Mazowsze serce Polski nr 2/19
Miasto czy wieś. Gdzie się żyje lepiej?
2019.02.25 10:10 , aktualizacja: 2019.02.27 11:43
Autor: Iwona Dybowska, Dorota Mądral, Wprowadzenie: Monika Gontarczyk
- Na wsi jest cisza. Żyje się...
- Mszczonów to niewielkie...
- Radny województwa Mirosław...
- W Mszczonowie żyje się...
- dr hab. Ewa...
Jesteśmy coraz szczęśliwsi – tak przynajmniej wynika z badania przeprowadzonego przez Główny Urząd Statystyczny. Co ciekawe, najbardziej zadowoleni są mieszkańcy wsi i mniejszych miast. Trochę gorzej czujemy się w większych ośrodkach miejskich – tych od 20 do 500 tys. mieszkańców.
Zajrzyjmy w statystyki. Z danych GUS-u wynika, że w pierwszej połowie 2018 r. przeważająca część (80 proc.) mieszkańców naszego kraju była zadowolona, w tym bardzo zadowolona, z miejscowości, w której mieszka. Największym optymizmem wykazali się mieszkańcy województwa małopolskiego (86 proc.) oraz podlaskiego i wielkopolskiego (po 85 proc.). Najgorzej w statystykach wypadło łódzkie i lubuskie. Mazowsze odzwierciedla średnią krajową – 80 proc. zadowolonych z miejsca zamieszkania. Możemy się wydawać nijacy. Jednak geneza tego wyniku jest zupełnie inna. Region należy do najbardziej zróżnicowanych w Polsce i łatwo tu o skrajności.
Inaczej niż reszta świata
– Ktoś kiedyś pięknie powiedział, że miasta powinny być budowane na wsi, gdyż powietrze jest zdrowsze – mówi prof. Daniela Szymańska z Katedry Studiów Miejskich i Rozwoju Regionalnego UMK 1. Polacy – w przeciwieństwie do większości krajów świata – coraz częściej opuszczają miasta i przeprowadzają się na tereny wiejskie. Życie wśród bloków z betonu wybrało około 60 proc. z nas. Na Mazowszu wciąż jak magnes przyciąga Warszawa, licząca niemal 2 mln mieszkańców. Dużymi ośrodkami są też Radom (ponad 213 tys. mieszkańców) czy Płock (przeszło 120 tys. mieszkańców). Ucieczka z miast wynika z zacierania się różnic między poziomem życia na wsi i w środowisku miejskim. – Jest to proces związany z (...) przemianą społeczeństw wiejskich w zróżnicowane społeczeństwo o charakterze pozarolniczym, z modernizacją całej sieci osadniczej. Inaczej mówiąc, urbanizacja oznacza (...) przenoszenie się miejskiego stylu życia na wieś – dodaje ekspert 2.
Nowe oblicze wsi
Tendencje migracyjne potwierdza raport „Polska wieś 2018”. Od 2000 r. sukcesywnie wzrasta liczba mieszkańców terenów wiejskich. Sami mieszkańcy wsi, których liczba od końca lat 40. XX w. utrzymuje się na poziomie około 15 mln, są zadowoleni z miejsca zamieszkania.
– Urodziłam się na wsi, wyszłam za rolnika. Razem prowadzimy duże gospodarstwo rolne zajmujące się produkcją mleka i mięsa wołowego. Na wsi jest cisza. Żyje się spokojnie, w zgodzie z naturą. Mieszkańcy są bardzo serdeczni i życzliwi wobec siebie – zachwala swoją miejscowość Hanna Wronka, sołtys wsi Równe.
Wśród zalet wsi wylicza możliwość zwrócenia się do sąsiadów w sytuacjach kryzysowych, bo w małej społeczności wszyscy się znają. To sprzyja integracji. Sołtys zwraca też uwagę na pewnego rodzaju niedogodności. Współpraca w środowisku, w którym nikt nie jest anonimowy, nie zawsze jest łatwa. Poza tym rolnicy i mieszkańcy wsi nie mają takiego dostępu do oferty kulturalnej, jak w mieście. Nie oznacza to jednak, że na wsi brakuje pomysłowości.
