Mazowsze serce Polski nr 1/18

Z miłości do zwiedzania

2018.01.24 07:00 , aktualizacja: 2018.01.25 12:32

Autor: Rozmawiała Małgorzata Wielechowska, Wprowadzenie: Urszula Sabak-Gąska

  • malownicza rzeczka przepływająca przez stare miasto Artysta inspiracje czerpał...
  • Marcin Kretkiewicz przy pracy Marcin Kretkiewicz
  • Katedra Santiago de Compostella Katedra Santiago de...
  • relaistyczny portret psa labradora Rysunki Marcina...

Kolejne kilometry podróży to dla niego niesamowite wyzwanie, którego efektem jest nie tylko  odkrywanie siebie. Wyprawy – oprócz fotografii – upamiętniają rysunki… Marcin Kretkiewicz z Płońska zwiedza świat, a doświadczenia przelewa na papier.

Marcin Kretkiewicz

Z wykształcenia organizator ruchu turystycznego, z zamiłowania podróżnik, amator pieszych wędrówek górskich, przyrody i ogrodów. To dusza artystyczna. Gra na instrumentach, pisze, rysuje, a także zajmuje się nagrywaniem 
i montażem filmów. W wolnych chwilach czyta książki i szlifuje hiszpański.

 

Małgorzata Wielechowska Odwiedził Pan wszystkie miejsca, które można zobaczyć na Pana rysunkach?

Marcin Kretkiewicz Tak, oczywiście, odwiedziłem je wszystkie i to nawet kilkukrotnie. Lubię wracać w niektóre zakątki, ponieważ mają w sobie coś, co nie pozwala mi o nich zapomnieć.

M.W. Czyli rysunki zastępują Panu zdjęcia...

M.K. Poprzez rysunki mam możliwość ożywiać wspomnienia i nadawać im kształt. W pewnym stopniu odzwierciedlają one moją osobowość, to kim jestem i to, co chcę przekazać. Są niejako tym, co najbardziej zapada mi w pamięć podczas podróży. To, że decyduję się coś narysować, jest raczej potrzebą, niż konkretną decyzją. To jest coś nieuchwytnego, rodzącego się we wnętrzu.

M.W. Którą podróż najbardziej Pan zapamiętał?

M.K. Każda z nich jest jedyna w swoim rodzaju i niezapomniana. Niemniej jednak najbardziej w pamięci utkwiła mi pierwsza wizyta w Rzymie i trzydziestopięciodniowa wędrówka średniowiecznym szlakiem Camino de Santiago wiodącym do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Pokonałem wtedy 900 km.

M.W. W porównaniu z doświadczeniami z podróży, Mazowsze jest jeszcze w stanie czymś Pana zachwycić?

M.K. Na Mazowszu jest wiele miejsc, które z całą pewnością warto odwiedzić. Z uwagi na moje zamiłowanie do przyrody i zabytkowej architektury polecam zwłaszcza Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu. Nie wiem, jak inni, ale ja wakacje spędzane na wsi do dzisiaj wspominam z nostalgią. W sierpeckim muzeum wspomnienia naprawdę ożywają. Tam życie toczy się swoim dawnym, spokojnym rytmem, a człowiek może niejako cofnąć się w czasie.

Wszystkim, którzy lubią spędzać czas na łonie natury, gorąco polecam również wycieczkę do Żelazowej Woli i zachęcam do zapoznania się z niezwykłą historią tej miejscowości. To nie tylko miejsce urodzenia i dom, w którym mieszkał Fryderyk Chopin, ale także restauracja, kawiarnie oraz piękny park, który po gruntownej rewaloryzacji 
w 2010 r. odzyskał swój niepowtarzalny urok.

Cóż, w zasadzie lista pięknych miejsc jest długa. Mamy sporo do zaoferowania! Wymienić muszę jeszcze Płock, który jest przecież historyczną stolicą Mazowsza, a zarazem najstarszym miastem tego regionu. Efektownie prezentują się kościół romański w Czerwińsku nad Wisłą i zamek w Ciechanowie. Nie sposób nie wspomnieć o Warszawie…

M.W. Podróżowanie czy rysowanie? Co stawia Pan na pierwszym miejscu?

M.K. Zdecydowanie podróżowanie. Podróże są wytchnieniem od szarej codzienności i formą regeneracji zarówno ciała, jak i ducha. Myślę, że każdy człowiek nosi w sobie potrzebę poznawania świata.

Mam to szczęście, że swoją pasję mogę dzielić z żoną. Razem stanowimy niezwykle zgrany duet, który rewelacyjnie sprawdza się w organizacji i realizowaniu podróży na własną rękę. Poznaliśmy się w polskich Tatrach, zakochaliśmy się w sobie i pobraliśmy się za sprawą hiszpańskiego szlaku Camino de Santiago.

Co zaś do rysowania, to jest ono niejako wynikiem podróżowania. Próbą uzewnętrznienia siebie, a także w pewien sposób formą wyciszenia i medytacji. 
W dzisiejszym świecie, w którym wszyscy gdzieś pędzą, rysowanie jest moim sposobem na zwolnienie tempa i odskocznią w spokój.

M.W. Jak to jest? Ma Pan zawsze pod ręką coś do rysowania? Obrazki powstają „w terenie” czy w domowym zaciszu?

M.K. Nie, zdecydowanie nie noszę ze sobą przyborów do rysowania. Rysunki wykonuję wyłącznie – jak to Pani powiedziała – w domowym zaciszu, a głównym ich tematem są odwiedzane przez nas miejsca. Większość moich prac rysuję dla siebie, a część z nich wykorzystałem jako prezenty dla rodziny i przyjaciół.

M.W. Ma Pan niezwykle barwne doświadczenia, ale w rysunkach dominują szarości…

M.K. Kierunek i styl mojego rysowania kształtował się wraz z upływem czasu i często był spontaniczną odpowiedzią na potrzebę chwili. Cała moja przygoda z rysowaniem zaczęła się od kilku ołówków. Z bie-
giem czasu zacząłem jednak szukać nowych technik i rozwiązań. Tak pojawiły się – węgiel, cienkopisy,  a w ostatnim roku po raz pierwszy zdecydowałem się dodać kolor, czyli sięgnąć po kredki. A dlaczego się na nie zdecydowałem? Otóż powód był wyjątkowy. W kwietniu 2017 r.  pojawiła się na rynku moja debiutancka powieść „Droga na koniec świata”, opowiadająca o wędrówce do Santiago de Compostela w Hiszpanii, Ą
i to właśnie na potrzeby tej książki stworzyłem serię ośmiu kolorowych rysunków. Co prawda, ostatecznie w książce są one w wersji czarno-białej, ale dla mnie najważniejsze jest to, że 
w ogóle się tam pojawiły i że dzięki temu doświadczeniu spróbowałem czegoś nowego.

M.W. Czym kieruje się Pan
 w życiu?

M.K. Mam całkiem sporo myśli i sentencji, które pomagają mi zmierzać 
w określonym kierunku, ale chyba najbliższe mi jest działanie w myśl zasady, że „to nie droga jest trudnością, to trudności są drogą”.

 

 

 

 

 

 

Katedra w Santiago de Compostela czy w Burgos, ale też ruiny zamku w Ogrodzieńcu 
– to tylko niektóre z tematów prac Marcina Kretkiewicza. Inspiracje czerpał m.in. z pieszej wędrówki do Santiago de Compostela, którą odbył trzy razy.

Liczba wyświetleń: 243

powrót