Mazowsze serce Polski nr 1/19
Muza Gombrowicza Aniela ciemna
2019.02.05 07:30 , aktualizacja: 2019.02.13 11:08
Autor: Agnieszka Bogucka, Wprowadzenie: Urszula Sabak-Gąska
Panna Brzozowska z Sokołowa Podlaskiego była praczką, służącą, kumplem i muzą Witolda Gombrowicza.
Szewc Brzozowski z Sokołowa Podlaskiego miał 14 dzieci: siedmioro z pierwszą żoną i tyle samo z drugą. W domu się nie przelewało, dlatego dorastające dzieci kolejno ruszały w świat „za chlebem”. Jedna ze starszych sióstr, pracująca jako bona w Warszawie, załatwiła 15-letniej Anieli posadę numerowej w lecznicy „Omega”.
Dziewczyna przyjechała do stolicy w 1909 r. Zamieszkała w wynajmowanym pokoiku, z trzema współlokatorkami. Przez 6 lat wydawała numerki w szatni przychodni, ale w 1915 r. złożyła wymówienie. Powodem był zawód miłosny: portier z „Omegi”, w którym się kochała i z którym wiązała nadzieje na przyszłość, przeniósł woje zainteresowanie na inną szatniarkę. A tego Aniela nie była w stanie znieść. Wertując ogłoszenia o pracę natrafiła na anons państwa Gombrowiczów, którzy szukali pokojówki. Zgłosiła się pod wskazany adres i… została na blisko 30 lat.
Aniela przyszywa guziki
Gombrowiczowie mieszkali wtedy na ulicy Służewskiej. Wielmożni państwo, czyli Jan i Antonina oraz dzieci: Janusz (rówieśnik Anieli), Jerzy, Irena i Witold. Oprócz domowników, w mieszkaniu urzędował lokaj Pajda i dochodząca służba: kucharka Maria, praczka Józefa. Aniela dostała swój własny pokój „(…) wprawdzie bez okna, przy kuchni, jednak samodzielny (…). Płacili bardzo dobrze, przez lata, które u nich spędziła, uskładała sobie trochę grosza i posag: maszynę do szycia, pierzynę, poduszki. Najwięcej jednak pchała w kształcenie swojej siostrzenicy, bo szwagier szewc pił i o nic nie dbał. (…) Na robotę również nie narzekała – po prostu domowe zajęcia. Sprzątnąć, podać do stołu, napalić w kotle do centralnego ogrzewania, a przede wszystkim – zakrzątnąć się wokół garderoby. Przygotować do prania, uprasować, przyszyć guziki, w ogóle przyszykować do włożenia na grzbiet”[1].
Gdy zmarł ojciec pisarza, status finansowy rodziny trochę się pogorszył. Prawie cała służba została odprawiona, została tylko Aniela. Sama prowadziła cały dom, bo pani Gombrowiczowa „nie znała się na kuchni czy innych domowych sprawach”.
Aniela wymyśla zakończenie
Najtrudniejszym domownikiem stał się Witold. „Brudził strasznie – w jego pokoju było pełno papierów, niedopałków, bo ciągle coś czytał albo pisał. I to najczęściej w łóżku. Zapominał wtedy o bożym świecie, nie słyszał, co się do niego mówiło. Siedział do późnej nocy, potem spał nawet i do pierwszej w południe. Gdy wychodził na miasto, dziwił się, że wszyscy dawno już na nogach, pracują. Nie przychodził rano na śniadanie i musiała chodzić z tacą do jego pokoju. Często czytał jej wtedy to, co napisał wieczorem. I słuchał, co mówiła. Kiedyś spóźniał się jak zwykle na śniadanie, poszła więc do jego pokoju.
– Skończyłem właśnie książkę – powiedział. – Tylko nie wiem jeszcze, jakie dać zakończenie. Po czym przeczytał jej kawałek.
– Koniec i bomba, a kto czytał, ten trąba! – zaśmiała się. Krzyknął, że to wspaniałe i dopisze na zakończenie.
– Aniela jest najinteligentniejszą osobą w tym domu – powtarzał od tego czasu”.
„A Witold nazywał ją bardzo różnie. Bardzo często Anielą Więc, bo do każdego niemal zdania wtrącała »więc«. Lecz gdy zwracała mu uwagę, była Anielą Ciemną. – Sługo ciemna – krzyczał wtedy – winnaś szacunek swemu panu i chlebodawcy!
Nie mówił tego poważnie, mimo to nigdy nie pozostawała mu za coś takiego dłużna. Odpowiadała raz dwa, a nigdy nie zdarzyło się jej stracić rezonu. Zawsze pierwsza ze wszystkich miała odpowiedź – i to nie byle jaką. Wymyślali sobie od ciemnych sług i jaśnie panów. A bywało – rzucała w niego poduszką albo czymś, co akurat wpadło pod rękę. Gonił ją wtedy, gdy złapał – bili się, szarpali, kuksali. Choć powtarzał zawsze, że gdy sługa podniesie rękę na swego pana – ręka jej uschnie, pan natomiast straci przez to dotknięcie swoją błękitną krew”.