– Sołtysem jestem od 2006 r. Jednocześnie pełnię funkcję radnej gminy Strachówka. Sołtys to taki lider w swojej miejscowości. Musi umieć rozmawiać z mieszkańcami, ale też motywować do działania – opowiada pani Hanna. – Wspólnie udało nam się dużo zrobić dla wioski. Jeden z projektów miał służyć integracji międzypokoleniowej. Chcieliśmy, żeby nasza lokalna tradycja i kultura nie przeminęła razem z odejściem osób starszych. Stąd pomysł organizowania np. warsztatów rękodzielniczych.
Dla dobra wspólnoty
Tę niezwykłą umiejętność budowania wspólnoty o mobilizacji mieszkańców dostrzeżono również w raporcie „Polska wieś 2018”. Dowiadujemy się z niego, że rolnicy i mieszkańcy wsi – co warte podkreślenia – częściej niż mieszkańcy miast, gotowi są współpracować na rzecz własnych społeczności. Potwierdza to sołtys Wronka.
– Każdy pomysł jest omawiany z członkiniami kół gospodyń wiejskich, strażakami i wspólnie ustalamy jego szczegóły. Później przechodzimy do realizacji. Często drobna inicjatywa potrafi rozrosnąć się do olbrzymiego – jak na nasze realia – przedsięwzięcia – przybliża tajniki lokalnej współpracy sołtyska.
A co już się udało zrobić? Wyremontować starą świetlicę i wygospodarować nową w remizie strażackiej czy kupić sprzęt dla druhów.
– W 2017 r. wyróżniona nas w konkursie na najaktywniejsze sołectwo KSOW. Nagrodę 5 tys. zł przeznaczyliśmy na zakup defibrylatora dla jednostki OSP. Cieszę się, że wybrałam wieś – podsumowuje.
Bo wieś przestała być traktowana jako „gorszy świat”. Zmniejszyły się nie tylko różnice rozwojowe między wsią a miastem, ale też światopoglądowe. Raport o kondycji terenów wiejskich potwierdza, że około 80–85 proc. mieszkańców – szczególnie rolników – deklaruje poparcie dla członkostwa w UE. Wieś skorzystała z integracji europejskiej – odczuwa to i docenia.
Zadowolone mieszczuchy
Miasta liczące poniżej 20 tys. mieszkańców podobno niechętnie są opuszczane. Sprawdziliśmy to na przykładzie Mszczonowa. Mieszka tu ponad 11 tys. osób, które rzeczywiście mogą mieć powody do zadowolenia.
– W naszym mieście jest bezpiecznie, a mieszkańcy nie powinni narzekać na brak pracy, bo jest jej pod dostatkiem – zapewnia burmistrz Mszczonowa Józef Kurek.
Jak wylicza, na miejscu są dobrze zaopatrzone sklepy. Jest wszystko, co potrzebne jest do codziennego funkcjonowania. Lokalny samorząd myśli też o najmłodszych.
– W takiej np. Warszawie nikogo nie obchodzi, jak dziecko dotrze do szkoły lub przedszkola. Rodzic musi sam o to zadbać. U nas po dzieci przyjeżdża szkolny bus i pod okiem opiekuna jadą na zajęcia, a później wracają do domów – opowiada burmistrz Mszczonowa, który pełni tę funkcję od 1990 r., więc doskonale zna lokalne potrzeby.
Przyznaje, że Mszczonów ma za sobą długa drogę.
– Obecnie rewitalizujemy za własne pieniądze park. Dla seniorów urządziliśmy miejsce do aktywnej rekreacji. Również z myślą o nich uruchomiliśmy uniwersytet trzeciego wieku, gdzie prowadzone są różnego rodzaju zajęcia. Zarówno starsi, jak i młodsi mogą bezpłatnie uczyć się gry na instrumentach muzycznych. Ponadto jesteśmy jedną z niewielu gmin w Polsce, która funduje swoim mieszkańcom rehabilitację. Wystarczy mieć skierowanie od lekarza i zarejestrować się na zabiegi. Mamy dwie tego typu placówki: w Osuchowie i Mszczonowie – wylicza burmistrz.
W Mszczonowie niezależnie od pory roku nie brakuje też atrakcji.
– Jeśli ktoś chce się kąpać – mamy termy, jeśli jeździć na łyżwach – jest lodowisko. Działa też kino. A nasz ośrodek kultury organizuje grupowe wyjścia do teatru – dodaje włodarz Mszczonowa.
