Mazowsze serce Polski nr 6/18

Podanie do Lewego

2018.06.12 06:30 , aktualizacja: 2018.06.12 12:19

Autor: Wysłuchał i spisał Marcin Rzońca, Wprowadzenie: Paweł Burlewicz

Piłka jest okrągła, a bramki są dwie  – i tylko to jest pewne  w tej grze.

 

– Jedziemy na te mistrzostwa po medal – pewnym głosem zaczął pan Zdzisław kolejną pogawędkę na osiedlowej ławeczce. Już niemal cały kraj zaczął żyć mistrzostwami świata w piłce nożnej, nic więc dziwnego, że rozmowa od samego początku przybrała krągły kształt futbolówki. – Takiej paki jak dziś, takiego miejsca w rankingu, takiego Lewandowskiego i Nawałki to myśmy nie mieli od lat i nikt nam nie podskoczy!

 

– Po medal... – zadumał się pan Jurek. – Byleby nie z kartofla. Pamiętam nasze ostatnie występy na mistrzowskich arenach. Balonik napompowany przed MŚ w Korei i Japonii, który z hukiem pękł po pierwszym meczu. Albo wyprawę orłów Janasa do Niemiec i Austrii w 2006 r. Trudno zapomnieć, jakie nadzieje mieliśmy przed mistrzostwami Europy w Austrii i Szwajcarii, a potem u nas i na Ukrainie. I jak boleśnie te nadzieje wylądowały na twardej glebie, razem z Benhakkerem i Smudą. Dlatego ja medalu w Rosji jakoś dziś nie widzę, choć nie ukrywam: chciałbym bardzo.

 

– Oj, pesymista z pana – machnął ręką pan Zdzisław, u którego optymizm wymalowany był biało-czerwonymi kreskami na policzkach. – Przecież trener Nawałka doprowadził naszych do ćwierćfinału ostatnich mistrzostw Europy. Jak burza przeszedł przez eliminacje tych MŚ. Mam wrażenie, że naszym chłopakom nie tylko naprawdę chce się zasuwać z nosem przy murawie, ale i potrafią kopać piłkę na przyzwoitym poziomie. Są zgrani i waleczni.

 

– „Waleczni i niebezpieczni” – prychnął śmiechem pan Jurek na wspomnienie jednego ze sloganów reklamowych reprezentacji Polski, która pod tym zadziornym hasłem zbierała baty nawet od przeciętniaków.

 

– A może jeszcze „Wiele serc – jedno bicie” – to już nie był delikatny śmiech, ale szyderczy chichot. – Bicie chłopców do bicia. Na razie to w towarzyskich meczach przygotowawczych tej polskiej siły i potęgi nie widać, a pewniaki: Lewy, Grosik, Milik, Błaszczu czy Krycha, nie błyszczą. Oby się przebudzili lada moment...

 

– Od czasów Orłów Górskiego nie byłem taki spokojny o wyniki! – twardo obstawał przy swoim pan Zdzisław. – Bayern, Juventus, Borussia, Sampdoria czy Anderlechtu nie mogą się mylić, płacąc naszym za dobrą grę.

 

Za bramki, asysty, parady bramkarskiei zdobywane tytuły. Trener Nawałka, jego spokój, konsekwencja i opanowanie to coś, czego dawno w reprezentacji nie mieliśmy. A wiesz pan – równie dobrze jak ja – że sukces to suma umiejętności, zaangażowania, wzajemnego zaufania i na końcu szczęścia, którego nie brakło w karnych 1/8 ME ze Szwajcarami, a zabrakło w ćwierćfinale z Portugalią. Z Rosji wrócimy z medalami.

 

– A wiesz pan co? – w panu Jurku obudził się słowiański wojownik. – Może nie lecimy po medale. Może lepiej być ostrożnym z pompowaniem balonika. Może to nie będzie pasmo zwycięstw Dawidów nad Goliatami. Jednak nasi chłopcy jadą walczyć do upadłego i myśleć na boisku. Krychowiak do Grosickiego, Grosicki do Zielińskiego, ten wrzutka do Lewego i gol! Bo może piłka jest okrągła, a bramki są dwie, ale Lewandowski na całym świecie jest tylko jeden.

 

Liczba wyświetleń: 99

powrót