Mazowsze serce Polski nr 9/18
Samorządowiec z przypadku?
2018.09.12 07:40 , aktualizacja: 2018.09.12 16:03
Autor: Rozmawiała Monika Gontarczyk, Wprowadzenie: Paweł Burlewicz
Osiem lat temu było o nim głośno, gdy się okazało, że jest najmłodszym burmistrzem w Polsce. Jego zdolności i predyspozycje samorządowe dostrzegł Henryk Klusiewicz, ówczesny burmistrz Wyszogrodu. Dziś Mariusz Bieniek pełni funkcję starosty płockiego. Czy żałuje?
Mariusz Bieniek Ma 35 lat, mieszka w Wyszogrodzie, z którym przez wiele lat był też związany zawodowo. W 2010 r., w wieku zaledwie 27 lat, został wybrany na burmistrza miasta i gminy Wyszogród, stając się najmłodszym włodarzem w kraju. W 2014 r. został starostą płockim. W swojej pracy szczególnie mocno angażuje się w kwestie dotyczące integracji z Unią Europejską i rozwoju obszarów wiejskich. Wspólnie z żoną Marią wychowuje dwoje dzieci – córkę Helenę i syna Adama. Pasjonuje się sportem, szczególnie piłką nożną, lubi gotować i grillować. W natłoku obowiązków znajduje jeszcze czas na literaturę poświęconą psychologii, zagadnieniom związanym z zarządzaniem i ekonomią. |
Monika Gontarczyk: Trudno się do Pana dodzwonić.
Mariusz Bieniek: Ale, jak Pani widzi, można (śmiech).
M.G.: Mieszkańcy też mają taki problem? Unika Pan kontaktu?
M.B.: Nie, wręcz przeciwnie. Drzwi mojego gabinetu są otwarte dla mieszkańców. Oni o tym wiedzą. Gdy potrzebują pomocy w rozwiązaniu trapiącego problemu – umawiają się i przychodzą. Finalizujemy właśnie jeden z kluczowych projektów, który wymaga doprecyzowania wielu kwestii. Mam zasadę, że w trakcie spotkania nie odbieram telefonów – stąd ta moja „niedostępność”.
M.G.: Czego dotyczy ten projekt?
M.B.: Jak wiele powiatów na Mazowszu, także my odczuliśmy upadek przewoźnika – firmy Mobilis. Przygotowujemy projekt transportu publicznego – na razie partnerski, ale docelowo oparty na długoletnich kontraktach. Mieliśmy trzy tygodnie na opracowanie koncepcji i się udało.
M.G.: Co jeszcze udało się ostatnio zrobić?
M.B.: Obwodnica Gąbina to olbrzymia inwestycja, warta 50 mln zł. Żaden z powiatów gminnych, łącznie z powiatowym, nie jest w stanie wygenerować takiej kwoty. Dlatego jesteśmy wdzięczni, że to zadanie realizuje samorząd województwa. Jest inwestycją ważną z kilku względów – to poprawa komunikacji, bezpieczeństwa, ale także koło zamachowe do rozwoju części powiatu leżącej na lewym brzegu Wisły.
M.G.: To niejedyna duża inwestycja.
M.B.: Jesteśmy w trakcie budowy Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego i Hospicjum w Goślicach. To pierwsza tego typu placówka w naszym subregionie. Jeszcze w tym roku pierwszy etap tej inwestycji zostanie oddany do użytku. Będzie 50 łóżek w zakładzie i 20 łóżek dla pacjentów hospicjum.
M.G.: W okolicach Płocka łatwiej też o pracę.
M.B.: 4 lata temu mieliśmy w powiecie bezrobocie na poziomie 20 proc. Dziś jest to 12 proc. Częściowo jest to efekt koniunktury krajowej, ale w dużej mierze to zasługa naszych działań. Wsparcie dla przedsiębiorców i właściwa edukacja, czyli kierunki, które dają gwarancję zatrudnienia. Z pomocą środków unijnych badamy rynek, a potem – zgodnie z rekomendacją – wprowadzamy do oferty kształcenia zawody przyszłości. Płacimy za staże, wysyłamy na zagraniczne. Mamy też bardzo szeroki program stypendialny. U nas niewielkie, ale jednak jakieś pieniądze otrzymują już uczniowie osiągający średnią ocen 3,7–3,8. To ich motywuje do dalszej, bardziej wytężonej pracy.
M.G.: A rolnictwo? Gospodarze nie mają chyba w tym roku powodów do świętowania.
M.B.: Tak, to prawda. Niestety, susza dała się mocno we znaki. W przypadku zbóż mówimy o plonach niższych średnio o połowę. W niektórych przypadkach nawet o 70 proc. Mamy gminy, w których złożono po 1000 wniosków w związku z klęską.
