Mazowsze serce Polski nr 9/18

Pierwszy dzwonek. Na alarm?

2018.09.12 09:30 , aktualizacja: 2018.09.21 09:33

Autor: Karolina Burzyńska, Wprowadzenie: Paweł Burlewicz

10-letni uczeń w okularach z zeszytem pod pachą stojący pod tablicą szkolną Fot. Shutterstock.com

Reforma oświaty dla jednych  oznaczała sentymentalny powrót do ośmioletniej szkoły podstawowej,  dla drugich była nieprzemyślanym  wywróceniem systemu do góry  nogami. Efekty już znamy – to będzie wyjątkowo trudny rok szkolny.

 

Pomysł wprowadzenia gimnazjów pod koniec lat 90. wzbudzał równie intensywne emocje jak te, które teraz towarzyszą ich stopniowemu wygaszaniu. Dopełnieniem zmian stało się zniesienie szkolnego obowiązku sześciolatków i przywrócenie ośmioletnich szkół podstawowych. Zmieniony system oferuje młodym ludziom kilka ścieżek edukacyjnych: czteroletnie szkoły średnie, pięcioletnie technika oraz szkoły branżowe I i II stopnia.

 

–  Reforma oświaty miała być przemyślana, a jej wdrażanie bezbolesne i bezkosztowe. A wyszło jak zwykle. Podziałała niczym walec, przejeżdżając przez uczniów i nauczycieli. Rodziców też nie oszczędziła – komentuje zmiany w oświacie Stanisław Nisztor, prezes płockiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.

 

Rocznik doświadczalny

To, co konieczne dla jednych, dla drugich było eksperymentem i wyrzuceniem wieloletniego dorobku do kosza.

– To nie reforma, tylko deforma i wielki bałagan. Niszczenie dobrej edukacji, o czym świadczyły znakomite wyniki polskich piętnastolatków w międzynarodowych testach PISA – komentuje posłanka Platformy Obywatelskiej Elżbieta Gapińska, należąca do sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży. – Nie można w dwa lata, w nowo utworzonej klasie siódmej i ósmej szkoły podstawowej, dobrze opanować wiedzy wcześniej zakrojonej na trzy lata gimnazjum.

 

Powodem krytyki stał się przeładowany tygodniowy rozkład zajęć dla siódmoklasistów. – Młodzi ludzie zostali rocznikiem doświadczalnym – uważa Justyna Kowalska, ucząca w szkole podstawowej w Słupnie. Także Elżbieta Sobocińska, dyrektor zespołu ds. edukacji i wychowania w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, potwierdza, że na ten temat skargi słali nauczyciele, uczniowie i rodzice. Inne odnosiły się m.in. do zmian sieci szkół czy nadmiernej liczby prac domowych.

 

– Do szóstej klasy szkoły podstawowej zajęcia z przyrody łączyły elementy chemii, fizyki, biologii i geografii. W siódmej klasie, kiedy przyrodę zastępują poszczególne przedmioty, bardziej zainteresowany uczeń przekonuje się, jak duże zaległości ma do nadrobienia. A kiedy trzeba „gonić” z realizacją samej podstawy, brakuje czasu na rozwijanie pasji i utrwalenie zdobytej wiedzy – przekonuje Stanisław Nisztor.

 

Kłopotem jest też niespójność nowych programów – np. na fizyce wymaga się wiedzy, której jeszcze nie przekazano na matematyce. Takie obawy ma Katarzyna Nowak, mama nastolatka, który po wakacjach pójdzie do siódmej klasy:

 – Reforma jest nieprzemyślana, wszystko odbywa się za szybko – mówi. – Nigdy nie byłam zwolenniczką powstania gimnazjów, ale obawiam się, że moje dziecko będzie stratne z powodu skompresowania i przeładowania materiału. W szóstej klasie, aby zdążyć, nauczyciele już zaczynali materiał z klasy siódmej. Zdolne dzieci jeszcze sobie poradzą, ale co z tymi, które potrzebują więcej czasu? Uczniowie objęci reformą będą wiedzieli mniej od swoich poprzedników, a wymagania na wyższych szczeblach edukacji dostaną takie same. Korepetycje staną się koniecznością.

