Mazowsze serce Polski nr 5/19
Siłaczka
2019.05.20 08:55 , aktualizacja: 2019.05.28 11:43
Autor: Agnieszka Bogucka, Wprowadzenie: Monika Gontarczyk
- Podczas wizytacji placówki...
- Jadwiga Dziubińska z...
- Zakończenie kursu...
- Kierowniczka Dziubińska...
- Jadwiga Dziubińska (fot....
Życie Jadwigi Dziubińskiej było dokładnym odzwierciedleniem jej słów: poznać potrzeby mieszkańców wsi, ofiarować swój czas i umiejętności, aby wesprzeć ich na drodze ku lepszemu życiu.
Urodziła się w 1874 r., w zamożnej, inteligenckiej rodzinie. Ojciec był głównym księgowym w banku, a matka zajmowała się wychowaniem sześciorga dzieci. Dziewczynka od dziecka przejawiała zapędy społecznikowskie. Mieszkali na warszawskim Powiślu, dzielnicy wówczas robotniczej, gdy 12-letnia Jadwiga zorganizowała lekcje polskiego dla dzieci z podwórza. Skończyło się to interwencją rewirowego: pozytywistyczna misja Jadzi była – według prawa – działalnością wywrotową, wprawdzie na małą skalę, ale jednak. Nie zapominajmy, że był to czas zaborów i wszelkie przejawy polskości były zabronione i surowo karane.
Po ukończeniu pensji Henryki Czarnockiej naukę kontynuuje w szkole Zuzanny Morawskiej, która swoim absolwentkom każe składać przysięgę: każdego roku każda z nich, niezależnie od tego, czym się w życiu zajmie, nauczy kogoś czytać i pisać. Później została słuchaczką Uniwersytetu Latającego, czyli tajnej szkoły wyższej dla kobiet.
Kobieta pracująca
Przełomowym momentem jej życia był rodzinny wyjazd. W swoich wspomnieniach Jadwiga pisała: „W tych czasach gorących obudziło się we mnie pragnienie całkowitego poświęcenia się pracy nad rozbudzeniem wsi. Wyjechałam w Kieleckie do wsi Chwaliboskie, gdzie mieszkałam półtora roku w chacie wiejskiej, prowadząc tajne nauczanie dzieci, wieczorami zaś zbierając i młodzież”[1]. Domem 23-letniej panienki z Warszawy stała się wiejska chata gospodarzy Liszków – zimna, ciemna, z klepiskiem. Warunki życia chłopów poznaje na własnym ciele: „(…) rzadko mytym, skromnie karmionym, pracującym od rana do wieczora. (…) Po roku w Chwaliboskiem wie już, od czego zacząć: polska wieś od pokoleń bieduje, a ziemię uprawia wciąż jak za pradziada. A tu świat wokoło szedł naprzód, na pańskich polach zboże inaczej plonowało. Skoro Jadwiga chce siać bunt przeciwko takiemu życiu, musi najpierw nauczyć się siać, sadzić, nawozić, a potem zbierać”[2].
Szkoła dla córek ziemiańskich, do której się zapisała, nie spełnia jej oczekiwań – tu kształci się przyszłe dziedziczki, a nie kobiety pracujące. Porzuca więc ją na rzecz kursu dla synów chłopskich. Po ukończeniu 2-letniej szkoły pszczelniczo-ogrodniczej w Warszawie niespodziewanie zmienia strony. W 1900 r. Warszawskie Towarzystwo Pszczelniczo-Ogrodnicze, na terenie folwarku Otrębusy koło Brwinowa, otwiera wiejską szkołę rolniczą dla chłopców – 26-letnia Jadwiga Dziubińska zostaje jej kierowniczką i opiekunką uczniów. Na wykłady do „Pszczelina” (tak nazywano placówkę) przyjeżdżają ówczesne sławy, m.in.: Ludwik Krzywicki, Stefania Sempołowska, Irena Kosmowska. Chłopcy uczą się rachunków, podstaw ekonomii, botaniki, zoologii, chemii i geologii, ale poznają też budowę ludzkiego ciała i podstawy higieny. Pragnieniem Jadwigi było „wychować ich w poczuciu własnej godności, nauczyć samodzielnego myślenia, oduczyć całowania po rękach swoich wyzyskiwaczy, wybić z głowy to, co przez wieki do niej wbijano: że władza pochodzi od Boga, który każdemu daje to, na co zasłużył. Że trzeba przyjąć swój los z pokorą, nie próbować go zmienić”.
