Mazowsze serce Polski nr 6/20
Cena kwarantanny
2020.06.09 06:00 , aktualizacja: 2020.06.24 11:30
Autor: Małgorzata Wielechowska, Wprowadzenie: Małgorzata Wielechowska
- Kampanię społeczną „Właśnie...
- Bartosz Wiśniakowski...
- Kurierzy, jak np. Mateusz...
- Marcin Niewitecki postawił...
- Restauracja „Polska...
- Rezuro.com to projekt...
- Przedsiębiorcy z małych i...
- Salony fryzjerskie oraz...
Po narodowej kwarantannie czas na narodowy kryzys? Wszyscy jedziemy na jednym wózku. Straty przedsiębiorców odczują klienci i odwrotnie. Jeszcze chyba nigdy tak bardzo nie przekonaliśmy się, jak jesteśmy od siebie zależni.
Świat podzielił się na dwa obozy – tych, co tracą, i tych, którzy zarabiają. Większość, niestety, przez wiele tygodni – z powodu obostrzeń związanych z epidemią – liczyła przede wszystkim straty. Skutki zamrożenia gospodarki długo będziemy jeszcze odczuwać.
Mniej niż zero
Zamknięte na cztery spusty salony fryzjerskie czy kosmetyczne to nie tylko kłopot dla klientów dbających o wygląd. To przede wszystkim walka o przetrwanie milionów ludzi związanych z branżą.
– Nasze straty wynoszą 100 proc. W każdym miesiącu mieliśmy przecież zerowe dochody – mówi wprost Urszula Tomaszewska, która prowadzi w Bożewie (pow. sierpecki) centrum urody, rekreacji i sportu „Afrodyta” i restaurację „Polska Toskania”. Dodaje, że i tak ma wiele szczęścia, bo nie musi płacić za czynsz, gdyż obiekty są na jej gruncie. – Współczuję tym, którzy wynajmują lokale, nie wszyscy potraktowali sprawy lojalnościowo.
Pani Urszula przez cały czas musiała płacić np. za energię czy wypłacać pensje pracownikom. Żaden z nich nie musiał jednak pożegnać się z pracą, mimo że – szczególnie na początku pandemii – pozostawali w domach.
Właścicielka „Afrodyty” i „Polskiej Toskanii” cieszy się, że czas izolacji od klientów wreszcie się skończył.
– Już wróciliśmy do działalności i możemy nadrabiać straty – mówi z zadowoleniem, podkreślając, że pierwsi klienci po odmrożeniu szybko się pojawili. Niektórzy nie odpuszczali nawet w czasie obostrzeń, próbując umówić się np. na strzyżenie. – Lokale znajdują się na uboczu. Dostawaliśmy mnóstwo telefonów, czy jednak przyjmiemy i wykonamy usługę. Zachowując wszystkie restrykcje rządu, nie mogliśmy się zgodzić – wyjaśnia Urszula Tomaszewska.
By wyjść naprzeciw klientom, utrzymać miejsca pracy i trochę zarobić, jej restauracja dowoziła posiłki.
– Usługa pod drzwi pomogła. Klienci pozytywnie odebrali nasz pomysł, zwłaszcza że obniżyliśmy ceny i zapewnialiśmy bezpłatny dowóz do 10 km, żeby zachęcić gości. Dzięki współpracy z koncernami oferowaliśmy też wiele gratisów. To się opłaciło – przyznaje. – Zarobiliśmy na koszty.
