Mazowsze serce Polski nr 7–8/20

Znokautowany przez wojnę

2020.07.13 09:30 , aktualizacja: 2020.08.06 13:27

Autor: Agnieszka Bogucka, Wprowadzenie: Małgorzata Wielechowska

zdjęcie archiwalne małżeństwa, uśmiechnięci pozują do zdjęcia, w tle stoi kilka osób W 1938 r. Kolczyński był u...
na ringu w stroju i w postawie boksera stoi młody mężczyzna Antoni Kolczyński był...

Dwieście szesnaście zwycięstw i dwadzieścia dwie porażki. Tak wygląda sportowy bilans gwiazdy polskiego boksu, Antoniego Kolczyńskiego, podopiecznego legendarnego „Papy” Feliksa Stamma[1].

 

Wieś Zdunowo, gmina Załuski, powiat płoński. To właśnie tam, 25 sierpnia 1917 r., urodził się przyszły mistrz. Dorastał na warszawskiej Starówce, a po skończeniu szkoły podstawowej przez kilka lat zarabiał na życie jako majdaniarz, czyli rozwoziciel gazet. Wtedy też oczarował go świat sportu.

Na początku „Kolka”, bo tak nazywali go koledzy, interesował się bieganiem. Jednak dobre warunki fizyczne (174 cm wzrostu, 70 kg wagi), refleks i szybkość sprawiły, że świetnie odnalazł się w boksie. Jako 17-latek wygrał „Pierwszy Krok Bokserski”, turniej dla początkujących pięściarzy, a 3 lata później był już wicemistrzem kraju w wadze półśredniej. Z innym wybitnym bokserem Franciszkiem Szymurą Kolczyński przyjaźnił się przez wiele lat.

 

Z piorunem w rękach

 „Dla »Kolki« nie było w reprezentacji sparringpartnera – wspominał Franciszek Szymura. – Ja mogłem wprawdzie ćwiczyć z bokserami wagi ciężkiej, ale wolałem Tolka. Bo był ode mnie szybszy, a to zmuszało mnie i do ogromnej koncentracji, i do szybkości. Zaczęło się od tego, że po jakimś mniej udanym dla mnie sparringu powiedziałem: Słuchaj, Tolek! Ty jesteś ode mnie szybszy, możesz mnie trafić i utłuc. I w walce w ringu o to też musi ci chodzić. Ale jak mnie stukniesz na treningu, to stracisz partnera, a po drugie w boksie naprawdę nie o to chodzi. Musisz się nauczyć ogrywać przeciwnika. Próbuj mnie więc naprzód ogrywać, z czasem bij coraz mocniej, to i ja wyłapię twoje uderzenia. Rób tak, abyśmy na tym obaj zyskali. I »Kolka« zrozumiał. Stopniowo wzmacniał tempo, bił coraz ostrzej i celniej. Miał piorun w rękach, ale ja miałem piorunochrony w nogach. »Kolka«, gdy był w formie, miał olbrzymią kondycję. Tylko ja wytrzymywałem z nim wtedy, dzięki koszykówce i bieganiu”[2].

 

Lepszy od króla nokautu

W 1937 r. Feliks Stamm powołał młodego pięściarza do kadry narodowej. Zadebiutował w meczu przeciwko Norwegii i był to debiut w wielkim stylu: w drugiej rundzie pokonał swojego przeciwnika przez nokaut techniczny. Kariera Kolczyńskiego nabrała rozpędu. Tylko w 1938 r., jedna po drugiej, wygrywał walki z całą europejską czołówką bokserską.

Ta zwycięska passa zapewniła mu miejsce w składzie reprezentacji Starego Kontynentu w meczu przeciwko Stanom Zjednoczonym. Rywalem „Kolki” miał być niepokonany Jim O’Malley, zwany „królem nokautu”. O tym, jaki poziom reprezentował ten amerykański champion irlandzkiego pochodzenia, najlepiej świadczy fakt, że za ewentualne zwycięstwo Polaka bukmacherzy płacili 1:10!