Samodzielne myślenie to przesada
Po roku prowadzenia „Pszczelina” Dziubińska wyjeżdża – przez wiele miesięcy podróżuje po krajach Europy, podpatrując program i metody nauczania rolniczego. Po powrocie, w Kruszynku na Kujawach, otwiera pierwszą szkołę rolniczą dla dziewcząt, w której realizuje swój autorski program. W programie szkoły zawarto wiedzę z zakresu racjonalnego żywienia, szycia, tkactwa, uprawy roli i hodowli zwierząt. W utworzonej na miejscu ochronce wychowanki zdobywały umiejętności pracy z dziećmi w wieku przedszkolnym. Ciekawą formą kształcenia były wycieczki do pobliskich zakładów pracy, wycieczki po kraju, a nawet wyjazdy za granicę. „Zbudziły się w nas te siły, że i my możemy coś robić, że już nie będziemy tylko tymi, które wyczekują, aby wyjść za mąż”[3] – wspominała jedna z „kruszynianek”.
Z tym samodzielnym myśleniem problem będą mieli wszyscy: władze zaborcze, lokalny proboszcz, a z nim biskup i katolicka prasa, panowie ze dworów i konserwatywni politycy. Już raz skapitulowała i zmuszona była opuścić Pszczelin. „Narodowi Demokraci stanowiący większość w TP-O doszli do wniosku, że z tym samodzielnym myśleniem to jednak przesada, że chłopom wystarczą kursy zawodowe, nie ma potrzeby poszerzania ich horyzontów, uczenia wyrażania myśli, bo jeszcze pomyślą coś innego niż im panowie i księża myśleć każą”[4].
Dlatego Dziubińska odrzuca propozycję dofinansowania Kruszynka – jedynym warunkiem jest, aby szkoła prowadzona była pod ścisłym kierunkiem miejscowego proboszcza. Odpierała ataki prasy katolickiej, która manipulowała faktami i oczerniała ją na każdym kroku. Pozbawiona dotacji – nie zamierzała się poddać. Pieniądze napływają z całego kraju, wspiera ją część prasy zwana wtedy postępową. Wielkim agitatorem sprawy był Aleksander Świętochowski – stawiał Pszczelin i Kruszynek za wzór wiejskich szkół.
Dzięki wsparciu organizacyjnemu Dziubińskiej powstawały kolejne szkoły rolnicze – w Sokołówku, Gołotczyźnie, Bratnem i Krasieninie. Ta pierwsza placówka została otwarta w 1909 r. dzięki fundacji zmarłego 10 lat wcześniej Tomasza Klonowskiego, którego ostatnią wolą było, „aby w jego majątku powstała ludowa szkoła rolnicza, w której dzieci drobnych rolników osiągną wyższy poziom świadomości klasowej, narodowej i podniosą dzięki edukacji na wyższy poziom prymitywną małorolną gospodarkę na poojcowskich schedach. Był on pierwszym na Mazowszu Północnym ziemianinem, który przekazał społeczeństwu w 1899 r. tak duży majątek, cały dorobek swego krótkiego życia. Wartość majątku w chwili zapisu wynosiła 105 tys. rubli. Po nim dokonała również tego samego Aleksandra Bąkowska, właścicielka majątku Gołotczyzna, w 1906 r. przekazała 70 mórg na urządzenie szkoły rolniczej dla dziewcząt”[5].
Do szkoły początkowo przyjmowani byli synowie chłopów, mający 18 lat, umiejący czytać i pisać. Nauka była bezpłatna, pobierano tylko czesne na wyżywienie i mieszkanie. Do I wojny światowej szkołę ukończyło 200 słuchaczy.