Koronawirus wykańcza
Wielu firmom nie udało się jednak przetrwać kryzysu. Jak podaje Wojewódzki Urząd Pracy w Warszawie, tylko w kwietniu br. do mazowieckich urzędów pracy zamiar zwolnień grupowych zgłosiło prawie 30 pracodawców. W ich wyniku pracę ma stracić ponad 2,5 tys. pracowników. To prawie pięć razy więcej niż miesiąc wcześniej. Największe zwolnienia w marcu (prawie 200 osób) zapowiedziały firmy z Przasnysza z branży motoryzacyjnej (KROSS USŁUGI sp. z o.o., KROSS LOGISTYKA, KROSS SA, ZIPP Skutery sp. z o.o.). W kwietniu o zamiarze przeprowadzenia największych zwolnień grupowych zdecydowały: PKP TELKOL sp. z o.o. (prawie 680 wypowiedzeń zmieniających warunki pracy i płacy), firma doradztwa finansowego Open Finance SA (380 osób zgłoszonych do zwolnienia) i jej spółka zależna Home Broker SA (ponad 60 osób), Capital Service SA (320 wypowiedzeń), TXM SA w restrukturyzacji (250 wypowiedzeń), Zespół Zarządców Nieruchomości sp. z o.o. (prawie 130 wypowiedzeń) oraz TRYUMF sp. z o.o. i Mole Mole sp. z o.o. (po prawie 100 osób zgłoszonych do zwolnienia).
– Ostatnie potężne załamanie na rynku pracy wywołał ogólnoświatowy kryzys gospodarczy na rynkach finansowych i bankowych, którego szczyt przypadł na lata 2008–2009. Najwięcej zwolnień grupowych na Mazowszu przedsiębiorcy zgłosili w 2010 r. – obejmowały niemal 54,5 tys. osób. W ciągu ostatnich 3 lat liczba pracowników zgłaszanych do zwolnienia kształtowała się na poziomie 9–14 tys. rocznie. Tymczasem tylko w tym roku (do końca kwietnia) pracodawcy już zamierzają zwolnić 7774 osoby – wymienia Tomasz Sieradz, dyrektor WUP.
Ekonomista i radny województwa Bartosz Wiśniakowski podaje, że w kwietniu br. produkcja przemysłowa spadła w Polsce w stosunku do marca o ponad 25 proc. Sprzedaż detaliczna zmalała w ciągu miesiąca o ponad 12 proc. i jednocześnie była o 23 proc. mniejsza niż rok wcześniej.
– Przeciętne zatrudnienie w przedsiębiorstwach, w których pracuje co najmniej 10 osób, zmalało o ponad 150 tys. osób, a średnia płaca pierwszy raz od 2013 r. urosła słabiej niż inflacja, czyli realnie się zmniejszyła – wyjaśnia ekspert. I dodaje: – Większość ekonomistów szacuje spadek PKB w skali roku na co najmniej 10 proc. Mówimy więc o ponad 200 mld zł, których polscy pracownicy i polskie firmy nie zarobią. Pieniądze te nie zostaną wydane w sklepach, firmy ich nie zainwestują ani nie wypłacą właścicielom lub akcjonariuszom. Czyli Polska i Polacy radykalnie zbiednieją – mówi wprost.
Internet na fali
Zdaniem Bartosza Wiśniakowskiego restrykcje wprowadzone przez rząd będą dla gospodarki poważne. Tłumaczy, że byłyby one mniejsze, gdyby pozwolono na pracę i działalność gospodarczą, oczywiście z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. A tak objęły one miliony Polaków.
– Oczywiście w różnych branżach skutki gospodarcze epidemii będą zróżnicowane. Część gospodarki efekty narodowej kwarantanny gospodarczej odczuwać będzie bardzo długo i dotkliwie. To zwłaszcza branże: turystyczna, hotelowa, restauracyjna, częściowo transportowa, eventowa, sportowo-rekreacyjna – wymienia ekspert.
Przez kryzys łagodniej przejdzie m.in. budownictwo. Na popularności zyskały już usługi kurierskie. Ale prawdziwym strzałem w dziesiątkę dla wielu było przeniesienie działalności do sieci.
– Usługi internetowe zmieniają naszą rzeczywistość. Powstające projekty internetowe ułatwiają życie i pozwalają zaoszczędzić czas i pieniądze. Świat zmierza w kierunku digitalizacji oraz przenoszenia coraz to nowych dziedzin z naszego życia do sfery online. Przedsiębiorcy – jak żadna inna grupa – muszą bardzo szybko reagować na zmiany w otaczającej rzeczywistości i niejednokrotnie, stawiając na usługi internetowe, zdobywać przewagi konkurencyjne – tłumaczy Marcin Niewitecki, który trudną ogólnoświatową sytuację przekuł w sukces. W rozwoju jego biznesu epidemia pomogła.
