Mazowsze serce Polski nr 3/20
Czy czeka nas susza?
2020.03.16 14:00 , aktualizacja: 2020.03.17 10:34
Autor: Monika Gontarczyk, Wprowadzenie: Monika Gontarczyk
- Zimowa pogoda sprawiła, że...
- Leszek Przybytniak (fot....
- Ciepła zima sprawiła, że...
- Susza powodująca min....
Tak ciepłej i bezśnieżnej zimy, jak tegoroczna, nie pamiętają nawet najstarsi Mazowszanie. Powodu do radości nie miały ani dzieci, które liczyły na biały puch podczas ferii zimowych, ani leśnicy i rolnicy, którzy – sprawdzając wilgotność gleb – z niepokojem patrzą w przyszłość.
Wysokie jak na tę porę roku temperatury i brak pokrywy śnieżnej sprzyjały wysychaniu gleby. Styczniowo-lutowe opady nie wpłynęły znacząco na sytuację hydrologiczną w kraju. W wielu regionach Polski wodowskazy wciąż wskazują niskie stany wód. Obecną sytuację w przyrodzie radny województwa Leszek Przybytniak ocenia jednoznacznie.
– Jest bardzo źle. W tym roku na Mazowszu pokrywy śnieżnej nie było, dlatego możemy z ogromnym prawdopodobieństwem założyć, że czeka nas susza. Pozostałe opady są minimalne i chyba na najniższym poziomie od co najmniej 30 lat. Jest to bardzo trudna sytuacja w rolnictwie. Opady, które teraz są, nie uzupełnią tych niedoborów, a braki mamy już wieloletnie – mówi zaniepokojony.
To, że poziom nawodnienia gleb jest bardzo niski, widać gołym okiem na polach, które mają meliorację.
– W połowie lutego byłem w powiecie lipnowskim i z ciekawości zajrzałem do studzienki. Byłem zaskoczony, bo jeszcze nigdy nie widziałem, aby o tej porze roku studzienki o głębokości około 2 m były suche – mówi Lech Grządzielewski, rolnik z południowego Mazowsza.
Rodzaje suszy
atmosferyczna (opady poniżej średniej wieloletniej)
rolnicza (opady poniżej zapotrzebowania roślin uprawnych skutkujące spadkiem plonów)
hydrologiczna (tzw. niżówka hydrologiczna, dotyczy wód powierzchniowych, których poziom obniża się poniżej średniej wieloletniej)
hydrogeologiczna (dotyczy wód podziemnych i przejawia się wyraźnym obniżeniem ich poziomu w stosunku do stanu średniego)
Ciepła zima daje również swój wyraz w postaci silnego parowania, które także ma wpływ na wilgotność gleb. Zwraca na to uwagę radny Leszek Przybytniak.
– Śnieg nie paruje tak szybko jak deszcz. Ma w sobie dość dużo wody. I topniejąc, powolutku ją uwalnia. Woda ze śniegu wsiąka głęboko, w przeciwieństwie do wody pochodzącej z intensywnego deszczu, która spływa, zanim ziemia zdąży ją wchłonąć – wyjaśnia.
Z opublikowanego pod koniec lutego przez Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie raportu „Stop suszy 2020” wynika, że wilgotność gleby na głębokości do 1 m w porównaniu z okresem z początku roku uległa poprawie. Jedynie południowe części województwa wielkopolskiego oraz północne obszary województw śląskiego i opolskiego wykazują jeszcze deficyty wilgoci w strefie korzeniowej (wilgotność gleb sięga 45–35 proc.). Na Mazowszu wilgotność sięga 85–55 proc. w strefie korzeniowej, a w warstwie 100–289 cm wynosi 75–45 proc. Optymizmem nie napawa prognoza intensywności suszy w wodach podziemnych, którą w tym samym czasie przedstawiła Państwowa Służba Hydrogeologiczna (PSH). Wynika z niej, że może dojść do niżówki hydrogeologicznej na znacznych obszarach kraju, w tym na Mazowszu1.
Zmiana klimatu?