M.G.: Projekt „nasz ryneczek” jest elementem pomocy dla rolników?
M.B.: Na jego uruchomieniu skorzystają i producenci, i konsumenci. Chcieliśmy stworzyć miejsce, w którym produkty będzie można kupić z pierwszej ręki – świeże, naturalne, tradycyjne. Planowaliśmy, że na jesieni wystartujemy, ale się okazało, że producenci żywności nie są jeszcze gotowi do sprzedaży na taką skalę. My też musimy doposażyć obiekt, m.in. w lady chłodnicze. Ma być profesjonalnie, dlatego zdecydowaliśmy, że otwarcie nastąpi najpóźniej wiosną.
M.G.: U nas susza, a w Europie powodzie. Gwałtowna zmiana aury i… Czy jesteście gotowi na wielką wodę? Lekcja z 2010 r. odrobiona?
M.B.: Ze względu na podejmowane prace podzieliłbym ten obszar na dwa – samorządowy i rządowy. Ten pierwszy to ogromne inwestycje, które wykonał samorząd województwa. Około 20 km wałów przeciwpowodziowych w Dolinie Iłowsko-Dobrzykowskiej zostało odbudowanych i zmodernizowanych. Przede wszystkim zabezpieczonych betonowymi przegrodami i siatkami, by nie uszkadzały ich bobry. Wszystkie przepompownie z tego terenu zmodernizowano. Uruchomiliśmy system ostrzegania, alarmowania i informowania o katastrofach, począwszy od zakupu syren, map zagrożeń, po ostrzeganie za pomocą telefonii
komórkowej.
M.G.: A interwencje rządowe?
M.B.: Jeszcze w 2015 r., gdy zaczynałem pracę jako starosta, widziałem zainteresowanie. Otrzymaliśmy 8 mln zł z przeznaczeniem na pogłębienie dna Wisły. Niestety, niski poziom wody uniemożliwił wówczas pogłębiarkom wykonanie całości zaplanowanych prac i połowę środków musieliśmy zwrócić. Po wyborach parlamentarnych plany i spojrzenie na gospodarkę wodną rządu zmieniły się diametralnie. Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, odkąd powstało, nie zrealizowało żadnej inwestycji. 23 maja 2010 r. żyje w naszej pamięci. Od 2015 r., w rocznicę przerwania wałów w Świniarach, spotykamy się w tym miejscu. Odbywa się też wtedy posiedzenie komisji bezpieczeństwa, w której uczestniczą przedstawiciele wszystkich podmiotów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo przeciwpowodziowe. Z Wód Polskich od trzech lat nie otrzymaliśmy żadnej pozytywnej informacji, która dałaby nadzieję na przeprowadzenie inwestycji na zbiorniku we Włocławku czy regulację rzeki Wisły. Mało tego, siedzibą oddziału regionalnego jest obecnie Włocławek – sprzeciwialiśmy się temu, sugerując by był to Płock. Niestety, ani tej decyzji, ani przydzielenia środków na inwestycje nie udało się nam wywalczyć.
M.G.: Co Pana skłoniło, by zostać samorządowcem?
M.B.: To trochę dzieło przypadku. Moją pracę w Urzędzie Gminy w Bodzanowie zauważył burmistrz Wyszogrodu. Potrzebował osoby, która zna się na funduszach unijnych, rozwoju regionalnym. Jako młody człowiek, szukający dopiero doświadczeń, podjąłem rękawicę. Zostałem jego zastępcą. A przy następnych wyborach namówił mnie, bym wystartował. I tak to się zaczęło.
M.G.: Burmistrz, starosta, w przyszłości marszałek?
M.B.: Nie w najbliższej kadencji (śmiech). Jest jeszcze wiele do zrobienia w powiecie, ja też muszę jeszcze wiele się nauczyć, dlatego kandyduję do rady powiatu.
M.G.: Liczne obowiązki, praca w ciągłym biegu – rachunek jest prosty – stres. Ma Pan antidotum?
M.B.: Tak, to dwie kobiety i jeden mężczyzna – żona Maria, córka Helena i syn Adam (śmiech). Wspólne aktywności, czyli gra w piłkę, badmintona, na konsoli, czytanie książek, oglądanie filmów. Rozmowy z ukochanymi osobami pozwalają mi skutecznie się oderwać od zawodowej rzeczywistości i przenieść do krainy księżniczek czy do świata, gdzie toczą się gwiezdne wojny. To najlepsze lekarstwo.
Liczba wyświetleń: 974
powrót