 

W Publicznej Szkole Podstawowej nr 23 im. Stefana Żeromskiego w Radomiu posypały się rezygnacje z zajęć pozalekcyjnych. Uczniom zabrakło czasu. Dyrektorka Izabela Leśniewska rozkłada ręce.

– Chociaż mam świetną kadrę nauczycielską i lubię swoją pracę, to rok szkolny 2017/2018 nie okazał się łatwy dla nikogo. Do tej pory raczej unikaliśmy nauki pod testy, ale chcąc zwiększyć szanse uczniów, chyba nie ma innego wyjścia. Po tych doświadczeniach nauczyciele sygnalizują konieczność innego rozplanowania materiału już od czwartej klasy.

 

Walka o marzenia

Posłanka Gapińska dopowiada: – Reforma poskutkowała brakiem poczucia bezpieczeństwa u rodziców, dzieci i nauczycieli. Sytuacja może się pogorszyć wraz z czekającą nas teraz kumulacją roczników, uczniów po ośmioletniej szkole podstawowej i trzyletnim gimnazjum, wspólnie starających się o miejsca w szkołach średnich. Budynki nie są z gumy. Już wcześniej niektóre licea zdecydowały się na mniejszy nabór, aby zapewnić więcej miejsca w roku szkolnym 2019/2020. Młodzi ludzie z braku miejsc nie dostaną się do klasy o wymarzonym profilu.

 

Zadaniem samorządów stało się przygotowanie sieci szkół w taki sposób, by jak najlepiej wykorzystać infrastrukturę i zaplecze dydaktyczne. Budynki gimnazjów, jak było w Siedlcach czy Ciechanowie, po prostu stały się szkołami podstawowymi. W Radomiu natomiast – na co z kolei zwraca uwagę dyrektor Leśniewska – na bazie gimnazjum powstała szkoła podstawowa… bez żadnego oddziału z uczniami w klasie I–VIII.

 

– Piękny, duży budynek z zapleczem sportowym stoi niemal pusty. Zostały tam dwa roczniki gimnazjalistów. Nauczyciele odchodzą. Za to u mnie w szkole, chcąc zyskać nowe sale lekcyjne, m.in. przenieśliśmy pokój nauczycielski do mniejszego pomieszczenia – mówi Leśniewska.

 

Poprzedni system edukacji był rozsądniejszy ze względu na etapy rozwojowe dzieci. O reperkusjach wspomina dyrektor Leśniewska.

– Do tej pory mieliśmy maluchy, teraz mamy do czynienia z nastolatkami. Dla nas problemy związane z procesem dojrzewania, autoagresją, zaburzeniami żywienia, pierwszymi doświadczeniami seksualnymi są czymś nowym, choć jeszcze marginalnym. W szkole od lat zatrudniamy pedagoga, ale w obecnej sytuacji potrzebujemy psychoterapeuty. Jak zwykle, coś zapisano w ustawie, a sporą część środków musi znaleźć samorząd.

 

Kto płaci? Oto jest pytanie

Anna Cicholska, posłanka Prawa i Sprawiedliwości z sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży, przekonuje, że Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewniło finansowe wsparcie (wskazywało na kwotę 900 mln zł).

– Samorządy otrzymały środki na doposażenie świetlic w sprzęt szkolny i pomoce dydaktyczne, a także pomieszczeń do nauki, remonty sanitariatów, zakup ławek, krzeseł, wyposażenia nowych szkół czy na dodatkowe zadania szkolne – wylicza parlamentarzystka.

 

Wsparcia nie należy jednak mylić z pełnym pokryciem kosztów. Przykładowo gmina Ciechanów na remonty, zakup wyposażenia do sal lekcyjnych i świetlic, remonty sanitariatów, związane z dostosowaniem budynków do reformy, z budżetu państwa otrzymała 92,1 tys. zł. Z własnego budżetu dołożyła niemal połowę tej kwoty – 44,7 tys. zł.

