Mazowsze serce Polski nr 6/18

S@morząd w sieci

2018.06.12 09:40 , aktualizacja: 2018.06.12 14:39

Autor: Karolina Burzyńska, Wprowadzenie: Paweł Burlewicz

Widok z góry na laptop i telefon w którym wyświetlają się portrety 5 marszałków Każdy z marszałków Zarządu...
Radna w otoczeniu pięciu harcerek w mundurach, przed nimi puszka do zbierania na WOŚP Bożena Żelazowska z...
Dwóch samorządowców ze smartfonami Tomasz Kominek i Michał...
Samorządowiec przy biurku z laptopem Prezydent Ciechanowa...
Samorządowiec przy biurku i laptopie, garsonka, okulary założone na głowę Burmistrz Wołomina Elżbieta...
Samorządowiec przy biurku i laptopie, w garsonce, z tyłu duże godło Polski Burmistrz Zwolenia...
Radny w garniturze a przed nim dwóch mężczyzn z bronią w kamuflujących strojach Radny Adam Orliński mógł...

– Jeśli ktoś jest samorządowcem, powinien czym prędzej polubić media społecznościowe – doradza dr Łukasz Przybysz z katedry komunikacji społecznej i public relations Uniwersytetu Warszawskiego. – Komunikacja przesuwa się do internetu. Smartfon towarzyszy nam przy rodzinnym stole i na piwie ze znajomymi.

 

Z roku na rok na Mazowszu wzrasta liczba użytkowników serwisów społecznościowych (49,8 proc.). Nic dziwnego, że samorządowcy i politycy zaczęli doceniać obecność w sieci.

 

Nie ma cię na Facebooku, to nie istniejesz?

– Żyjemy w dwóch światach, realnym i wirtualnym. Najlepiej, aby oba były zrównoważone – komentuje płocki radny Tomasz Kominek. Biorąc do ręki smartfon zyskuje dostęp do Facebooka, Messengera, WhatsAppa, Instagramu i skrzynki mailowej. – Można powiedzieć, że dzisiaj, jeśli nie ma się konta na Facebooku, nie żyje się społecznie, samorządowo i politycznie – twierdzi. Inny płocki radny Michał Sosnowski dodaje: – Internet wśród samorządowców zyskuje na popularności, ale czy w dostatecznym stopniu? To zależy od tego, jak ktoś chce dotrzeć do ludzi i czy ma im o czym opowiedzieć.

 

Doktor Łukasz Przybysz z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW ocenia jasno: – Nastały trudne czasy dla samorządowców. Jeszcze dekadę temu byli wybierani i robili swoje. Z ludźmi mieli kontakt na spotkaniach albo w urzędzie. Obecnie nowoczesny samorządowiec nie istnieje bez mediów społecznościowych. Łatwo tu zarazem wpaść w pułapkę, ograniczając się wyłącznie do tej internetowej rzeczywistości.

 

Grono samorządowców w sieci tworzą zarówno ci młodsi, jak i bardziej doświadczeni. – Obecność na Facebooku umożliwia codzienny, bezpośredni kontakt z mieszkańcami – mówi marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik. – Patrząc na to z drugiej strony, to okazja do monitorowania działań wójta czy radnego. I to przez całą kadencję, a nie tylko przed wyborami.

 

Do najpopularniejszych serwisów społecznościowych należą: You Tube, Facebook, Google+, Twitter, Instagram czy Linkedin. – Informacje o gminie powinny być łatwe do znalezienia w sieci. Tyle że strona internetowa stanowi bardziej formalne źródło, a to co aktualne, nośne, użyteczne dla odbiorców powinno już znaleźć się m.in. na  Facebooku – wyjaśnia Łukasz Przybysz.

 

Prezydent Płocka Andrzej Nowakowski twierdzi, że konto w mediach społecznościowych to krótsza droga do kontaktu niż sekretariat w ratuszu, gdzie trzeba umówić się na wizytę i zaczekać. Elżbiecie Radwan, burmistrz Wołomina, trudno wyobrazić sobie komunikację bez internetu.

 

– Media społecznościowe to dla mnie dialog, a nie tablica ogłoszeniowa. Wszystkie konsultacje społeczne gminy są obecne na Facebooku. Wspólnie z mieszkańcami decydujemy o lokalizacji rzeźby, terminie realizacji przedsięwzięcia lub wizji rozwoju przestrzeni miejskiej. Bez formularzy i czasochłonnych procedur – podkreśla.

 

Jak się nie pogrążyć

Radna województwa mazowieckiego Bożena Żelazowska media społecznościowe docenia czasem bardziej niż tradycyjne. – Informacja musi być podana szybko. Taką formę komunikacji lubię – podkreśla.