– Sytuacja związana z koronawirusem zbiegła się z terminem, kiedy wystartowaliśmy z gotowym projektem i udostępniliśmy platformę rezuro.com – mówi przedsiębiorca i manager z ponad 15-letnim doświadczeniem w zarządzaniu sprzedażą oraz własnymi biznesami. Jego najnowsze „dziecko” to platforma wynajmu średnio- i długoterminowego nieruchomości w internecie. Właścicielowi pozwala znaleźć i zweryfikować przyszłego najemcę w 100 proc. online bez telefonów, bez pokazywania mieszkania, jednocześnie gwarantując elastyczność długości wynajmu. Przyszły najemca nie musi fizycznie oglądać danej nieruchomości i może aplikować o jej wynajęcie, proponując własną stawkę czynszu lub kaucji. Dostępny jest kalendarz danej nieruchomości, zdjęcia, filmy, formularze. Słowem: wszystko, co potrzebujemy do zawarcia umowy online.
– Przenieśliśmy tradycyjny najem do świata internetowego. W dobie koronawirusa świetnie sprawdza się ten pomysł, gdyż ogranicza osobisty kontakt do minimum – podkreśla twórca rezuro.com. – Okazało się, że narzędzie, które budowaliśmy od listopada 2019 r. może znacząco pomóc w wynajmowaniu mieszkań oraz pokoi, zdalnie ograniczając kontakty fizyczne do absolutnego minimum, czyli do spotkania się właściciela i najemcy wyłącznie w celu przekazania kluczy.
Dodaje, że ostatnie tygodnie dały bardzo pozytywny odzew z rynku. – Codziennie odbieramy po kilka zgłoszeń od właścicieli mieszkań, którzy są zainteresowani oferowanym przez nas rozwiązaniem – przekonuje Marcin Niewitecki.
Boom na paczki
Branże prowadzące działalność online to drugi obóz dzisiejszego świata. Tworzą go też firmy kurierskie, które o kryzysie tylko słyszały. W czasie pandemii liczą zyski.
– U nas żadnego postoju nie było. Obroty mamy znacznie większe, jak – do tej pory – świąteczne – potwierdza Mateusz Gorzkowski, który w branży kurierskiej jest od prawie 15 lat. Zapewnia, że tak dobrze, jak teraz, jeszcze nie było. – Zainteresowanie naszymi usługami wzrosło o 100 proc. Przybyło mnóstwo nowych klientów, ale i sklepów prowadzących sprzedaż online.
W tzw. normalnym trybie firma pana Mateusza zatrudnia około 10 pracowników. W czasie świąt – 15, a teraz momentami nawet 20. I zamiast 100 paczek dziennie, każdy z nich dowozi prawie drugie tyle. Przedsiębiorstwa kurierskie nie tylko więc „ratują” tych, którzy w obawie przed wirusem wolą zamówić produkty do domu, ale też dają zatrudnienie. Bo bezrobotnych w ostatnim czasie przybyło (na koniec kwietnia na Mazowszu było ich o ponad 5,6 tys. osób więcej niż w poprzednim miesiącu)[1].
– Mieliśmy mnóstwo telefonów nie tylko od klientów, ale i proszących o pracę – przyznaje Mateusz Gorzkowski.
Wspomina, że na początku roku kupił dodatkowe samochody, by wymienić te starsze. Ale wszystkie okazały się w ostatnich tygodniach niezbędne.
– Najpierw był szturm na rzeczy niezbędne do życia, głównie żywność, również karma dla zwierząt. A także maseczki albo płyny do dezynfekcji. Później, gdy galerie były zamknięte, to zaczął się boom na ubrania – wymienia przedsiębiorca.
Zmieniały się również lokalizacje dostaw.