 

W Siedlcach wprowadzenie reformy wiązało się na razie z wydatkiem 663,6 tys. zł, przy czym 498,9 tys. zł pochodziło z subwencji oświatowej. Większe wydatki poniesiono w Płocku. Tam w 2017 r. wydano 298,1 tys. zł (z rezerwy oświatowej przyznano 215,5 tys. zł), w 2018 r. – już 1 mld 35 tys. zł (wniosek o zwiększenie środków z subwencji opiewa na ponad 409 tys. zł). Warszawscy urzędnicy zaś wyliczyli, że reforma edukacji kosztowała ponad 50 mln zł. Z budżetu państwa zrefundowano około… 3,5 mln zł.

 

– Ta reforma kosztuje ogromne pieniądze, dlatego lepiej sobie radzą zamożniejsze samorządy – ocenia Nisztor. – Są kłopoty z przekazywaniem środków z MEN. Wszystko odbywa się albo z poślizgiem, albo z niedoszacowaniem – uważa członek ZNP. Minister Anna Zalewska w mediach podkreśla, że wnioski samorządów cały czas są rozpatrywane, ponadto nie wszystkie remonty miały bezpośredni związek z reformą i stąd różnica między wnioskowaną kwotą a kwotą zwrotu. Samorządowcy są jednak innego zdania.

 

Edukacja w liczbach

 

Wskażcie odpowiedzialnych

Nowa podstawa programowa zakłada m.in. większy nacisk na „tradycję kulturowo-literacką służącą zakorzenieniu w przeszłości, wykształceniu poczucia tożsamości i ciągłości kultury”. Bez uwag się nie obeszło. Rada Języka Polskiego przy prezydium Polskiej Akademii Nauk dostrzegła niespójność, błędy merytoryczne, encyklopedyzm, uznając umieszczone treści za przestarzałe, oddające rzeczywistość komunikacyjną sprzed 50 lat.

 

Posłanka Gapińska nową podstawę programową nazywa „skandaliczną”.

– Wydano 800 tys. zł. Pomimo wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego nakazującego ujawnienie autorów, MEN odmawia podania nazwisk. Czego się wstydzą? Teraz historia jest przedstawiana na modłę Prawa i Sprawiedliwości – ocenia.

 

Cenzurka bez promocji

Za reformowanie polskiej oświaty ZNP wystawił minister edukacji na świadectwie szkolnym szereg ocen niedostatecznych, m.in. za nową sieć szkół czy odebranie nauczycielom dodatków i uprawnień socjalnych. Annę Zalewską „doceniono za szczególne osiągnięcia”: zniszczenie zaledwie w rok tego, co budowano przez 18 lat, opanowanie do perfekcji umiejętności manipulacji, a także za chaos w szkołach, zagrażający jakości nauczania.

 

Kolejną nowością ma być ocena nauczyciela przez dyrektora, dokonywana co trzy lata. Ile placówek, tyle regulaminów, które powstały na podstawie wskaźników MEN (wśród propozycji umieszczono m.in. współpracę z lokalnymi zrzeszeniami, zachęcanie uczniów do podejmowania działań patriotycznych, posługiwanie się poprawną polszczyzną lub inicjowanie spotkań z rodzicami, w tym integracyjnych: wycieczek, wieczorków, pikników rodzinnych).

 

– Zaproponowane zasady są nie do przyjęcia – uważa Nisztor. – Zostaje tylko czekać na radosną twórczość dyrektorów szkół. Czy to próba skonfliktowania środowiska oświatowego, a może sposób na pozbycie się niektórych nauczycieli? – zastanawia się.

 

Równie sceptyczna jest dyrektor Leśniewska.

Pracy nauczyciela nie sposób przeliczyć na punkty czy procenty, tak jak nie da się przeliczyć przyjaźni lub miłości. Liczą się miękkie kompetencje. Oby nauczyciele i dyrektorzy nie pogrążyli się w nadmiernej papierologii.

 

Posłanka Cicholska przekonuje: – Nie dostrzegam fali krytyki odnośnie reformy oświaty ze strony większości nauczycieli. Jeśli ta występuje, to spowodowana jest względami politycznymi...

 

Bomba z opóźnionym zapłonem?