 

Samorządowcy najbardziej doceniają Facebooka. – Twitter sprawdza się lepiej w profesjonalnej komunikacji – ocenia dr Przybysz. Relacjonując wydarzenia, trzeba uważać, bo może to obnażyć czyjąś nieporadność w kontaktach interpersonalnych.

 

– Panuje przekonanie, że lepiej założyć konto osoby publicznej, stawiając na oficjalny sposób komunikacji. Inni przesadzą w drugą stronę, publikując zdjęcia w zbyt nieoficjalnym stroju albo korzystając ze słownictwa nieprzystającego do danej osoby – tłumaczy.  Trzeba znaleźć złoty środek. Wiedzieć, kto ma być odbiorcą zamieszczanej treści. Wiadomości muszą być aktualne. Zwłaszcza podczas kampanii wyborczej widać przyrost profili w mediach społecznościowych. Na wielu z nich potem nic już się nie dzieje...

 

– Dobrze pokazać, że ma się na coś wpływ, jest się dostępnym dla mieszkańców – podkreśla Przybysz. Według niego, jeśli ktoś nie potrafi dobrze komunikować się w mediach społecznościowych, to lepiej, by samodzielnie tego nie robił. Dlatego  zaleca pomoc specjalisty. – Jeśli wójt czy prezydent miasta nie ma dostatecznych umiejętności, nie widzę nic złego w tym, że ktoś mu pomaga. Nie o wiek tu chodzi, tylko o wiedzę i umiejętności, o odpowiednie wyczucie, na co można sobie pozwolić. Dla odbiorców ważna jest reakcja na komentarz. Liczy się transparentność komunikacji. Jeżeli to nie prezydent udziela odpowiedzi, powinno być to jasno zaznaczone. Brak autentyczności szybko wychodzi na jaw i może pogrążyć.

 

 

Krótko i na temat

– Niektórzy żartują, że podczas uroczystości lepiej nie stać obok pani burmistrz, chyba że ktoś chce się znaleźć na zdjęciu na Facebooku – śmieje się burmistrz Zwolenia Bogusława Jaworska. – Rzeczywiście, jeśli gdzieś jestem, robię zdjęcia, dopisuję jedno zdanie i wrzucam. Szerszy artykuł pojawia się później – zapewnia. Z kolei prezydent Ciechanowa Krzysztof Kosiński korzysta z Instagramu i Facebooka. Sam odpowiada na wiadomości. Przekonuje, że trzeba przykuć uwagę, a zdjęcia i wideo to podstawa.

 

Adam Struzik pokaże na zdjęciach mazowieckie pejzaże, zrobi selfie podczas prezentacji inwestycji albo posiedzenia Europejskiego Komitetu Regionów w Brukseli. – Trudno oprzeć się pokusie fotografowania – przyznaje marszałek. Burmistrz Wołomina Elżbieta Radwan umieszcza posty osobiście lub z pomocą współpracowników. – Część informacji wymaga dodatkowej oprawy w postaci grafik i wykresów. Dzięki temu przekaz jest wyrazisty i czytelny.

 

Z Facebooka i bloga chętnie korzysta prezydent Płocka Andrzej Nowakowski. – Staram się zachować granice prywatności, dlatego na urzędowym profilu pojawiają się informacje z życia miasta, na drugim, bardziej osobistym, dzielę się swoimi refleksjami. Zdarza się, że wrzucę swoje zdjęcie z dziećmi z meczu Wisły Płock – opowiada.

 

A ty masz już własnego hejtera?

Każdy, kto się decyduje na działalność samorządową, wystawia się na negatywne komentarze. – Zamieszczanie wpisów w mediach społecznościowych zawsze może skończyć się zarzutem „zamiast zająć się swoją robotą, zamieszczasz wpisy na blogu” – przestrzega Łukasz Przybysz. Problem z hejterami jest powszechny. – Nigdy nie wiadomo, kiedy trafimy na kogoś, kto zechce wbić nam szpilę – mówi Michał Sosnowski. – Nie czarujmy się. Często to działania zaplanowane, polityczne – podsumowuje. Tomasz Kominek zwraca uwagę, że to zjawisko nie dotyka tylko jego, ale niestety także rodziny...

 

– Ktoś umieszcza dyskredytujący komentarz z przeświadczeniem, że nikt nie będzie dochodził autorstwa. Zdarzają się trolle internetowe rzekomo urodzone w Nevadzie, studiujące w Moskwie i mieszkające w Warszawie. Po co wchodzić w takie dyskusje? – kwituje radny województwa Mirosław Adam Orliński. – Na słowne przepychanki szkoda czasu. Po co te emocje? – mówi Tomasz Kominek.