Zimą przynajmniej połowa naszego kraju powinna być pokryta śniegiem. Zimowe opady w istotny sposób zasilają glebę oraz potoki i rzeki. Zarówno w ubiegłym roku, jak i w bieżącym obserwowaliśmy niewielkie, a w przeważającej części kraju nawet znikome opady śniegu. Czy to znak, że zmienia się klimat? Tomasz Ulanowski na łamach Gazety Wyborczej napisał, że „od wybuchu rewolucji przemysłowej średnia temperatura Ziemi podniosła się o blisko 1 st. C. Tyle wystarczyło, żeby sprowokować wzrost poziomu oceanu (na razie o 20 cm), który w przyszłości (być może nawet o 1 m tylko do końca XXI w.) będzie jednym z głównych zagrożeń związanych z globalnym ociepleniem. Zmiany klimatu już jednak mocno rozchwiały pogodę – wzmocniły, przedłużyły i zwiększyły częstotliwość występowania ekstremalnych zjawisk pogodowych. Pogoda na sterydach, jak nazywają ją klimatolodzy, obejmuje m.in. mocniejsze cyklony, dłuższe, częstsze i bardziej intensywne fale upału oraz susze, a także ulewy i podtopienia oraz powodzie. W naszym rejonie świata zmienił się charakter opadów – pada rzadziej, ale jak już pada, to leje”2.
Z wieloletnich pomiarów meteorologicznych wynika, że od 1950 r. okres zimowy w Polsce skrócił się o dwa tygodnie, natomiast okres letni, gdy mamy do czynienia z wysokimi temperaturami, wydłużył aż o cztery3. Na wyższą temperaturę powietrza zwraca uwagę dr hab. Jerzy Kozyra, ekspert ds. adaptacji rolnictwa do zmian klimatu, który pracuje w projekcie UE BioEcon HORYZONT 2020. „Średnia temperatura w styczniu wynosiła blisko 2 stopnie, czyli były to warunki zbliżone do tych, jakie przeciętnie mamy w marcu, a warunki w lutym klimatycznie są takie jak na początku kwietnia. W takiej sytuacji nie tylko rośliny są »zestresowane« tym nietypowym przebiegiem pogody, ale też rolnicy, którzy muszą odpowiednio zaplanować prace polowe – mówi”4.
Wcześniejsze rozpoczęcie wiosennych prac w polu potwierdza Lech Grządzielewski.
– Brak mrozu sprawił, że wiosenne prace można było rozpocząć o jakieś dwa tygodnie wcześniej. Siewy zbóż jarych – owsa i facelii – już się zaczęły. Przez to, że nie było śniegu i niskich temperatur, okres wegetacyjny trwał praktycznie bez przerwy. Rośliny, które miały zapas azotu z jesieni, już go wykorzystały. Dlatego oziminy trzeba było wzmocnić nawozami. Pszenica o tej porze ma już młode korzonki, które mają po 3–4 cm. Zwykle dopiero zaczynała je wypuszczać – argumentuje.
SUSZA ROLNICZA W UPRAWIE ZBÓŻ OZIMYCH W POLSCE W LATACH 2006–2017*
Susza powodująca przynajmniej 20-procentowe zmniejszenie plonu w uprawie zbóż ozimych występowała w 10 spośród 12 monitorowanych lat, przy czym w 10 i więcej województwach notowano ją w latach 2006–2009 oraz w 2011 r. Nie obserwowano jej wystąpienia w 2013 i 2014 r. Zagrożenie wystąpieniem suszy w latach 2006–2017 najczęściej notowano w województwach: wielkopolskim (w 9 latach i 30 okresach sześciodekadowych), mazowieckim i łódzkim (w 8 latach, odpowiednio w 29 i 27 okresach sześciodekadowych) oraz kujawsko-pomorskim (w 9 latach i 26 okresach sześciodekadowych).
*Izabella Wójcik, Andrzej Doroszewski, Elżbieta Wróblewska, Piotr Koza „Susza rolnicza w uprawie zbóż ozimych w Polsce w latach 2006–2017, w: WODA-ŚRODOWISKO-OBSZARY WIEJSKIE 2018 (X–XII). T. 18. Z. 4 (64), Wydawnictwo ITP.
