Mazowsze serce Polski nr 2/19
Walenty czy święty?
2019.02.25 07:30 , aktualizacja: 2019.02.26 11:25
Autor: Wysłuchał i spisał Marcin Rzońca, Wprowadzenie: Monika Gontarczyk
Czerpać ze wzorców lepszych od siebie trzeba. Ale kto lepszy i czy zawsze trzeba?
– No, dawno mnie nikt tak nie rozbawił panie Jurku, jak ten młody minister. Co to na widok politycznego spędu w amerykańskim stylu zdołał tylko powiedzieć: „Będziemy stanowczo bronili Polski przed tymi modami »z Zachodu«”. Dobrze, że nie dodał: „Pogonimy imperialistyczne świnie” – szczerze roześmiał się pan Zdzisław na osiedlowej ławeczce.
– No wie pan, szczerze mówiąc, nie wszystko, co przychodzi z zagranicy, powinniśmy bezkrytycznie przyjmować i się tym zachwycać – sapnął pan Jurek, choć faktycznie ministerialną wypowiedź i on potraktował jako rubaszny skrót myślowy. – Na przykład te lutowe walentynki. Moda przyszła z zagranicy, a teraz tygodnie wokół 14 lutego promocja na serduszka goni promocję na bieliznę. I wszystko dla swojego ukochanego. Jakby miłości nie trzeba było okazywać i podkreślać przez cały rok, a nie tylko od święta.
– Racja. Choć niektórzy twierdzą, że patronem tego święta zakochanych jest Święty Walenty, także opiekun przed ciężkimi chorobami (zwłaszcza umysłowymi, nerwowymi i epilepsją). Czyli jednak z chrześcijańskiej tradycji się wywodzący – analizował lutowe obchody święta miłości pan Zdzisław. Jednak dziś, jak w większości przypadków tradycji z Zachodu, te dni wiążą się z komercją i przesadą. Z konfetti, przeceną, kuszącą ofertą i niepowtarzalną okazją. Niepotrzebnie. Bo mogło to być zwykłe, skromne święto, kiedy nieśmiali z większą śmiałością uśmiechaliby się do swoich wybranek czy wybrańców, a ci już oficjalnie zakochani mogliby sobie jakimś słodkim akcentem miłość odnawiać. I tyle.
– A co pan sądzisz o Halloween?
– No tu jestem ostrzejszy w sądzie, bo o ile walentynki wskoczyły w nieobsadzoną normalnym prasłowiańskim świętem datę, o tyle Halloween się, za przeproszeniem, wtrężolił w nasze od wieków celebrowane Święto Zmarłych i Dzień Zaduszny – jęknął pan Zdzisław.
– I po co? Producenci dyni zalobbowali, że im się w listopadzie też sprzedaż dyni należy? Cukierek albo psikus? Psikusów się zachciewa w przeddzień wspominania przodków?
– Na moim zatem staje, panie Zdziśku – ucieszył się pan Jurek. – Bo przecież od tego zacząłem. Że nie wszystko powinniśmy bezkrytycznie brać z Zachodu. Choć przyznaję, że w zagranicznej muzyce się zakochałem już dawno, parę europejskich stolic zachwyca mnie z dnia na dzień bardziej, a czasami zachodnia jakość przebija polską bylejakość, to jednak wcale nie muszę świętować ich świąt i radować się ich radością. Przecież mamy swoje. Swojskie. Polskie.
– A wiesz pan co? Jak tak sobie gawędzimy o tych modach z zagranicy, to od razu staje mi przed oczami rysunek jakiegoś, chyba jednak krajowego, satyryka. Oczywiście biało-czerwona matka stoi nad dwójką dzieci, a z dialogowej chmurki nad jej głową wypływa mądrość: „Nie będziemy obchodzić tych zachodnich świąt, tych ich helołinów. To przecież nie nasze święta, Brajanku i Dżesiko”…
Liczba wyświetleń: 70
powrót