– Na początku mniej zamówień mieliśmy w centrum Warszawy, gdzie są głównie siedziby firm. Ludzie, zamiast w pracy, siedzieli w domach, i tam odbierali paczki. To dla nas świetna sprawa pod względem doręczeń. Już nie było tak, jak do tej pory, że pani była na spacerze, mąż na siłowni albo z dzieckiem. Teraz wszyscy byli w domu. Wcześniej mogliśmy o tym tylko marzyć. I gdy bazowaliśmy na 96 proc. skuteczności doręczeń, tak w tej chwili mamy nawet 99 proc. – cieszy się kurier.
I wspomina, jak czasami przedziwne były zachowania klientów: prosili, by nie dotykać klamek, zostawić paczkę na szufli od śniegu, natychmiast wyrzucali opakowanie albo zanosili przesyłki do domu dopiero po 24 godzinach...
– Przez pierwsze tygodnie trudno nam było przekonać ludzi, że zachowujemy wszelkie restrykcje, zarówno w kontakcie z klientami, jak i w magazynie – opowiada pan Mateusz. Dodaje, że znacznie dzięki pandemii wzrosła liczba płatności kartą. – Do tej pory było ich 3–5 na 2 tygodnie, teraz 70–100 – przekonuje. – Pytanie, co będzie dalej.
Ta kwestia spędza sen z powiek nie tylko przedsiębiorcom czy ekonomistom, ale i każdemu z nas. Wielu obawia się podwyżek usług czy produktów. Głośno się o nich zrobiło, gdy swoje drzwi po długiej nieobecności otworzyli m.in. fryzjerzy albo prywatne gabinety lekarskie. Klientom zalecano zabranie ze sobą większej gotówki.
– Gdy po ponad 2 miesiącach ortodonta wreszcie mógł mnie przyjąć, zapowiedział, że z powodu koronawirusa podnosi cenę wizyty prawie o 1/3 – mówi pani Katarzyna. – Z jednej strony to rozumiem: środki odkażające czy ochrony osobistej znacznie teraz zdrożały, a dezynfekcja pomieszczeń czy sprzętów jest konieczna po każdym kliencie. Z drugiej strony, nie każdego stać na takie podwyżki.
Urszula Tomaszewska wyjaśnia:
– W branży fryzjerskiej ceny długo stały w miejscu. Teraz sytuacja nas zmusiła, by je trochę podnieść, na szczęście tylko o 10 proc. – przekonuje i zapewnia, że mimo tej zmiany, klientów nie brakuje.
Efekt domina
Adam Abramowicz, rzecznik małych i średnich przedsiębiorców, tłumaczy, że wszyscy jedziemy na jednym wózku: pracownicy, przedsiębiorcy, klienci...
– Problemy jednej branży odbijają się prędzej czy później na kolejnych. Kilkutygodniowy paraliż w gastronomii, hotelarstwie, turystyce, handlu czy nawet w usługach kosmetycznych i fryzjerskich przełożył się natychmiast na kondycję finansową wielu dostawców i producentów. A kto jeszcze nie dostał po kieszeni, ten na pewno dostanie – przestrzega Adam Abramowicz. – Nie da się zważyć, czyj dramat większy: fryzjerki, która pozbawiona z dnia na dzień możliwości zarabiania – nie ma pieniędzy na jedzenie i opłaty, czy przedsiębiorcy, który musi przerwać produkcję, bo urwał się łańcuch dostawców albo stracił kontrahentów. Ale właśnie dlatego tak ważne jest, żeby pomocą z tarczy antykryzysowej, w ten czy inny sposób, zostali objęci wszyscy i bez zwłoki, czyli jak najszybciej i przy minimum urzędowych formalności.
Bartosz Wiśniakowski dodaje, że skutki odczuwalne będą przez większość branż, bo nawet ci, którzy mogą już pracować i pracowali w środowisku wirtualnym, stracą część klientów. – Wzrośnie społeczna tendencja do oszczędzania, a mocno ograniczy się tak powszechny wcześniej konsumpcjonizm – twierdzi ekonomista.
