Mazowsze serce Polski nr 6/18

Dopięte na ostatni guzik

2018.06.12 06:10 , aktualizacja: 2018.06.14 10:40

Autor: Małgorzata Wielechowska, Wprowadzenie: Dorota Mądral

Trzy szmaciane myszki Rzeczy, które szyje...
Poduszka w kształcie samochodu Ręcznie wykonane rzeczy są...
Dwa jednorożce z materiału Prace Pani Małgorzaty (Fot....
Kobieta odrysowuje szablon na papierze Szycie to hobby i sposób na...
Kobieta szyje na maszynie Pani Małgorzata lubi dźwięk...
Dwie lale siedzące w kuferkach Lala podróżniczka za swój...
Materiałowy namiot W tipi mały odkrywca może...
Kobieta trzyma na kolanach chłopca i dziewczynkę Artystka swoją pasją zaraża...

Małgorzata Kaliszewska nigdy nie przypuszczała, że z maszyną do szycia, tkaninami i nićmi będzie spędzać większość dnia. I na pytanie, czy coś uszyje, nigdy nie odpowiada  „guzik z pętelką”, a działa tak, by wszystko było…dopięte na ostatni guzik.

 

Małgorzata Wielechowska: Sochocin słynie z guzików. Czy to właśnie sąsiedztwo Izby Pamiątkowej Guzikarstwa zainspirowało Panią, by zająć się szyciem?

Małgorzata Kaliszewska: Rzeczywiście, Sochocin kojarzony jest z ręcznie wyrabianymi guzikami, wykorzystywanymi w codziennym życiu, choćby do pościeli czy odzieży. Pamiętam, jak moja babcia opowiadała mi, że nieodzownym elementem pościeli, którą szyła, były właśnie guziki z okolicznych fabryk. Babcia była znakomitą krawcową, uczyła też kroju i szycia w szkole zawodowej w Sochocinie. Pod jej okiem tę sztukę opanowała mama, która wiele razy próbowała „przekazać” mi tę tradycję. Początkowo jednak byłam niechętna. Moja miłość do igieł i tkanin zaczęła się dopiero 5 lat temu, kiedy kupiłam maszynę. Teraz pasją zarażam 4-letnią córkę i 9-letniego syna, którzy we wszystkim mi pomagają. Są moimi osobistymi testerami nowych produktów.

 

M.W.: Ostatecznie jest więc Pani samoukiem.

M.K.: Tak. Niechętnie korzystałam z rad mamy i babci. Musiałam chyba dojrzeć do tego zajęcia. W każdym razie nie kończyłam szkoły krawieckiej i każde nowe zamówienie jest dla mnie pierwszym i pionierskim.

 

M.W.: Można jeszcze czymś zaskoczyć w tej branży?

M.K.: Rękodzielnictwo, zwłaszcza dziedzina, w której działam, jest trudne. Każdy ma przecież w otoczeniu kogoś, kto szyje – babcię czy ciocię. Ale wszystko wybroni się oryginalnością i pomysłowością. Rzeczy, które szyję, są pojedyncze, niepowtarzalne, nie uda mi się (choćbym chciała) uszyć dwóch takich samych. A ludzie to cenią, chętnie zaopatrują się w takie przedmioty, których nikt inny nie ma.

M.W.: Który z etapów pracy sprawia Pani największą frajdę?

M.K.: Największa przyjemność to komplementy oglądających i kupno moich „uszytków”, a na etapie tworzenia – samo szycie. Bardzo lubię dźwięk maszyny i czas, gdy powstaje coś, co może kogoś uszczęśliwić.

 

M.W.: A co jest najtrudniejsze?

M.K.: Może nie najtrudniejsze, ale najbardziej czasochłonne – to koncept. Po etapie szycia z gotowych wykrojów, nadchodzi czas na własną twórczość i tu następuje chwila zastanowienia, bo to nie jest tak, że narysuję lalkę bądź misia i uszyję go idealnie za pierwszym razem. Trwa to kilka dni, aż efekt końcowy mnie zadowoli. Bywa, że 2–3 lalki leżą uszyte w części, ale widzę, że to nie to, więc metodą prób i błędów pracuję nad następną.

 

M.W.: Nie bała się Pani wkroczyć na rynek ze swoimi wyrobami?

M.K.: Najważniejsze to się nie poddawać, być cierpliwym i odważnie realizować swoje marzenia. Nawet jeśli nikt nie wróżył mi sukcesu, nie rezygnowałam ze swojej pasji. To działa. Jadąc na jarmark rękodzieła, bałam się, że będzie tyle pięknych rzeczy, że moich nikt nie zauważy. Ale siostra zawsze mi powtarzała, że każdemu podoba się coś innego, więc na pewno i moje prace przypadną komuś do gustu. Teraz jestem częstym bywalcem okolicznych imprez, gdzie prezentuję swoje dzieła, m.in. w Płońsku, Ciechanowie, Raciążu, Nowym Mieście, Pomiechówku. Najbliższe wydarzenie, na którym będę, to Mazowieckie Dni Rolnictwa w Płońsku (16–17 czerwca), dokąd serdecznie zapraszam. Moje lale, rogale czy tipi można oglądać też w internecie na profilu Domowa Kraina Snów na Facebooku.

 

M.W.: Przed nami wakacyjne wyjazdy. Gdyby miała Pani zaproponować zestaw dla podróżujących, co by weszło w jego skład?

M.K.: Proponuję dwa: dla tych, którzy wyjeżdżają na wakacje i dla tych, którzy zostają w domu, bo przecież i tutaj można wyczarować oryginalny kącik na relaks czy zabawę. Nieodzownym elementem w podróży są poduszka i kocyk, polecam też rogala do spania, a także pojemnik na kredki dla małych rysowników. Ach, i ostatnio stworzyłam „Lalę podróżniczkę”. To mała lalka, która za swój domek ma kuferek, a w nim ubranka na przebranie i pościel do snu. Idealny pomysł dla tych dziewczynek, które – jak moja córka – na wycieczkę zabrałyby wszystkie lale z pokoju. A zestaw dla tych, którzy wakacje spędzają w domu, to plecak na skarby z wyhaftowanym imieniem, kocyk na piknik oraz tipi do ogrodu, w którym mały odkrywca może na chwilę się schować i odpocząć.

 

----------------------

Małgorzata Kaliszewska poza pracą i szyciem artystka angażuje się na rzecz lokalnej społeczności. Wspólnie z innymi rodzicami przygotowuje przedstawienia bajek dla dzieci z przedszkola i szkoły w Sochocinie. Nie tylko występuje na scenie, ale też szyje dekoracje i kostiumy. Jej lalki zaś są nagrodami w konkursach organizowanych przez grupę „Aktywnie zakręceni” im. Marka Kasprzaka, zrzeszającą mieszkańców Sochocina i okolic.

– Gdy byłam dzieckiem, nie miałam wielu zabawek. Pamiętam misia, którego kupił mi tata. Kochałam tę maskotkę. Miś miał buraczkowy kolor i był szorstki. Ale był mój, był ulubiony, nawet gdy odpadły mu oczka i rozerwał się nos. Teraz, gdy mam już swoje dzieci, chcę im pokazać, że ręcznie wykonane rzeczy są piękne i nie liczy się metka, a serce włożone w ich wykonanie – podkreśla artystka.

Liczba wyświetleń: 244

powrót