Minister Zalewska wielokrotnie podkreślała pozytywny aspekt reformy – niemal 18 tys. dodatkowych etatów. W banku ofert dla Warszawy nauczyciel znajdzie ponad 1400 propozycji pracy, ale już w Radomiu 42, w Siedlcach – 22, w Ostrołęce – 10. Stanisław Nisztor zwraca uwagę, by tych ofert nie utożsamiać z pełnowymiarowym zatrudnieniem w jednej szkole.

 

– Minister Zalewska z uśmiechem ogłasza sukces, pomijając fakt, że te oferty to często kilka godzin fizyki. Jeden nauczyciel, chcąc uzbierać pensum, pracuje nawet w kilku szkołach. Wpada i wypada z budynku. Jak zapewnić kontakt między nauczycielem a uczniem czy rodzicem? – pyta retorycznie.

 

Reforma nie doprowadziła do lawiny zwolnień, co wieszczyła opozycja. ZNP ocenia, że w minionym roku szkolonym największym problemem były nie zwolnienia, tylko ograniczanie wymiaru czasu pracy. Związkowcy uprzedzają, że fala zwolnień przyjdzie za rok, wraz z całkowitym wygaśnięciem gimnazjów. Dla przykładu: w Ostrołęce w roku szkolnym 2017/2018 tylko 1 nauczyciel odszedł z pracy za porozumieniem stron, 28 nauczycielom nie przedłużono umów na czas określony (na zastępstwo), 2 przeszło w stan nieczynny, a 19 już odeszło, bądź lada moment odejdzie na emerytury i nauczycielskie świadczenia kompensacyjne.

 

W Płocku z dniem 1 września 2017 r. pracę utraciło 12 nauczycieli, 2 przeniesiono w stan nieczynny, 96 ograniczono wymiar zatrudnienia, natomiast niemal 30 nie przedłużono umowy.

 

Wydano duże pieniądze, gimnazja zniknęły z mapy oświatowej, dlatego nikt szybko nie powie, że uda się powrócić do stanu sprzed reformy oświaty.

– Szkoły poradziły sobie z niejedną reformą. Chcę wierzyć, że sobie poradzą, ale pod warunkiem, że więcej radykalnych zmian nie będzie – podsumowuje dyrektor Leśniewska.

 

Nisztor zaznacza natomiast, że wszystko można szybko zepsuć, gorzej z naprawą szkód.

– Ta reforma wywróciła wszystko do góry nogami, zdeprecjonowała status zawodowy nauczyciela. A bez dobrego nauczyciela nigdy nie będzie edukacji na dobrym poziomie. Powstały bałagan muszą opanować samorządy, nauczyciele i rodzice. I to w taki sposób, aby w jak najmniejszym stopniu ucierpiały dzieci. Dla dobra edukacji rządzący powinni pomagać, a nie szkodzić. Zwłaszcza że to oni się zmieniają. Oświata zostaje.

 


Jak posiadający dzieci oceniają reformę edukacji?

Badanie osób pobierających zasiłek 500+.

42 proc. – źle

12 proc. – raczej źle

42 proc. – dobrze

4 proc. –  nie miało zdania

 


Samorząd województwa na rzecz mazowieckiej edukacji – ponad 2 tys. Inwestycji

Samorząd inwestował w budowę obiektów, termomodernizację, wyposażenie pracowni, obiekty sportowe i rekreacyjne, stypendia dla najzdolniejszych uczniów szkół ogólnokształcących i zawodowych, opłacał miejsca na uczelni. Prowadzi też Biblioteki Pedagogiczne i Centra Kształcenia.

Na szkoły z budżetu województwa: 1654 inwestycje – 950 szkół – 214 mln zł

Mazowiecki Instrument Wsparcia Infrastruktury Sportowej Mazowsze 2018: 12 obiektów – 3,8 mln zł

System stypendiów dla uczniów: 5534 stypendystów – 29 mln zł

Regionalny Program Operacyjny WM 2007–2020: 93 inwestycje – 58 szkół – 400,5 mln zł z UE

Zintegrowany Program Operacyjny Rozwoju Regionalnego: 339 inwestycji – 224,5  mln zł z UE

 

 

 

Liczba wyświetleń: 193

powrót