I to jest chyba tajemnica rosnącej liczby mieszkańców w tym mieście.
Plusy i minusy życia na peryferiach
Można mieszkać w mieście, a jednocześnie daleko od świata. Dużym mankamentem takich miast jak Ostrołęka jest słabe skomunikowanie z innymi ośrodkami.
– Linia kolejowa do Olsztyna nie funkcjonuje. Do Warszawy pociągiem trzeba jechać z przesiadką w Tłuszczu, a to już trzygodzinna wyprawa. Z Ostrołęki nie ma też bezpośredniej trasy szybkiego ruchu w żadnym kierunku – wylicza radny województwa Mirosław Augustyniak.
I choć Ostrołęka liczy ponad 50 tys. mieszkańców, jak podkreśla radny, w takim mieście nie można czuć się zupełnie anonimowym.
– Może wszyscy się nie znają, ale kojarzą i przez to jest łatwiej. Żyje się spokojniej. Pieszo, w pół godziny można dotrzeć z jednego krańca miasta do drugiego. Na pewno „są westchnienia” do teatrów, wielkich obiektów kultury, itp., ale uważam, że żyjąc w takim mieście trzeba od czasu do czasu się przewietrzyć, gdzieś pojechać. Ale wszystko, co jest potrzebne do życia, u nas jest, jak np. możliwość wyboru dobrej szkoły średniej, a i studia na poziomie licencjatu można skończyć. Jest też możliwość znalezienia pracy, bo trochę zakładów pracy mamy – wylicza radny Augustyniak, który docenia jednak uroki życia nieco na uboczu.
Jak twierdzi, duże miasta go przytłaczają.
– Tu żyje się spokojniej niż w wielkim mieście. Z mojej perspektywy widzę zdecydowanie więcej plusów. W Ostrołęce czuję się dobrze, komfortowo i zwyczajnie – u siebie – podsumowuje radny.
Czar stolicy
Według badań GUS-u najsłabiej – jeśli chodzi o poziom zadowolenia – wypadają duże miasta. Warszawa jest szczególnym przypadkiem. Narzekamy na nią, ale też doceniamy możliwości, jakie daje. Mieszkańcy migrują tu z różnych powodów – za pracą, mieszkaniem, rodziną. Tu skupia się życie naukowo-kulturalne. I wszędzie jest blisko.
– Od urodzenia, przez 36 lat, mieszkałam w wysokim bloku, w samym sercu dzielnicy. Przedszkole z dużym ogrodem miałam tuż obok, szkołę podstawową za rogiem, liceum kilka ulic dalej, a wyższą uczelnię – w tym samym mieście. Kilka szpitali w samej tylko dzielnicy, sklepy i punkty usługowe w szerokim wyborze w obrębie kwartału ulic. Biblioteka, dwa duże parki, boisko sportowe w odległości niedługiego spaceru – wylicza uroki mieszkania w stolicy warszawianka, Agnieszka Zawadzka.
Jak przyznaje, wyżej sobie ceni komfort codziennego funkcjonowania niż możliwość obcowania z naturą. Takim osobom jak pani Agnieszka nie przeszkadza miejski gwar.
– Moi niewarszawscy znajomi nieraz dziwili się, jak mogę spać, kiedy pod oknem jeżdżą mi od 4 rano tramwaje. Teraz wagony są nowoczesne i cicho suną po torach, ale kilkanaście lat temu jeździły jeszcze Konstale z lat 60-tych i klekotały niemiłosiernie. Dla mnie jednak to było niemalże jak kołysanka (śmiech). Poza tym, ja tego hałasu nie odbieram jako natarczywego dźwięku – dla mnie to element otoczenia, tak naturalny, że niezauważalny. I zawsze będzie mi się już kojarzył ze słowem dom – wyznaje Agnieszka Zawadzka.
A to przecież hałas często jest wskazywany jako straszak, zniechęcający do życia w mieście. W 2018 r. 10 proc. Polaków czuło się poważnie narażonych na hałas pochodzący z ruchu ulicznego, pociągów, samolotów, zakładów przemysłowych, restauracji, dyskotek, sklepów czy szkół.
Nieudane migracje
Niestety są też takie.
