Mazowsze serce Polski nr 2/18
Pod własnym znakiem
2018.02.13 08:50 , aktualizacja: 2018.02.26 16:35
Autor: Justyna Michniewicz, Wprowadzenie: Agnieszka Bogucka
Mazowieckie produkty rolne cieszą oko i podniebienie konsumentów w Polsce i coraz częściej za jej granicami. Mimo licznych sukcesów odnoszonych na rynku owoców, drobiu czy pieczarek, rolnicy stykają się z wieloma trudnościami. Jak oceniają swoją sytuację na rynku?
Sukcesy
– Mazowsze jest potęgą w produkcji rolnej
– podkreślił Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych, który na posiedzeniu Komisji Rolnictwa i Terenów Wiejskich omówił sytuację w tym segmencie gospodarki. Zaznaczył, że ogromnym sukcesem Mazowsza jest produkcja drobiu, skupiona w jego północnej części. Na południu regionu mieści się natomiast światowe centrum produkcji owoców. Na wschodzie – przede wszystkim w Łosicach – dominuje uprawa pieczarek na skalę europejską. W produkcji mleka Mazowsze jest na pierwszym miejscu w kraju. To – jak zaznaczył – najbardziej stabilny rynek, ponieważ aż 70 proc. produkcji jest we władaniu rolników-spółdzielców.
– Nie ma więc zakusów, żeby produkcję zmniejszać albo wyprowadzać gdzie indziej. Nasze firmy mleczarskie na początku sprzedawały taniej pod markami często zachodnich firm. Dzisiaj spółdzielnie przeszły kolejny etap, sprzedając pod własnym znakiem. To ogromny sukces, ale wziął się z tego, że 70 proc. rynku należy do polskiego kapitału
– dodał Wiktor Szmulewicz. Podobnie dzieje się na rynku drobiarskim, który ma w swoim ręku przetwórstwo i eksport.
Problemy
– Najgorzej jest na rynku trzody chlewnej
– zaznaczył prezes.
– Dzisiaj produkujemy na potrzeby kraju tylko 70 proc. Pozostałe 30 proc. uzupełniamy importem. Z jednej strony to bardzo źle, ale z drugiej przy ryzyku, które dzisiaj spowodowane jest afrykańskim pomorem świń – to duże szczęście. Gorzej byłoby, gdybyśmy mieli ogromne nadwyżki w produkcji trzody chlewnej i nikt nie chciałby jej od nas kupić
– zaznaczył.
Słabość polskiego rynku mięsa wynika, zdaniem prezesa izby rolniczej, z niskiego udziału producentów krajowych w przetwórstwie i handlu.
– Rynek zbóż też został skomercjalizowany przez prywatne firmy. Tutaj rolnik nie ma bezpośrednio udziału w rynku. Wiemy doskonale, że najmniej opłacalne w każdej branży, nie tylko rolnej, jest produkowanie czystego surowca. Zarabia się dopiero na przetwórstwie, marketingu, handlu, a udział surowca jest zawsze mało opłacalny i narzucany z góry
– wyjaśnił Szmulewicz. Błędów tych uniknęli np. producenci owoców, którzy potrafili się zrzeszyć, wykorzystać fundusze europejskie oraz zorganizować bazę przechowalniczą i sortowanie. Mimo kłopotów związanych z rosyjskim embargiem, wspólnymi siłami znaleźli nowe rynki zbytu.
Chwile niepewności przeżywają natomiast hodowcy bydła, którzy zagrożenie dla swojej produkcji upatrują w planach zakazu uboju rytualnego.
– Jeśli zakazalibyśmy uboju rytualnego, wołowina w Polsce przestaje mieć znaczenie i będzie bardzo tania. Spożycie wołowiny na rynku krajowym wynosi około 2,5 kg na osobę rocznie1. Branża ta będzie się rozwijać. Mówi się nawet, że jest alternatywą dla trzody chlewnej w obliczu ASF, ale tylko wtedy, gdy nie będzie wprowadzona ustawa zakazująca uboju rytualnego
– przewiduje Wiktor Szmulewicz.
Polacy zjadają jedynie 10 proc. wołowiny wyprodukowanej w kraju. Pozostałe 90 proc. jest eksportowane do Niemiec, Holandii, Hiszpanii, Włoch, krajów arabskich i Stanów Zjednoczonych.
Innym problemem polskiej wsi są zmiany, jakie obecnie tam zachodzą. Dotyczy to z jednej strony zmniejszania się liczby gospodarstw rolnych, a z drugiej postępującego procesu odrolnienia gruntów.
– Na wsi, gdzie było 30–50 gospodarstw produkcji rolnej, pozostało tak naprawdę trzy. Reszta to mieszkańcy wsi, którzy posiadają mniejszy lub większy kawałek ziemi ze względu na różne systemy KRUS-owskie, dopłaty bezpośrednie lub z sentymentu do ojcowizny
– analizuje Wiktor Szmulewicz.
