Mazowsze serce Polski nr 6/21
Generał w spódnicy
Choć nigdy nie nosiła munduru wojska polskiego, dbała o sprawy bezpieczeństwa narodowego i międzynarodowego. W realizowanych przedsięwzięciach Jadwiga Zakrzewska działa jak żołnierz, który walczy o ochronę kraju.
Monika Gontarczyk: Co sprawiło, że zdecydowała się Pani pójść zawodowo w stronę samorządu?
Jadwiga Zakrzewska: Proszę sobie wyobrazić rok 1980. Powstaje ruch obywatelski pod nazwą „Solidarność”. We wrześniu 1981 r. jestem w hali Olivia w Gdańsku i słyszę z ust jednego z działaczy Solidarności słowa: „decentralizacja spraw publicznych”. Wówczas pragnieniem Polaków było zapisanie w nowej Konstytucji RP (która nam się marzyła) przekazania zadań i kompetencji przez instytucje centralne władzom lokalnym. Chcieliśmy bardzo w demokratycznych, wolnych wyborach sami decydować o sprawach, które nas dotyczą.
Ale droga do Polski samorządnej była jeszcze długa…
To prawda, musiało minąć jeszcze niemal 10 lat, zanim można było zacząć budować samorząd lokalny. Bardzo się zaangażowałam w ten proces – najpierw w strukturach podziemnych NSZZ Solidarność, potem w komitetach obywatelskich, następnie w gminie, a później w Sejmie RP. To nasze długoletnie działanie dało podstawy legislacyjne poprzez uchwalenie w 1990 r. ustawy o samorządzie gminnym. Cieszę się, że dołożyłam swoją małą cegiełkę do budowy samorządności. Samorząd jest jedną z najbardziej udanych struktur demokratycznych w wolnej Polsce. Nie damy nikomu zniszczyć samorządności!
Jak Pani wspomina pracę w sejmie?
Najbardziej lubię okres pracy w Sejmie III kadencji, gdzie pomimo różnic budowaliśmy zręby nowej Rzeczypospolitej. Uchwaliliśmy cztery główne reformy, tj. szkolnictwa, emerytalną, administracyjną i służby zdrowia. Rząd premiera Jerzego Buzka i my posłowie tej kadencji podjęliśmy się nie lada wyzwania. Niestety, następny rząd zniweczył część z tych reform.
W tym czasie pracowała Pani także w Komisji Obrony Narodowej.
Naszym priorytetem była budowa armii zawodowej i profesjonalizacja sił zbrojnych. Było to ogromne przedsięwzięcie. Trzeba było likwidować garnizony, modernizować armię, a przede wszystkim przygotować się do zmian w armii związanych z wejściem Polski do nowego sojuszu, tzn. do NATO. Wymagało to wielkiej odwagi i determinacji. Byłam z delegacją poselską w Kongresie Stanów Zjednoczonych, gdy trwało głosowanie nad wejściem Polski do NATO. Muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie wyobrażałam sobie, że nasz kraj będzie w Sojuszu Północnoatlantyckim, a ja z czasem zostanę wybrana na wiceprzewodniczącą Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, a następnie będę organizować sesję zgromadzenia w Warszawie. Życie przynosi różne niespodzianki [uśmiecha się].
To musi być niesamowite uczucie móc uczestniczyć w tak przełomowych wydarzeniach.
Rzeczywiście! Powinnam czuć się spełnionym politykiem, ale jest we mnie coś takiego, taka nieodparta wola służenia swojemu krajowi. Dlatego, póki starczy mi sił, będę wypełniać misję, której się podjęłam.
Mówi Pani jak prawdziwy żołnierz.
Wojsko, żołnierze, weterani to w końcu bardzo bliski mi obszar.
To dlatego zainicjowała Pani powołanie Fundacji „Nikt Nie Zostaje”?
Byłam posłem sprawozdawcą ustawy o weteranach, w której zawarliśmy wszystkie uprawnienia żołnierzy i ich rodzin. Jest to jedyna tego typu ustawa w Europie Środkowo-Wschodniej. Po odejściu z sejmu założyłam fundację, by pomagać weteranom poza granicami kraju. Żołnierzom, którzy służyli m.in. na Bałkanach, w Iraku i Afganistanie w ramach misji ONZ i NATO.
Jak się Pani za coś zabiera, to nigdy na pół gwizdka?
Inaczej się nie da! Fundacja zajmuje się również leczeniem przez arteterapię, czyli poprzez malowanie i fotografowanie. Prace, które wykonują weterani wystawiamy w holu głównym Pałacu Kultury i Nauki. Muszę przyznać, że wielu żołnierzy, którzy niestety mają tzw. PTSD, czyli syndrom stresu pourazowego, potrzebuje wsparcia. Pod wpływem wzajemnych relacji interpersonalnych, z pomocą psychoterapeutów oraz nauczycieli i wspaniałego otoczenia w Domu Pracy Twórczej w Radziejowicach – odnajdują w sobie siłę do dalszego życia. U wielu z nich lub członów ich rodzin objawiły się wręcz talenty malarskie czy fotograficzne. Oprócz tego organizujemy konkursy szachowe, biegi rodzin weteranów itp.
Pomoc weteranom traktuje Pani jako kolejną misję?
Mam wielką radość, że możemy nieść pomoc tym, którzy służyli w ekstremalnych warunkach wojennych, którzy narażali swoje życie i zdrowie. Przy tej okazji chciałabym podziękować wszystkim ludziom dobrej woli, którzy nas wspierają. Dziękuję też za wsparcie, którego udziela nam urząd marszałkowski. Dzięki tym wszystkim gestom możemy jeszcze szerzej pomagać i za to jesteśmy bardzo wdzięczni. Mam nadzieję, że Ministerstwo Obrony Narodowej także dostrzeże wysiłek ludzi współpracujących z naszą fundacją.
Jakie teraz stawia sobie Pani wyzwania?
Jako że działam w mazowieckim sejmiku, jestem przewodniczącą Komisji Kultury i Dziedzictwa Narodowego, to szczególnie zależy mi, aby instytucje kultury poprzez realizację swoich programów docierały do obecnych i przyszłych pokoleń Polaków. Na posiedzeniach komisji kilkakrotnie ocenialiśmy stan kultury i instytucji kulturalnych w odniesieniu do braku kontaktu ze społeczeństwem w czasie pandemii. Niestety, zadanie będzie jeszcze trudniejsze. Wymagać będzie pozytywistycznej pracy u podstaw. Musimy być przygotowani na nowe czasy, nowe wyzwania i wymagania. Mam nadzieję, że już wkrótce doczekamy się powrotu do normalności, czego nam wszystkim życzę. Będziemy mogli na spotkaniach w realu zapoznawać się z planami, doświadczeniami placówek i oczekiwaniami odbiorców. Osobiste kontakty najlepiej pozwalają na wymianę poglądów i realizację nowych zamierzeń, szukanie możliwości rozwoju.
Liczba wyświetleń: 32
powrót