Susza a ceny
Na efekty suszy nie trzeba długo czekać. Brak wilgoci, wysoka temperatura skutecznie zmniejszają plonowanie roślin. Choć nie zdajemy sobie z tego sprawy, mają także negatywny wpływ na owady. „Rosnąca globalna temperatura oraz anomalie i gwałtowne zjawiska pogodowe przynoszą szereg negatywnych dla zapylaczy konsekwencji. Jedne rośliny kwitną zbyt wcześnie, inne zbyt późno, co może powodować problemy z bazą pokarmową. Za krótka zima wyprowadza pszczoły z ula na łąki, na których jeszcze nic nie kwitnie, ulewne deszcze niszczą kwitnące rośliny oraz gniazda zapylaczy, długotrwałe susze niszczą bazę pokarmową, upały uniemożliwiają owadom pracę, a przez to grozi im głód”5. A jeśli owadom grozi głód, to dosięgnie on także i ludzi. Mniejsza podaż owoców i warzyw przełoży się bezpośrednio na ich cenę. – Susza podrożyła zwłaszcza warzywa. Ziemniaki zdrożały od 2015 r. o 138 proc., a cebula czy kapusta o ponad 56 proc. Natomiast marchew i pomidory – o 23 i 27 proc. – wylicza Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole dla Gazety Wyborczej6.
Jaka czeka nas przyszłość? „Jeśli emisja gazów cieplarnianych będzie nadal rosła, a globalne ocieplenie nie zostanie wyhamowane, to już w połowie XXI w. zbiory niepodlegających irygacji roślin uprawnych – pszenicy, kukurydzy czy buraków cukrowych – spadną w Europie Południowej nawet o połowę. W efekcie do 2100 r. wartość ziemi uprawnej w tych rejonach kontynentu poleci na łeb na szyję – zmniejszy się o ponad 80 proc.”7. Brzmi jak czarny scenariusz, który miejmy nadzieję, że się nie ziści.
Leszek Przybytniak
radny województwa mazowieckiego
Musimy zacząć gromadzić wody opadowe, czyli starać się (o ile mamy takie możliwości) zbierać deszczówkę. Jeśli ktoś ma zbiorniki, to powinien je uzupełniać. Drugi sposób to studnie głębinowe do nawadniania upraw, opryskiwania. W obecnej sytuacji to jest rozwiązanie konieczne, bo sposób realizacji jest najszybszy. Patrząc długofalowo, trzeba odbudować system retencji, ale to nie jest zadanie na jeden rok. To są przedsięwzięcia wieloletnie. Wymagające opracowania programu odbudowy retencji, lecz to związane jest z ogromnymi środkami i wieloletnimi działaniami.
Jak zapobiegać suszy?
Aby w przyszłości nie zabrakło wody w odpowiedniej ilości i odpowiedniej jakości, trzeba przeciwdziałać skutkom suszy. O potrzebie pilnych zmian mówi radny Leszek Przybytniak.
– Jako samorząd powinniśmy się zastanowić, czy nasz budżet podołałby tego typu zadaniom. W pierwszej kolejności jednak musimy ustalić, czy tego rodzaju działania formalnie możemy podjąć. Dziś rolnicy indywidualni mogą się ubiegać o środki z ARiMR czy ARR.
Mogą, ale ich nie otrzymują, bo realizacja programów utknęła. „Ministerstwo Rolnictwa od zeszłego września zbierało wnioski o dopłaty na takie zbiorniki czy urządzenia nawodnieniowe. Można było dostać 50 proc. dofinansowania. Problem w tym, że program i tak nie ruszył. (…) wniosków jeszcze nikt nie rozpatrywał”8.
Kolejne programy są w fazie przygotowywania. Jak m.in. Plan przeciwdziałania skutkom suszy (PPSS), którego konsultacje społeczne zakończyły się 15 lutego. Zgłoszono ponad 300 uwag i wniosków. Przyjęcie kolejnego dokumentu – Programu podniesienia retencji w Polsce w latach 2021–2027, planowane jest na przełomie lat 2020 i 2021 r. Ma on dwukrotnie zwiększyć możliwości magazynowania wody w naszym kraju, czyli do około 15 proc. Wartość inwestycji z tym związana szacowana jest od 10 do 14 mld zł.
Problem w tym, że trzeba działać już. A system retencji wód w Polsce, mówiąc krótko, funkcjonuje słabo. Polska tylko w 6,5 proc. retencjonuje wodę, która przepływa. Rząd RP zapewnia, że w tym roku Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej przeznaczy na ten cel 400 mln zł. Pieniądze mają trafić m.in. na budowę jazów, które pozwolą zatrzymać więcej wody w środowisku. „Żeby nie było strat z powodu suszy, takie zbiorniki musiałyby powstawać masowo. – Wodę trzeba gromadzić w zbiornikach śródpolnych, po jednym 10-arowym na kilka hektarów. Ale żeby to miało sens, dopłata powinna być znacznie wyższa od oferowanej przez rząd, a za ich budowę musieliby powszechnie zabrać się wszyscy rolnicy – mówi Jarosław Sachajko z rządowej komisji rolnictwa”9.
