Mazowsze serce Polski nr 2/20
Cenię sobie niezależność
Choć jest jedynym niezrzeszonym radnym i – jak twierdzi – jego mandat nie ma wielkiego znaczenia, to jednak w czasie newralgicznych głosowań skupia na sobie wzrok nie tylko sejmikowych koalicjantów, ale i opozycji. Poznajmy Konrada Rytla, który w mazowieckim sejmiku reprezentuje bezpartyjnych samorządowców.
Konrad Rytel
absolwent Politechniki Warszawskiej. Nadzorował budowy dróg, mostów i kolei w całym w kraju. W latach 1990–1998 radny Wołomina. W latach 1999–2006 radny powiatu wołomińskiego i równocześnie starosta, w latach 2010–2014 – wicestarosta. W latach 2015–2018 wiceburmistrz Piastowa. Od 2018 r. radny województwa.
Monika Gontarczyk: Reprezentuje Pan Mazowiecką Wspólnotę Samorządową. Co to za organizacja?
Konrad Rytel: Stowarzyszenie założyliśmy w 2001 r., a ja jestem trzecim z kolei prezesem. Po rozpadzie AWS powstawały różne partie – PiS, Platforma i inne ugrupowania polityczne. Wówczas byłem starostą wołomińskim. Wspólnie z kolegami, którzy tak jak ja zostali wybrani z list niepartyjnych, postanowiliśmy stworzyć organizację, której głównym celem będzie rozwój demokracji, obywatelskości, organizacji pozarządowych, kultywowanie lokalnej pamięci narodowej. Zaczęliśmy też brać czynny udział w wyborach samorządowych – najpierw gminnych, powiatowych, a z czasem także wojewódzkich.
M.G.: Te ostatnie zakończyły się sukcesem. Wynik zadowala?
K.R.: Start w wyborach traktujemy jako weryfikację naszych działań przez mieszkańców: czy się im podobają, czy nie. Gdyby wybory odbywały się w okręgach jednomandatowych, to wynik byłby dużo lepszy. Śmiem twierdzić, że moglibyśmy zdobyć 3–4 mandaty, bo kandydaci z naszych list zebrali po 6–9 tys. głosów. Próg wyborczy nas jednak zdyskwalifikował.
M.G.: Taka jest ordynacja wyborcza.
K.R.: I nad tym ubolewam. Stowarzyszenia takie jak nasze muszą w całym kraju przekroczyć 5 proc. poparcia (średnia ogólnokrajowa). Muszą również z własnych środków, bez pomocy funduszy partyjnych, prowadzić wszelkie działania publiczne i kampanie wyborcze. Wybory pokazały, że jako bezpartyjni samorządowcy jesteśmy czwartą siłą polityczną w Polsce! Mieliśmy lepszy wynik niż SLD czy Kukiz’15. Oczywiście, że mieliśmy apetyt na więcej, ale od 20 lat w sejmiku „zabetonowanym” partiami politycznymi pojawił się rodzynek, czyli ja [śmieje się]. I to daje pewną nadzieję.
M.G.: Lecz pierwsza jaskółka wiosny nie czyni…
K.R.: Owszem, nie czyni, ale nasza wygrana pokazuje, że można skutecznie konkurować z partiami. Dopiero raczkujemy w wojewódzkiej polityce. Mój mandat jest na razie niewiele wart. Gdyby było nas trzech, to wtedy siły polityczne mogłyby się inaczej poukładać [zamyśla się]. Gdyby głosy rozłożyły się 25 do 25, też mogłoby być inaczej. A przy 26 głosach koalicja nie bardzo chciała ze mną rozmawiać, PiS też nie był zainteresowany.
M.G.: Mimo to podczas sejmikowych głosowań wielu patrzy w Pana stronę.
K.R.: Jestem działaczem samorządowym. Gdy głosuję nad projektem, nie interesuje mnie, kto zgłasza pomysł. Mnie interesuje sprawa, której on dotyczy. Denerwuje mnie, że w polskim parlamencie, ale także w naszym mazowieckim sejmiku, projekty i pomysły są bojkotowane, bo zgłaszającym jest przeciwnik polityczny. Mnie – za zagłosowaniem za lub przeciw – przekonują argumenty. Cenię sobie niezależność. Zawsze tak było i będzie. Dlatego żaden z partnerów politycznych nie jest pewien, co wymyślę i po której stronie się opowiem.