Aniela się żeni
W 1939 r. Witold Gombrowicz wyjechał do Ameryki – zdawał sobie sprawę, że wojna jest nieunikniona i chciał być jak najdalej od nadchodzących wydarzeń. Aniela Brzozowska przetrwała okupację w Warszawie, razem z wielmożną panią i panną Reną. Rozstały się w 1944 r., w obozie przejściowym w Pruszkowie – sokołowiankę Niemcy wywieźli na roboty w głąb Rzeszy. Nigdy więcej się już nie zobaczyły.
Gdy wojna się skończyła, Aniela wróciła do rodzinnego miasta. W jej życiu też zaszły wielkie zmiany: jako 56-latka stanęła na ślubnym kobiercu. Wyswatano jej dzieciatego wdowca Łukasiewicza, a ona sama też chciała wreszcie porzucić staropanieństwo. Jednak wraz z przeprowadzką do domu męża zaczęły się problemy. Pasierbowie zarzucali jej, że połasiła się na ich ojcowiznę, a świeżo poślubiony małżonek brał w sporze stronę dzieci. Dlatego kobieta zadecydowała się zadbać o swoją niezależność rozpoczęła starania o rentę. Przy pomocy siostry z Radomia udało jej się skontaktować z panną Reną i otrzymać od niej pisemne potwierdzenie pracy w domu Gombrowiczów. Odnalazła najstarszego z rodzeństwa Janusza, który dał jej argentyński adres Witolda, bo pisarz osiadł na stałe w tym kraju.
Aniela dostaje list z Argentyny
Napisała do niego list, opowiedziała historię nieudanego małżeństwa. Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
„Aniela Ciemna
Jak tylko kopertę z Sokołowa zobaczyłem, zaraz pomyślałem, że to od Anieli list jest – i zaraz mi w pamięci stanęło, jak na Służewskiej z Anielą wojowałem i od Ciemnych i Sług wyzywałem, z żartów naturalnie, bo bardziej Aniela przyjaciółką nam była. Dobre to były czasy, kiedy JW Ja do góry brzuchem, leżałem, albo łajdaczyłem się, albo z naszą Panią dyskutowałem, albo »Ferdydurke« pisałem, a Aniela zawsze mnie wszystko przyszykowała.
Niech tam Aniela napisze obszernie, jak i co, odkąd się pożegnaliśmy na Chocimskiej, i jak Anieli teraz się w Sokołowie powodzi, jakiego męża ma i tak dalej.
Nasza Pani zmarła 25 lipca 59 r. bez większych cierpień, bo zresztą już i w wieku bardzo podeszłym. Tak że teraz z nas wszystkich tylko JW. Panowie pozostali, bo JW Panie już na tamtym świecie. A JW Januszowi rękę częściowo sparaliżowało i niezbyt dobrze się miewa (w Warszawie mieszka). JW Jerzy i JW Ja jakoś trzymamy się. Ja, jak Aniela widzi z fotografii (niezbyt dobra, ale innej nie mam), trochę skapcaniałem, ale (jak z listu tego widać) niezbyt spoważniałem.
Teraz bardzo sławny jestem i z każdym rokiem coraz sławniejszy, bo moje książki we Francji, Niemczech, Anglii, Stanach Zjednoczonych, Włoszech i w innych krajach wydają, artykuły o mnie w największych gazetach świata się ukazują jako o największym polskim pisarzu i jednym z najważniejszych w świecie. Tylko w Polsce o mnie gazety bardzo mało piszą – łatwo zgadnąć dlaczego – i właśnie we własnym kraju najmniej jestem znany. Ale jak skonam, pewnie mnie w końcu na Wawelu pochowają, jak Słowackiego. (...)
Mam nadzieję, że Aniela mnie fotografię przyśle i obszernie napisze. Ja mało mam czasu na pisanie listów, bo nieraz na 7, 8 dziennie muszę odpowiadać, ale zawsze Anielę czule wspominam i z wielką przyjaźnią. Nisko kłaniam się (niech Aniela nie myśli że w niewyprasowanych spodniach chodzę, to taki garnitur ze specjalnego materiału, który zawsze wygląda jak psu z gardła wyciągnięty). Uszanowanie.
21 Maj 1961
Witold G.
[1] Wszystkie cytaty pochodzą z książki Joanny Siedleckiej „Jaśnie Panicz. O Witoldzie Gombrowiczu”, Wydawnictwo MG, 2013
Liczba wyświetleń: 288
powrót