– Gospodarka to domino – dopowiada Adam Abramowicz. – Choć składa się z kostek różnej wielkości, upadek jednej uruchamia całą lawinę. Im natomiast szybciej pomożemy odzyskać kondycję sektorowi MŚP, tym prędzej ustabilizuje się sytuacja w całej gospodarce. Bo to ponad 2,5 miliona takich właśnie firm stanowi jej trzon, dając utrzymanie i pracę milionom ludzi – mówi dobitnie rzecznik małych i średnich przedsiębiorców.
Czy czeka nas zatem wielki kryzys? Odrobinę nadziei daje radny Wiśniakowski:
– Polacy jako naród znani są ze swojej przedsiębiorczości, pokazały to lata 90. Teraz także bardzo wielu sobie poradzi z problemami, nawet pomimo braku skutecznej pomocy obecnego rządu. Ale prawdziwe odrodzenie i restart społeczno-gospodarczy całej Polski po epidemii wymaga czegoś więcej. Polki i Polacy potrzebują – nowej solidarności, która ukierunkowana będzie na ochronę miejsc pracy, zdrowie i bezpieczeństwo, a także nowej jakości rządzenia (ten rząd, niestety, zupełnie nie daje sobie rady). Szczególną empatią społeczną wykazać powinny się korporacje, koncerny i przedstawiciele mniej dotkniętych branż. W trudnym czasie kryzysu na pierwszym miejscu powinien być człowiek, a nie tylko firma czy zysk. Czas pokaże, na ile realistyczne są moje nadzieje i oczekiwania…
OPINIA
Bartosz Wiśniakowski, ekonomista, radny województwa mazowieckiego
Porównując z innymi państwami Unii Europejskiej, w Polsce przez dwa miesiące przeprowadzano rażąco mało testów na koronawirusa, odsetkowo w skali populacji. Jednocześnie polski rząd wprowadził jedne z największych restrykcji społecznych i gospodarczych w związku z epidemią. Objęły one wiele milionów obywateli. Została zmarnowana wielka szansa: gdyby, jak wielokrotnie apelowaliśmy do rządu, wprowadzone zostały testy na masową skalę, to możliwe byłoby na bieżąco wskazywanie grup i regionów wysokiego ryzyka, wyizolowanie chorych i najbardziej zagrożonych, a ogromnej większości społeczeństwa, oczywiście z zachowaniem zasad bezpieczeństwa, można by było pozwolić na pracę i działalność gospodarczą. W rezultacie skala restrykcji mogła zostać elastycznie zróżnicowana w różnych branżach i regionach kraju, a dzięki temu skutki gospodarcze byłyby mniejsze. Skoro jednak wprowadzoną przez rząd „narodową kwarantanną” z definicji objęci zostali wszyscy, to skutki dla gospodarki będą bardzo poważne.
Zawodowy out dotyczy każdego
W efekcie koronawirusa bardzo kiepska jest kondycja przedsiębiorstw społecznych.
– Zwykle opierają się one na kontakcie z drugim człowiekiem. To żłobki, kawiarnie, restauracje, sklepy, pracownie. Dla nich brak przychodów oznacza bankructwo. Nie mogą sobie pozwolić – także z przyczyn prawnych, na zwalnianie pracowników. Inna sprawa, że większość z przedsiębiorstw zostało założonych po to, by osobom zagrożonym wykluczeniem społecznym właśnie stworzyć miejsca pracy – wyjaśnia Edyta Obłąkowska-Woźniak z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, jedna z organizatorek kampanii społecznej „Właśnie po to”.
Według danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w Polsce jest zarejestrowanych ponad 1,2 tys. przedsiębiorstw społecznych. Inne źródła wskazują, że może być nawet 3 tys. Tylko na Mazowszu działa ich blisko 400. Kampanię wspiera m.in. aktor Artur Barciś. Włączyło się w nią też Mazowieckie Centrum Polityki Społecznej, a samorząd Mazowsza ją dofinansowuje.
Pomóc przedsiębiorstwom społecznym mogą wszyscy. Jak? Najlepiej jest korzystać z ich usług, robić u nich zakupy bądź wpłacać darowizny.