M.G.: Nie ma Pan wrażenia, że w ostatnim czasie rola samorządu jest umniejszana?
K.R.: Jakichś drastycznych zmian nie dostrzegam. Władza centralna zawsze chciała podporządkować sobie wójta, burmistrza czy starostę. Wojewoda zaś uważał ich za przedstawicieli niższego szczebla. Nie ulega jednak wątpliwości, że największe zapędy centralistyczne ma obecna partia rządząca, czyli PiS. Dla przykładu: gdy byłem starostą wołomińskim, wybór komendanta policji odbywał się z moim udziałem. Przedstawiciel starostwa wchodził także w skład komisji konkursowej przy wyborze komendanta straży pożarnej, dyrektora sanepidu czy powiatowego lekarza weterynarii. Dziś starosta o obsadzeniu tych stanowisk często dowiaduje się z gazety. Z drugiej strony każda koalicja rządząca nakłada na samorządy nowe zadania, ale przekazuje niewystarczającą kwotę pieniędzy na ich realizację.
M.G.: Samorządy muszą sobie radzić same, a przecież środków wciąż im brakuje. Jak ocenia Pan tegoroczny budżet Mazowsza?
K.R.: Jestem nim żywo zainteresowany. Nie tylko z racji zawodu. Uważam, że infrastruktura – jej poprawianie, modernizowanie – rozwiązuje strategiczne problemy, m.in. smogu. Jestem entuzjastą budowania szybkich linii kolejowych i drogowych, ponieważ są w stanie upłynniać ruch. Od 30 lat rozmawiam z różnymi szefami zarządzającymi drogami wojewódzkimi na temat dojazdu do Wołomina. Prowadzi do niego ulica z lat 70. XX w., której nigdy nie poszerzono. Dopóki nie otwarto obwodnicy Radzymina na trasie S8, to 20-km odcinek tej drogi pokonywało się w 2 godz.! Za punkt honoru postawiłem sobie, że będę robił wszystko, aby droga 634 została zmodernizowana. Mały sukces już jest – została uwzględniona w budżecie. Będę pilnował, żeby została zrealizowana. Mam nadzieję, że wojewoda wyda pozwolenie na jej budowę i inwestycja wreszcie ruszy. Budżet województwa jest imponujący, adekwatny do potrzeb subregionów. Głosowałem za jego przyjęciem. Dzięki niemu jest szansa na rozwiązanie wielu problemów. Oby udało się go wykonać.
M.G.: Wspomniał Pan o pracy inżynierskiej, ale ma Pan też doświadczenie w rolnictwie.
K.R.: Wychowałem się na wsi. Pochodzę z rodziny chłopskiej. Teść miał duże gospodarstwo. Przez wiele lat hodowaliśmy pieczarki. Ja pracowałem przy budowie metra, a popołudniami razem z żoną i czwórką dzieci zasuwaliśmy w pieczarkarni. Jeszcze 2 lata temu uprawialiśmy kartofle, cebulę, marchew – dopóki dzieci nie poszły na swoje. Teraz mamy z żoną tylko szklarnię, a w niej własne pomidory, ogórki.
M.G.: Pogoda w tym roku spłatała figla. Jak Pan myśli, brak śniegu i mrozu będzie miał wpływ na uprawy?
K.R.: Trudno w lutym przewidzieć, jaki będzie czerwiec czy lipiec. Ja wierzę, że przyroda da sobie radę. Nie wydaje mi się, aby efekt cieplarniany nas dopadł. W latach 70. XX w. straszono nas zlodowaceniem. Podejrzewam, że ci sami specjaliści dziś straszą nas globalnym ociepleniem. Nie powinniśmy popadać w skrajności, ale przyrodzie musimy pomagać, a nie szkodzić. Niestety, najsłabszym ogniwem jest człowiek. Ziemia to nasza żywicielka i trzeba ją chronić, aby wydawała zdrowe owoce.
M.G.: Przed nami wybory prezydenckie. Kogo Pan poprze?
K.R.: Jako bezpartyjni samorządowcy nie mamy swojego kandydata. Ustaliliśmy, że nie będziemy oficjalnie popierali żadnego z ubiegających się ani zdradzali, na kogo oddamy swój głos. Wyboru dokonamy indywidualnie, zgodnie z własnym sumieniem.
Liczba wyświetleń: 141
powrót