Najdłuższa podróż życia
Po wybuchu I wojny światowej Jadwiga Dziubińska przybyła do Warszawy, gdzie pracowała w Towarzystwie Opieki nad Więźniami zesłańcami wywożonymi w głąb Rosji.
W maju 1915 r. wyjechała do Rosji, dostarczając odzież, żywność, organizując pomoc lekarską dla Polaków – jeńców carskich. Objeżdżając obozy syberyjskie, niosła więźniom słowa otuchy, zachęcała zesłańców do organizowania się i zakładania kół samopomocy.
„Najdłuższa jej podróż trwała 3 lata. Wyjechała w kwietniu 1915 r. jako delegatka Polskiego Towarzystwa Pomocy Ofiarom Wojny. Dociera pod Omsk w zachodniej Syberii. Kolonia karna, baraki dla inwalidów. Bez rąk i nóg, z poodrywanymi szczękami, powybijanymi zębami, niektórych karmić by trzeba w leżącej pozycji, lecz karmić ich nie ma komu. Inwalidzi bez rąk jedzą jak zwierzęta, a bezzębni – umierają z głodu. Dociera do Tocka nad Samarą, w obozie panuje epidemia tyfusu. Jeszcze wiosną 1915 r. komisja lekarska uznała, że baraki zakażonych nie nadają się do ponownego zamieszkania. Zarządzono budowę nowych, ale zima przyszła zbyt szybko i 17 tys. jeńców musiało zamieszkać w tych starych. Gdy dociera tam Dziubińska nie żyje ich już kilka tysięcy. Chorzy w gorączce leżą na gołych narach, bez słomy, pożerani żywcem przez roje robactwa, w strzępach brudnych ubrań i bielizny, tych samych, w których zostali wzięci do niewoli i których ani razu z siebie nie zdjęli. Leżą, dopóki nie umrą. Ich ciała czerwone od ran, co którzy mogą się jeszcze poruszać, choć pełzając, na czworaka wyłażą z baraku, byle za drzwi się wydostać, a chorzy, którzy nie mogą leżą, na własnym kale, który jednocześnie ścieka z górnych nar na dolne, na leżących tam towarzyszy. (…) Wody do picia w barakach nie ma wcale. Kto może, wychodzi za drzwi i tam, nabierając w garść zabrudzonego kałem śniegu, gasi trawiące go pragnienie (…). Jęki, krzyki i rzężenie konających łączą się w jeden straszny akord nieludzkich dźwięków, od których chorzy przytomni wpadali w szał obłędu”[6].
Po rewolucji październikowej władza zgadza się uwolnić carskich więźniów politycznych. Potrzeba tylko poręczenia lokalnych stowarzyszeń polskich i radzieckich. Jadwiga znowu rusza w głąb Syberii – szuka poręczycieli, pertraktuje z władzami obozów.
„Potencjał wsi tkwi w jej mieszkańcach. Wieś powinna odrodzić się własnymi siłami, bez udziału miejskiej inteligencji, dzięki samodzielności i inicjatywie chłopów, którzy najlepiej znają lokalne potrzeby i uwarunkowania”.