W swoich wspomnieniach Feliks Stamm przywołuje tamte emocje: „Gong! Kolczyński błyskawicznie zbliża się do przeciwnika i uderza z lewej w żołądek. Dostrzegam lekki grymas na twarzy Irlandczyka. Kolczyński, jak ułożyliśmy, czyni zwód i trafia prawym w szczękę. Widzę teraz wyraźnie, jak O’Malley zatacza się, a jego oczy stają się błędne. Opuszcza na moment zasłonę. Ten ułamek sekundy wystarczył. Potężny lewy sierp Kolczyńskiego dosięga szczęki Irlandczyka. Wśród ogłuszającego ryku publiczności O’Malley pada na deski. Sędzia doliczył do siedmiu. Jankes z trudem wstaje, ale lewy sierp „Kolki” ponownie ścina go z nóg. Już pięć razy Amerykanin zapoznał się z deskami, jest zupełnie nieprzytomny, a jednak sędzia jeszcze nie przerywa walki. (…) Kolczyński koncentruje uwagę. Wyczuwam, że zaraz nastąpi »cios łaski«. Uderza… Irlandczyk pada na wznak. Sędzia doliczył tylko do trzech i zorientowawszy się, że nie ma co liczyć do dziesięciu – krzyknął »out!«. O’Malley został wyniesiony z ringu”[3]

 

Gasnąca gwiazda

Potwierdzeniem niezwykłej formy polskiego pięściarza był tytuł Mistrza Europy wywalczony w kwietniu 1939 r. w Dublinie. Antek miał wtedy 22 lata i świetlaną przyszłość przed sobą. Jednak kilka miesięcy później w życie milionów ludzi wdarła się II wojna światowa. Nie są znane wojenne losy boksera. Kolczyński na ring wrócił w 1946 r., później boksował w barwach Gwardii Warszawa. Na Olimpiadzie w Londynie (1948) nie odniósł znaczącego sukcesu, lecz w kraju wciąż był niepokonany – zdobył tytuł Mistrza Polski w latach 1946, 1947, 1950 i 1951. Popularność zaprowadziła go, już po zakończeniu kariery, przed obiektyw kamery – zagrał epizodyczną rolę w komedii „Sprawa do załatwienia” (reż. Jan Rybkowski, 1953), partnerując w ringu Adolfowi Dymszy.

Jednak po rozstaniu ze sportem życie „Kolki” przypominało równię pochyłą. Coraz częściej sięgał po alkohol, był stałym bywalcem praskich knajp. Sprawy rodzinne posypały się zupełnie: opuściła go żona, zabierając ze sobą córkę.

„Kolczyńskiego jako młody chłopak spotykał Jerzy Kulej, dwukrotny złoty medalista olimpijski z Tokio (1964) i Meksyku (1968). – Dla nas to był starszy pan, który przychodził na obiady do stołówki MSW na Rakowieckiej. Stary, chudziutki, przygarbiony i sterany życiem. Siadał sam w kącie, a wszyscy tylko szeptali: to jest ten słynny »Kolka« – opowiadał Kulej”[4].

Mistrz zmarł 19 czerwca 1964 r. w Warszawie. Spoczywa na Cmentarzu Bródnowskim.


[1] Podczas pracy na tekstem korzystałam z informacji portalu bokser.org

[2] http://www.bokser.org/content/2009/03/20/220502/index.jsp

[3] „Pamiętnik Feliksa Stamma” w opracowaniu Kazimierza Gryżewskiego, Sport i Turystyka, 1965.

[4] Jakub Chełmiński, „Antoni Kolczyński. Chłopak z dynamitem w pięściach”, Gazeta Wyborcza, Ale Historia, 12.01.2015.

Liczba wyświetleń: 100

powrót