– Ubywa też w dramatycznym tempie ziemi rolnej. W skali kraju w ostatnich 15 latach na
16 mln ha ubyło 2 mln ha. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, w jakim to tempie idzie. Wokół wielkich aglomeracji miejskich, takich jak Warszawa, w promieniu 20 km prawie nie uprawia się ziemi, ponieważ właściciele trzymają ją ze względów kapitałowych i wolą znaleźć alternatywne miejsce pracy
– podsumował prezes.
Perspektywy
Jaka przyszłość czeka polskie rolnictwo? Mijający kryzys pokazał, że w trudnej sytuacji przetrwa nie duży, ale mały. W polskim rolnictwie dominują gospodarstwa rodzinne, które udowodniły, że potrafią poradzić sobie w różnych warunkach. Zdaniem Szmulewicza, to właśnie na gospodarstwa rodzinne ogromny nacisk kładzie obecnie Unia Europejska. Kolejnym atutem rodzimego rolnictwa jest jakość produktów.
– Naszą szansą w Europie jest produkcja żywności najwyższej jakości. Nie wygramy konkurencji masowej w produkcji z Kanadą czy Stanami Zjednoczonymi. Naszą szansą jest bezpieczna żywność i to się udaje robić – przykładem są jajka, poszukiwane w Niemczech. Musimy budować dobrą markę. Kolejną możliwością są produkty regionalne, ale jeśli osiągniemy 5 proc. udziału w rynku, to będzie bardzo dobrze. To opcja dla nielicznych na wsi. Najważniejszy dla nas jest konsument krajowy, który kupuje dzisiaj 90 proc. surowca czy produktów przetworzonych od chłopów polskich. Wygraliśmy to, że dzisiaj w sklepach poszukiwany jest produkt polski
– podkreśla Wiktor Szmulewicz.
Leszek Przybytniak sadownik i producent drobiu, radny województwa mazowieckiego (PSL)
Mazowieckie drobiarstwo to najbardziej uprzemysłowiony dział gospodarki rolnej. Poprzez intensywny rozwój branży osiągnęliśmy, jako producenci, pierwsze miejsce w Europie. Dziś jesteśmy światowym liderem w eksporcie drobiu. Ze względu na wysokie koszty ponoszone przez hodowców, a jednocześnie niskie ceny produktu finalnego odnotowujemy bardzo niską opłacalność produkcji. Obserwujemy też niską stabilność finansową gospodarstw, szczególnie tych mniejszych, które narażone są najbardziej na chwiejność rynku. Niestety, trzeba stwierdzić jednoznacznie, że z intensywnym rozwojem branży, jako kierunku gospodarczego, nie wzrasta potencjał gospodarstw hodowlanych.
Grzegorz Gańko prezes OSM Sierpc, radny województwa mazowieckiego (PSL)
Nowy, 2018 rok nie przynosi dobrych wiadomości dla producentów mleka. Rozpoczęła go gwałtowna fala obniżek cen wyrobów mleczarskich, co szybko przełoży się na spadek cen mleka w skupie. Spadki cen spowodowane są obniżonymi zakupami przez kraje będące tradycyjnymi importerami wyrobów mleczarskich, nadwyżkami mleka w skupie oraz zalegającymi w magazynach unijnych zapasami mleka w proszku, które pochodzi z zakupów interwencyjnych w ostatnich latach (blisko 400 tys. ton w UE). Obniżki cen skupu mogą przekroczyć 20 proc. w stosunku do cen z grudnia 2017 r.
W Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Sierpcu również odczuwamy pogorszenie się warunków działalności. Jednak ze względu na silne umocowanie naszych produktów na rynku liczymy, że skutki kryzysu będą mniej dotkliwe w porównaniu z innymi firmami z branży.
Jacek Grabowski producent trzody chlewnej, rolnik z powiatu sochaczewskiego
Obecna sytuacja w branży trzody chlewnej nie wygląda różowo, a przyszłość też nie zapowiada się optymistycznie. Jednym z powodów jest ogólny spadek cen w Europie. Dodam, że polski hodowca uzyskuje o 0,05 euro mniej niż jego kolega zza Odry, czyli 35 gr na kilogramie. W sumie obecna cena przy 56 proc. mięsności wynosi niecałe 4 zł za kilogram żywca. Mocny złoty też obniża wartość naszej trzody o kolejne 10 gr. Drogie dodatki białkowo-witaminowe, a do tego szalejący ASF, z którym kolejny rząd sobie nie radzi (praktycznie nic nie robi, poza zaznaczaniem na mapie Polski kolejnych miejsc znalezienia padłych dzików). Odpowiedzialność zaś za przypadkowe zarażenie stada najlepiej zrzucić na rolników. Jeżeli rządzący poważnie podchodzą do polskiej hodowli trzody, powinni zacząć myśleć bardziej realnie i skutecznie. Mam tu na myśli znaczne ograniczenie liczebności dzików, a na obszarach, gdzie występuje ASF, wręcz likwidacja.
1Statystyczny mieszkaniec Unii Europejskiej w ciągu roku spożywa 10,8 kg wołowiny.
Liczba wyświetleń: 231
powrót