Kariera parlamentarna
W końcu 1918 r. wraca do wyzwolonej Polski. Z ramienia PSL „Wyzwolenie” zostaje posłanką do Sejmu Ustawodawczego. Udziela się w trzech komisjach: oświaty, ochrony zdrowia i opieki społecznej. Razem z tą pierwszą pisze projekty ustawy o szkołach rolniczych. „Zbudować w całym kraju miejsca takie, jak Pszczelin i Kruszynek – to jej cel. W każdym powiecie – szkoła żeńska i męska, prowadzona przez samorząd, współfinansowana przez państwo. Choć nikt od niej nie zna się lepiej na budowaniu takich miejsc, Jadwiga zaczyna od podstaw – pyta nauczycieli. Zwołuje w Warszawie nowy sejmik nauczycielski, pierwszy filtr rzeczywistości, przez jaki przejść ma ten projekt”[7]. Projekt w lipcu 1920 r. został uprawomocniony przez Sejm. Z kariery parlamentarnej rezygnuje w 1922 r., chce jeździć po kraju i organizować szkoły rolnicze. Wszystko, czego Dziubińska dotknie swoją ręką – rozwija się. Na przykład Sokołówek stał się ważnym ośrodkiem oświaty rolniczej o zasięgu krajowym. Szkoła w okresie międzywojennym przekształciła się w szeroko promieniujący poza granice regionu ośrodek kultury i edukacji rolniczej. Znalazło tu siedzibę Seminarium dla Nauczycielek Szkół Rolniczych o kursie rocznym i jednocześnie odbywały się raz w roku 5-miesięczne kursy Uniwersytetu Ludowego dla dziewcząt, prowadzono też przedszkole dla dzieci z okolicznych wsi. Od 1927 r. Jadwiga Dziubińska obejmuje stanowisko kierowniczki Seminarium. „W tej ubożuchnej szkole nie pobierała wynagrodzenia, inwestowała w nią własne rodzinne pieniądze. Jedna sala była jednocześnie jadalnią i klasą, drugą wypełniało ciasno 30 łóżek. Oprócz tego kuchnia, a za nią mały, skromny pokoik dla kierowniczki”[8].
Emerytura „nie przysługuje”
Problemy ze zdrowiem ma od lat – nigdy się nie oszczędzała, pracowała ponad siły, nie dbała o siebie. Gdy zdrowie jej szwankuje, opiekę nad Jadwigą przejmują siostry. „Orzeczeniem komisji lekarskiej I instancji przy Urzędzie Wojewódzkim Warszawskim z dnia 29 września 1933 r. została uznana pani Dziubińska za trwale niezdolną do służby. Stosunek służbowy z wymienioną musi być rozwiązany. Pani Dziubińskiej, jako nauczycielce tymczasowej, zaopatrzenie emerytalne nie przysługuje”[9].
Przez całe życie inwestowała w działalność społeczną wszystko, co miała: zdrowie, czas i pieniądze. Teraz nie ma nic. Na szczęście jest ogromne grono ludzi, którzy upomną się o jej krzywdę. W efekcie emerytura zostaje przyznana.
Jadwiga Dziubińska zmarła 28 stycznia 1937 r. w Warszawie.
-----------------------------------------------------------------------------
Zdjęcia 1,4 pochodzą ze zbiorów archiwum Instytutu Józefa Piłsudskiego w Ameryce, a udostępnione nam przez Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie.
Zdjęcia 2,3 pochodzą ze zbiorów Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego i Zakładu Historii Ruchu Ludowego.
- Podczas wizytacji placówki w Sokołówku w 1930 r. prezydent Ignacy Mościcki nazwał ją „Szkołą Główną Gospodarstwa Wiejskiego Ziemi Ciechanowskiej, jako że żadna inna nie dorównuje jej rozmachem, wielkością wykładanych przedmiotów i swoim zasięgiem oddziaływania”
2. Jadwiga Dziubińska z Jędrzejem Cierniakiem, Tadeuszem Mayznerem i Stanisławem Sakłakiem podczas akademii ku czci Władysława Orkana w Sokołówku, 1930 r.
3. Zakończenie kursu Seminarium dla Nauczycielek Szkół Rolniczych w Sokołówku (Jadwiga Dziubińska z kwiatami), 1929 r.
4. Kierowniczka Dziubińska udziela ostatnich wskazówek organizacyjnych przed wizytacją głowy państwa
[1]Praca zbiorowa pod red. Zofii Mazurowej i Leonildy Wyszomirskiej „Pamięć boru. Wspomnienia o Jadwidze Dziubińskiej i wybór jej przemówień, artykułów, listów”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1968.
[2] Olga Wichnik, „Posełki. Osiem pierwszych kobiet”, Wydawnictwo Poznańskie Sp. z o.o., 2019.
[3] Tamże.
[4] Tamże.
[5] Tamże.
[6] Tamże.
[7] Tamże.
[8] Tamże.
[9] Tamże.
Liczba wyświetleń: 225
powrót