– Pamiętajmy, że stan zagrożenia wykluczeniem może dotyczyć każdego z nas. Wystarczy przekroczyć pięćdziesiątkę i stać się niewidzialnym dla rynku pracy. Doświadczyć kryzysu psychicznego czy przewlekłej choroby, aby oddalić się od środowiska. Sposobem na eliminację negatywnych zjawisk jest właśnie przedsiębiorczość społeczna – mówi Daniel Prędkopowicz z Fundacji Fundusz Współpracy, która jest współorganizatorem kampanii (więcej o akcji na www.wlasniepoto.biz.pl).
Są duże pieniądze do wzięcia!
Unia stawia na obiecujących, europejskich innowatorów: przedsiębiorców z małych i średnich firm oraz naukowców.
– Europejska Rada ds. Innowacji dysponuje budżetem 3 mld euro na lata 2018–2020. Natomiast na lata 2021–2027 budżet Rady zarezerwowany w ramach III filaru Horyzontu Europa to już ponad 10,5 mld euro. Środki dostępne w ramach Rady wydatkowane są w oparciu o dwa odrębne, ale uzupełniające się instrumenty – Pionier (Pathfinder) oraz Akcelerator (Accelerator). Ten pierwszy ma na celu wsparcie finansowe badań naukowych w fazie wczesnego rozwoju, natomiast drugi wspiera działania dotyczące innowacji i wprowadzania produktów na rynek, w tym etapów przed masową komercjalizacją oraz wzrostu przedsiębiorstwa – mówi w wywiadzie z Niną Małachowską (z Biura Przedstawicielskiego Województwa Mazowieckiego w Brukseli) Stella Skowrońska, ekspertka z Komisji Europejskiej, a dokładnie z Europejskiej Agencji ds. Małych i Średnich Przedsiębiorstw.
W jaki sposób Akcelerator ma wspierać sektor przedsiębiorstw?
Jest on skierowany do małych i średnich przedsiębiorstw z różnych branż, w tym startupów. Budżet instrumentu na lata 2018–2020 wynosi około 1,3 mld euro. Co bardzo istotne, projekty ubiegające się o finansowanie w jego ramach powinny charakteryzować się wysokim poziomem ryzyka technologicznego bądź rynkowego, a także wysokim potencjałem rozwojowym. O wsparcie starać się mogą przedsiębiorcy, którzy w swojej aplikacji przedstawią szczegółowo innowacyjność swojego produktu lub usługi oraz plan komercjalizacji w wymiarze europejskim. Akcelerator poza finansowaniem oferuje beneficjentom także wsparcie w postaci coachingu, mentoringu oraz dostępu do potencjalnych partnerów biznesowych i inwestorów – mówi Stella Skowrońska.
Cały wywiad dostępny na www.mazovia.pl.
DANE
Coraz więcej zwolnień grupowych na Mazowszu*
2020
marzec–kwiecień
ponad 3 tys. osób przez 45 pracodawców
2019
ponad 2 tys. osób przez 8 pracodawców
2018
prawie 830 osób przez 9 pracodawców
Liczba bezrobotnych na Mazowszu
(stan na koniec kwietnia 2020)
prawie 134 tys. osób
to o ponad 5,6 tys. więcej
niż w poprzednim miesiącu
Najwięcej bezrobotnych jest w miastach:
Warszawa ponad 19 tys.
Radom ponad 10,7 tys.
Płock prawie 4,3 tys.
powiatach:
radomski ponad 9,5 tys.
wołomiński ponad 5,6 tys.
płocki prawie 4,2 tys.
Internet górą
Zgodnie z danymi Izby Gospodarki Elektronicznej już 37 proc. badanych uważa, że zakupy internetowe są teraz bezpieczniejsze niż w sklepach stacjonarnych – w tym takiego zdania jest 52 proc. osób z mniejszych miast (20–50 tys. mieszkańców)[2].
[1] Dane WUP w Warszawie.
[2] Źródło: Michał Tabaka, Paczka pod drzwi i bez podpisu odbiorcy. Tak wygląda praca kuriera w warunkach pandemii, spidersweb.pl z 7.04.2020.
Liczba wyświetleń: 168
powrót