cieszyłam, że szkoła przeniosła się do domu. To dużo większy luz niż codzienne chodzenie do szkoły. Jednak szybko zaczęło mi brakować kontaktu z koleżankami i kolegami z klasy. Rozmawialiśmy wprawdzie przez komunikatory internetowe, ale tęskniliśmy za wspólnym spędzaniem czasu, szczególnie na dworze. Po tylu godzinach przed ekranem, najpierw w trakcie e-lekcji, potem przy odrabianiu pracy domowej, miałam dosyć elektroniki – przyznaje Ania, uczennica szkoły podstawowej.
Szczególne potrzeby
Sytuacja uczniów ze specjalnymi potrzebami w czasie zamknięcia szkół była niejednokrotnie bardzo trudna. Stracili nie tylko kontakt z rówieśnikami czy możliwość uczęszczania na zajęcia, ale również zamknięty został dostęp do terapii i rehabilitacji. Dla wielu z nich odcięcie od edukacji w placówkach oznaczało poważny regres umiejętności społecznych i traumę spowodowaną przymusową izolacją.
– W przypadku uczniów z niepełnosprawnością intelektualną trudno jest zapewnić bezpieczny dystans, wymagać od nich przestrzegania reguł. Im większy stopień niepełnosprawności, tym bardziej uczniowie potrzebują bezpośredniego kontaktu, szczególnie w czynnościach samoobsługowych, przemieszczaniu się. W tej grupie są uczniowie, którzy potrzebują stałego fizycznego wsparcia nauczyciela, terapeuty. Ponadto przestrzeń, jaką jest klasa, to duże ograniczenie aktywności uczniów[5] – mówi dr Radosław Piotrowicz z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie.
Nauczyciele też się uczą
Kolejnym zagadnieniem, z którym przyszło nam się zmierzyć, było opanowanie zasad działania platform do wirtualnej komunikacji. Dzieci i młodzież poradziły sobie z tym bardzo szybko, co jest zrozumiałe, ale dla wielu dorosłych okazało się dużym wyzwaniem.
Z badań wynika, że ponad 85 proc. nauczycieli nie miało doświadczenia z edukacją zdalną[3], a teraz musieli przerzucić się na interaktywne narzędzia nauczania. Wielu z nich skorzystało z korepetycji z e-learningu.
– Zainteresowanie szkoleniami było bardzo duże, bo wiele szkół nie miało przećwiczonego żadnego systemu nauczania online. Nauczyciele chętnie poznawali zaawansowane możliwości platform i systemów pozwalających na e-edukację – mówi dr Jan Aleksander Wierzbicki, dyrektor Ośrodka Edukacji Informatycznej i Zastosowań Komputerów w Warszawie. – Od marca do sierpnia br. ośrodek prowadził tylko szkolenia online, zorganizował dziesięciokrotnie więcej szkoleń tego typu niż w tym samym okresie w roku ubiegłym oraz przeszkolił około 4 tys. nauczycieli – wylicza.
Wnioski z wiosny
Czy wyciągnęliśmy lekcję z doświadczeń? Według wytycznych ministerstwa[4] rok szkolny 2020/2021 może przebiegać według trzech opcji: tradycyjnej, mieszanej (hybrydowej) lub kształcenia zdalnego. Wariant pierwszy najbardziej zbliżony jest do formy kształcenia sprzed pandemii – uczniowie i nauczyciele pracują razem w szkole. Wciąż obowiązują jednak wytyczne GIS, MZ i MEN dla szkół i placówek oświatowych.
Ta ścieżka ma jednak wyboje: dyrektorzy szkół muszą tak zorganizować czas spędzany w placówce, aby umożliwić zachowanie dystansu społecznego, szczególnie w miejscach wspólnych, i ograniczyć gromadzenie się uczniów. Co to oznacza w praktyce? W większości szkół to przede wszystkim ekwilibrystyka logistyczna. Najgorzej zapowiada się korzystanie z łazienek, korytarzy, stołówek czy świetlic. Sprawy nie ułatwiają sprzeczne dyspozycje. Na przykład ministerstwo zdrowia publikuje zasadę, że noszenie maseczek jest obowiązkowe nie tylko w komunikacji miejskiej i sklepach, ale również w szkołach. Tymczasem takiego wymogu nie ma w zaleceniach dla szkół.
Wytyczne są nieprecyzyjne, a odpowiedzialność za kluczowe decyzje przerzucona na dyrektorów. To dyrektor szkoły – w razie wystąpienia zagrożenia epidemiologicznego – ma zamknąć placówkę dla uczniów. Częściowo – zarządzając nauczanie hybrydowe, lub całkowicie – wysyłając dzieci na naukę zdalną. Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny ma jedynie wyrazić opinię, a organ prowadzący – zgodę.
– Mam nadzieję, że decyzję o modelu funkcjonowania szkoły w warunkach pandemii podejmie inspektor sanitarny z wiedzą bakteriologiczną i epidemiologiczną, a nie organ prowadzący czy dyrektor szkoły – komentuje rozwiązanie Izabela Kierska, dyrektor Zespołu Medycznych Szkół Policealnych w Ciechanowie.
[1] Skriware, „Raport: nauczanie zdalne w Polsce”, 22.06.2020.
[2] 28 mln zł to fundusze unijne, ponad 5,2 mln zł pochodzi z budżetu województwa mazowieckiego, a ponad 1,7 mln zł z budżetu państwa.
[3] https://centrumcyfrowe.pl/edukacja-zdalna/
[4] Dostępne na www.gov.pl
[5] http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1148236
Liczba wyświetleń: 113
powrót