Mazowsze serce Polski nr 7-8/18

Mazowsze drugą ojczyzną

2018.07.11 09:10 , aktualizacja: 2018.08.22 15:19

Autor: Karolina Burzyńska, Wprowadzenie: Paweł Burlewicz

Studio radiowe z mikrofonami i komputerem, za stołem siedzi dziennikarz Samir Saadi tłumaczy Polskę...
Studentka przed uczelnią przy wejściu, ubrana w dżinsy i koszulkę Anastazija Slobodianyk...
Tadżyk ubrany w koszulę stoi przed dwubarwną ścianą Saidali Ashurov musiał...

Latem nasz region odwiedza mnóstwo turystów z zagranicy. Lecz dla 112 tys. obcokrajowców stał się on nowym domem. Dla zakochanych i uciekających przed przemocą. Dlaczego przyjechali do Polski? Co sądzą o nowym kraju i jego mieszkańcach?

 

Tunezyjczyk Samir Saadi w Polsce mieszka od 7 lat. Pracuje w warszawskim Centrum Wielokulturowym, wcześniej w Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, Fundacji dla Somalii i Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. Płynną polszczyzną opowiada, jak to się stało, że zamienił czar Orientu na kraj w środku Europy. Od niedawna ma także polskie obywatelstwo.

 

W Tunezji pracował w kafejce internetowej. Za pośrednictwem portalu randkowego poznał Polkę, która dziś jest jego żoną. Co go zaskoczyło pierwszego dnia pobytu? Pogoda.

– Latem w Tunezji są wysokie temperatury. Wychodzę z samolotu w koszulce z krótkim rękawem, a tu chłodno, pada deszcz. Zwątpiłem – opowiada.

 

Wtedy nie znał słowa po polsku, dziś wciąż nie potrafi wymówić „chrząszcz brzmi w trzcinie”. Twierdzi, że polskie dwuznaki, czyli cz, sz, rz czy dź, i odmiana przez przypadki potrafią obcokrajowcowi przysporzyć sporo trudności.

– W Tunezji albo w Algierii znajomość dwóch czy trzech języków jest czymś normalnym. Zdumiewa mnie, że tak dużo Polaków nie chce mówić w obcym języku. Jeśli w niektórych urzędach nie mówisz po polsku, to już twój problem. Szukaj tłumacza – wspomina. Samir, jako asystent z Fundacji dla Somalii, pomagał już innym imigrantom w znalezieniu mieszkania czy załatwieniu karty pobytu.

 

Czuła się jak w domu

Pochodzący z Tadżykistanu Saidali Ashurov w ojczyźnie pracował jako wykładowca uniwersytecki. Wraz z rodziną przebywa w Polsce od czerwca 2016 r. Jak na półtora miesiąca intensywnej nauki języka polskiego – a zna też osiem innych języków – dobrze sobie radzi. Zamierza kontynuować naukę. Jednocześnie w Centrum Wielokulturowym uczy języka arabskiego.

 

Anastazija Slobodianyk przed rozpoczęciem nauki w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Płocku mieszkała na Ukrainie. Śmieje się, że niektórzy traktują ją jak dziecko, ponieważ jest najmłodsza wśród studentów. Do Polski przyjechała w 2016 r., mając 17 lat. Wcześniej bywała w naszym kraju jako tancerka zespołu „Podolski kwiat”. Wtedy też zachwyciła się Polską, językiem, kuchnią. Języka uczyła się jeszcze w ojczyźnie, dzięki siostrze zakonnej.

– Na pierwszych zajęciach okazało się, że ani ona nie rozumiała mnie, ani ja jej – wspomina Anastazija. Teraz mówi świetnie. – Znam już trzy języki słowiańskie: ukraiński, rosyjski i polski, ale to język niemiecki okazał się najtrudniejszy do opanowania.

 

Kiedyś koleżanka zaprosiła ją do domu na święta. – Atmosfera była fantastyczna, czułam się jak w domu – chwali gościnność. W Polsce podoba jej się praktycznie wszystko, począwszy od większych perspektyw po lokalną kuchnię.

 

Samir nie widział swojej rodziny z Tunezji od 7 lat. Anastazija jeździ do domu raz na pół roku. Przyznaje, że bywały gorsze chwile.

– Powiedziałam przez telefon „Mamo, już dłużej nie dam rady”. Odpowiedziała: „Jak to? Przecież sama chciałaś, a teraz się poddajesz? Mam ci kupić bilet powrotny na Ukrainę?”. Ważne jest wewnętrzne nastawienie. Trzeba przetrwać i wierzyć, że będzie dobrze – mówi.