– Od kilku lat mieszkam z rodziną w domu, na wsi. W zasadzie takiej półwsi, bo do rodzinnego miasta mam 20 km – opowiada Radosław Chmiel, który wyprowadził się z Warszawy. Jak mówi, na początku było sielsko: małe dzieci, żona na urlopie wychowawczym, wieczory na tarasie, grill we własnym ogródku. Ale potem zaczęły się problemy logistyczno-organizacyjne, związane z koordynacją dojazdów do pracy w mieście, z godzinami pracy przedszkola i szkoły oraz czasem spędzanym w korkach. – Nasze życie towarzyskie prawie zamarło – spontaniczne spotkania z „miejskimi” znajomymi odpadają, bo zawsze pada pytanie: „a za ile czasu moglibyście być?”, a my odpowiadamy: „zobaczę, o której mam pociąg, bo jak samochodem, to za 1,5 godziny”. Z pociągów korzystamy bardzo często, ale zawsze gdzieś z tyłu głowy pali się czerwona lampka: żeby się nie spóźnić na ostatni kurs. Co w tym przypadku oznacza zakończenie życia towarzyskiego w mieście około 23.00 – żali się pan Radosław.
Przyjaciele odwiedzają go rzadko, bo to zawsze jest dla nich wielka wyprawa.
– Na miejscu oferta kulturalno-rozrywkowa jest znikoma. Dzieci dorastają, chcą uczestniczyć w dodatkowych zajęciach, po szkole iść do kolegów, zapraszać ich do siebie. Zamiast tego popołudnia spędzają w świetlicy albo na dodatkowych zajęciach, nie zawsze zgodnych z zainteresowaniami – ubolewa.
Na tym etapie życia bliższa jest mu postawa pani Agnieszki z Warszawy, której wyprowadzka z miasta nawet nie przeszła przez myśl.
– Raz, dwa razy w roku zmiana otoczenia potrzebna jest każdemu – zwyczajnie, dla higieny psychicznej. Mnie wystarcza letni urlop poza domem, ale po tygodniu pobytu na łonie natury – marzę o powrocie. Jest za cicho, za wolno, za spokojnie. To nie dla mnie – dzieli się swoją receptą na szczęście Agnieszka Zawadzka.
Własne miejsce na ziemi
Podobno oceniając poziom satysfakcji z własnego życia, każdy z nas bierze pod uwagę to, co dla niego najważniejsze. W efekcie każdy z nas zwraca uwagę na coś innego. Dla jednych najważniejsza jest bliskość natury, więź z ojcowizną, relacje z sąsiadami, dla innych – urok wielkiego miasta z całą jego wielkomiejską atmosferą, ofertą kulturalną i gospodarczą. Każda lokalizacja ma swoje plusy i minusy. Ideałów nie ma. Wszystko zależy od nas i naszych potrzeb. A czy to będzie miasto czy wieś – nie ma to już najmniejszego znaczenia. Mazowsze to nasz wspólny region i każdy znajdzie tu miejsce dla siebie.
dr hab. Ewa Korcelli-Olejniczak
prof. Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania Polskiej Akademii Nauk
Z prowadzonych w ramach projektu Narodowego Centrum Nauki badań dotyczących funkcji małych miast Polski północno-wschodniej wynika, że następuje ogólne polepszenie warunków życia. Wiąże się to z poprawą infrastruktury technicznej i rozwojem budownictwa, będących przede wszystkim efektem realizacji projektów unijnych. Niemal we wszystkich miastach tego zbioru zaznaczył się postęp w zakresie rozwoju infrastruktury transportowej, wodno-kanalizacyjnej a także społecznej.
Z wywiadów z mieszkańcami wynika, że uprawnione są dziś porównania małych miast ich regionu z miastami podobnej wielkości we Włoszech czy Hiszpanii. Polepszenie warunków życia wiąże się także z gwałtowną zmianą na rynku pracy. Chroniczne bezrobocie, będące do niedawna plagą małych miast, praktycznie zniknęło. Jednocześnie rosnący popyt na pracowników powoduje, że wzrastają wynagrodzenia.
1 Wypowiedzi eksperta pochodzą ze strony busunessinsider.pl.
2 Tamże.
Liczba wyświetleń: 672
powrót