 

Burmistrz Zwolenia zdarza się jednak wchodzić w polemikę. – Każdy ma prawo do wyrażenia własnej opinii. Jeśli strzał okaże się skuteczny, zaboli, ale jeżeli przy tym uwaga jest słuszna, trzeba to przyznać, schylić głowę i poprawić. Gdy ktoś przekracza granicę, wówczas blokuję i wyrzucam „za burtę” – zapowiada Bogusława Jaworska.

 

Czasem w dyskusji potrzebny jest moderator. – Bywa, że ktoś traktuje internet jak górkę, na którą można się wspiąć i wykrzyczeć, co się tylko podoba. Wyżyć w łatwo dostępnym miejscu. Hejtowanie to ich hobby. Kiedyś trzeba było wyjść na ulicę, zrobić transparent, pokrzyczeć, pokazać się publicznie, a dziś można bezkarnie „obrzucić błotem” w sieci. Przybywa negatywnych, wymyślonych informacji. Można więc śmiało zapytać samorządowca, czy ma już własnego hejtera. Do wyborów coraz bliżej, uleje się z wiadra niezadowolenia. Nikt nie przyjdzie do gabinetu prezydenta, aby powiedzieć „pana poczynania są złe”, tylko napisze na Facebooku, że Kowalski jest głupi, a w sumie to kradnie. I niewiele da się z tym zrobić – rozkłada ręce doktor Przybysz.

 

 W dodatku osoby broniące kogoś często nie są traktowane jako autentyczne, w przeciwieństwie do twórców negatywnych komentarzy.

 

Bitwa na… lajki

– Dzięki lajkom pod postem wiem, że informacja dotarła – mówi radna Bożena Żelazowska. Łukasz Przybysz wyjaśnia: – Liczby do nas przemawiają, stąd udostępnienia mogą stanowić pewną wartość. Lajki, przy dobrym zarządzaniu kontem, i tak się pojawią. Dlatego nie ma co wszczynać bitwy na emotikony z kciukiem w górę. Zdecydowanie ważniejsze jest, czy dotarliśmy z informacją do grupy docelowej, a to trudniej zweryfikować.

 

Lajki są reakcją na treści. Na profilu Michała Sosnowskiego znajdziemy zdjęcia z meczu albo skany interpelacji, u prezydenta Ciechanowa – post o skateparku, zdjęcia pasieki na dachu albo z koncertu. – Staram się przedstawiać wszystko w sposób przystępny, czasem z humorem i przymrużeniem oka. Bywa, że przedstawiam coś „od kuchni”, niekiedy zaznaczam swoją obecność, np. podczas biegu ulicznego, by w ten sposób wspierać promowanie zdrowego stylu życia – twierdzi Krzysztof Kosiński. – Ludzie na Facebooku oczekują ciekawych informacji. Podanych przez zwykłego faceta, który jest prezydentem po to, by zrobić coś dla miasta.

 

Jego posty zyskują setki lajków. – Jeżeli wrzucam informację np. o otwarciu nowego kąpieliska, gdzie każdy może popływać rowerem wodnym i poopalać się na plaży, jest bardzo duże zainteresowanie. Większe niż w przypadku podpisywania umowy na wielomilionowe dofinansowanie. Dokumenty, umowy, procedury, przetargi – to nie są sprawy, którymi żyje przeciętny mieszkaniec.

 

Posty samorządowców doceniają dziennikarze. – Z części materiałów korzystamy, inne służą za inspirację do poszerzenia tematu – komentuje Edyta Szewczyk z radia KRDP Ciechanów. Według dziennikarki samorządowcy bywają źródłem newsów, ale ich „gotowce” niekiedy są za bardzo polukrowane. – Dziennikarze są od tego, aby przesiać wszystkie informacje przez sito. Mamy tu nieco autopromocji, trochę chęci podzielenia się ważną informacją w sposób bezkosztowy – podsumowuje Szewczyk.

 

Zmierzch Facebooka?

Czy za 5 lat media społecznościowe nadal będą stałym elementem naszej rzeczywistości? – Zmierzamy w stronę wizualną, mogą zyskać takie serwisy jak Instagram lub zaczną się tworzyć coraz mniejsze grupy w ramach jakiegoś serwisu społecznościowego – przypuszcza Przybysz. Zanim to jednak nastąpi, warto sprawdzić w popularnych dziś mediach społecznościowych, jak pracuje nasz radny, wójt, starosta czy marszałek.

 

Liczba wyświetleń: 223

powrót