Radny województwa także pozostaje sceptyczny wobec zapowiedzi rządu. I ma jedną radę.
– Program musi przekładać się na inwestycje. A na nie potrzebne są pieniądze. Ogromne pieniądze. Rząd musi je zabezpieczyć. Jeśli zamiast kolejnych 500+ zacznie dawać środki na budowę zbiorników wodnych, progów rzecznych, wówczas sytuacja może się poprawić – twierdzi Leszek Przybytniak. Zwraca jednocześnie uwagę na inny aspekt. – Oprócz środków finansowych konieczne jest także dostosowanie przepisów ochrony środowiska, ułatwienie realizacji tego typu inwestycji, czyli zezwolenia na budowę stawów, jazów rzecznych. Dziś uzyskanie pozwolenia na tego typu obiekt jest niezwykle trudne. Powinny być także wygenerowane środki na budowę (czy to w gospodarstwach czy w miastach) zbiorników, w których magazynowana byłaby deszczówka. Takie rozwiązanie sprawdziłoby się w fabrykach, centrach handlowych, halach sportowych, gdzie powierzchnia dachów jest ogromna – proponuje Przybytniak.
Czy możemy spać spokojnie?
Susza, powódź, wiosenne przymrozki, gradobicie, szkodniki, choroby roślin, nieopłacalna cena... Czynników, które mogą zniweczyć nawet najlepiej zapowiadające się plony, jest wiele. I tak naprawdę do dnia zbiorów nie można być pewnym tego, co uda się zebrać. Rolnicy jak nikt inny wiedzą o tym najlepiej.
– Pogoda jest nieprzewidywalna. Prognozowanie, co będzie za kilka miesięcy, to jak wróżenie z fusów. Jeśli będą długotrwałe opady, to może się okazać, że lato będzie mokre. Lata 2015 i 2016 też były suche, nawet bardzo suche. Każdy się obawiał, co przyniesie kolejny. A ten zaskoczył w drugą stronę. Był tak mokry, że kukurydza stała na polu aż do przymrozków, bo ciężkim sprzętem nie dało się wjechać. Nawet kukurydzę, która siana była na kiszonki, niektórzy rolnicy zostawiali, żeby chociaż ziarno zebrać – wspomina rolnik z powiatu lipskiego.
Musimy pamiętać, że intensywność skutków suszy to efekt zarówno deficytów opadu, jak i istniejących warunków do retencji wody, w tym użytkowania terenu, stosowanych praktyk rolniczych, korzystania z zasobów wodnych. Myśląc przyszłościowo, trzeba się nastawić na uprawę roślin bardziej przystosowanych do klimatu suchego, zostawiać zadrzewione fragmenty pól i miedze (aby obniżyć prędkość wiatru, który sprzyja osuszaniu gleb), nie zostawiać gleby bez okrycia, np. poplonem (żeby nie wysychała i nie ulegała erozji), ograniczyć lub zrezygnować z orki (zwłaszcza wiosenna pozbawia glebę wilgotności).
Warto także zamiast trawników zakładać łąki kwietne, które wymagają mniej intensywnego podlewania i są siedliskiem dla wielu owadów. Zbieranie deszczówki, a także nieużywanie wody pitnej do podlewania ogródka czy mycia samochodu – to małe kroki, ale w razie suszy bardzo istotne. I co ważne – każdy z nas jest w stanie je zrobić.
1 Na podstawie www.stopsuszy.pl
2, 7 Tomasz Ulanowski, „Zmiany klimatu uderzają w rolnictwo w Europie. Ceny poszybują” GW, 4 wrzesień 2019 r.
3 www.stopsuszy.pl
4, 8-9 Edyta Bryła, „Rząd wykłada się na suszy. Nie ma odszkodowań ani dopłat do nawodnień. W planach tylko wielka infrastruktura”, GW, 22 lutego 2020 r.
5 https://www.greenpeace.org/poland/aktualnosci/3977/apokalipsa-w-swiecie-owadow-zapylajacych-potrzebuja-naszej-pomocy/
6 Edyta Bryła, Nie chronimy się przed suszą, więc żywność drożeje. Więcej zapłacimy też za prąd i wywóz śmieci, GW, 7 lutego 2020 r.
Liczba wyświetleń: 71
powrót