 

Dwa światy

Według Samira Polska i Tunezja to dwa zupełnie różne światy. – Inna kultura, inny sposób myślenia – wylicza. Polaków postrzega jako ludzi nieco zamkniętych w sobie, zwłaszcza w trakcie pierwszej rozmowy. Trochę żałuje, że nie zawsze pogłębiają wiedzę ponad tę zaczerpniętą z radia czy telewizji. – Co wiedzą o Turcji albo o ISIS? Czy każdy muzułmanin to terrorysta? – pyta retorycznie. Samir uczy arabskiego, opowiada o lokalnych zwyczajach w audycji Arabica w internetowej rozgłośni radiowej Imiradio.

 

– Przed przyjazdem Polska kojarzyła mi się z rewolucją i demokracją, z Lechem Wałęsą. Tylko raz, tuż po zamachu na redakcję francuskiego tygodnika „Charlie Hebdo”, ludzie popatrzyli na mnie w inny sposób. To było coś nowego i na szczęście szybko minęło – tłumaczy.

 

Na kursie języka polskiego poznał nawet... przekleństwa.

– Znam wszystkie brzydkie słowa używane w Polsce. Może to brzmi zabawnie, ale jest potrzebne, by zrozumieć sens wypowiedzi – śmieje się Samir. Jednocześnie zastrzega, że nie robi z nich użytku. – Polska to fajny kraj. Byłem już w Zakopanem, na Mazurach, w Gdańsku. Tylko woda za zimna – dodaje.

 

W Warszawie podoba mu się architektura, czystość na ulicach i komunikacja publiczna. W mniejszym stopniu, z powodu małej ilości przypraw, przypadła mu do gustu polska kuchnia.

– Jako muzułmanin szanuję polskie święta. W Boże Narodzenie w domu stoi choinka, jednak samo wydarzenie nie ma podłoża religijnego. W Tunezji nie obchodzi się imienin czy urodzin. A szkoda, bo to świetny zwyczaj.

 

Saidali Ashurov w Polsce czuje się bardzo dobrze. Oznak nietolerancji nie doświadczył, za to po przyjeździe otrzymał sporo pomocy. Sąsiedzi podarowali szafki czy rower dla dzieci. Rozsmakował się w zupie grzybowej. A w jaki sposób Saidali znalazł się w Polsce? To niemal gotowy scenariusz na film.

 

Na czerwonej liście reżimu

W Tadżykistanie od 1992 r. władzę sprawuje prezydent Emomali Rahmon. Ustrój polityczny – jak twierdzi Saidali – demokratyczny jest tylko z nazwy. Współorganizował protesty, domagając się praw dla biednej części społeczeństwa. Grupę skazano na karę więzienia. Z rodziną znalazł się na czerwonej liście reżimu.

– W jednej chwili z nauczyciela akademickiego stałem się ekstremistą, a nawet terrorystą – rozkłada ręce Saidali.

 

Postanowił uciekać do Dubaju. Wyrobienie nielegalnego paszportu kosztowało go tysiąc dolarów. Po 8 miesiącach doszło do ataku na biuro księgowe, w którym pracował.

Napastnik okazał się agentem reżimu. Nie zabrał pieniędzy. Mój telefon z kontaktami wkrótce trafił w ręce policjantów – opowiada.

 

Z Dubaju uciekł do Rosji, potem do Szwecji. W międzyczasie do Polski dotarła jego rodzina. Niemal rok spędzili w niepewności w ośrodku dla cudzoziemców w Czerwonym Borze.

– Inni uciekali z powodów ekonomicznych, a ja na skutek działalności społeczno-politycznej – dopowiada.

Po otrzymaniu statusu uchodźcy z rodziną trafił do Warszawy. Tu wreszcie poczuł się bezpiecznie. Saidali wierzy, że zdoła coś zmienić, opowiadając o reżimie na forum międzynarodowym w Brukseli, Austrii czy Szwecji.


Obcokrajowcy na Mazowszu

Podział 112 tys. 626 obcokrajowców według:

kraju pochodzenia

Ukraina – 41,6 tys.

Wietnam – 10,7 tys.

Chiny – 7 tys.

Białoruś – 6,4 tys.

Pozostałe – 46,8 tys.

wieku

14693  < 20 lat

64394 – od 20 do 39 lat

29082 – od 40 do 59 lat

4178 – od 60 do 79 lat

279 > 80 lat

 

 

 

 

Liczba wyświetleń: 501

powrót