Mazowsze serce Polski nr 1/19
Gdzie facet nie może...
2019.02.05 07:55 , aktualizacja: 2019.02.14 11:46
Autor: Rozmawiała Monika Gontarczyk, Wprowadzenie: Urszula Sabak-Gąska
Fachowiec do zadań specjalnych. Twarda, dynamiczna i pewna siebie – taka jest Joanna Potocka-Rak, która lubi zmiany, a od listopada pełni funkcję starosty ciechanowskiego.
Joanna Potocka-Rak ma 45 lat. Urodziła się w Sanoku (Podkarpacie). W 2002 r. przeprowadziła się na Mazowsze. W listopadowych wyborach zdobyła 2253 głosy – najlepszy wynik w historii powiatu ciechanowskiego. Pracowała w Muzeum Romantyzmu w Opinogórze, a przez ostatnie 4 lata jako pierwszy zastępca prezydenta Ciechanowa. Mężatka, mama dorosłej córki.
Monika Gontarczyk: Mocno Pani stąpa po ziemi. Problemy Pani nie przerażają?
Joanna Potocka-Rak: Startując w wyborach, a później rozmawiając o koalicji, jasno powiedziałam, co chcę zrobić i jak widzę powiat ciechanowski za 5 lat. Teraz będę to konsekwentnie realizować. Nie mogę zawieść swoich wyborców i ludzi, którzy uwierzyli, że właśnie ta kobieta może coś zmienić. Dlatego staram się nie mówić o problemach, tylko je rozwiązywać. To mój sposób funkcjonowania.
M.G.: Coś Panią zaskoczyło?
J.P.-R.: Trudno mówić o zaskoczeniu, jeżeli zna się realia i ramy, w jakich działają samorządy lokalne. Oczywiście zawsze zaskakują ludzie, ale to jest domeną każdej organizacji, w której rozpoczyna się pracę.
M.G.: Dotychczas była Pani człowiekiem do zadań specjalnych. Takie doświadczenia pomagają?
J.P.-R.: Przez ponad 15 lat zajmowałam się realizacją inwestycji, z którymi nie radzili sobie mężczyźni. Zadania, o których przez lata mówiono „niemożliwe” – ja zrealizowałam. Teraz są lub stają się wizytówką gminy i miasta. Oranżeria w Muzeum Romantyzmu w Opinogórze czy wieża ciśnień w Ciechanowie to tylko przykładowe projekty, które prowadziłam od pomysłu do zakończenia. Każde doświadczenie pomaga, a praca w ciechanowskim magistracie to był duży zbiór doświadczeń.
M.G.: Nie lubi Pani stagnacji. W starostwie już widać zmiany.
J.P.-R.: Żeby sprawnie realizować zadania, konieczna jest właściwa struktura organizacyjna i czytelny podział obowiązków. To nie jest nic odkrywczego. Dlatego zmiany, które już zostały wprowadzone w strukturze starostwa, są czytelnym sygnałem tego, co jest zaplanowane. Zarząd powiatu pozytywnie odniósł się do moich koncepcji. Pierwsze efekty będą widoczne w połowie roku. Nie tracimy czasu, a ja lubię zmiany (uśmiech).
M.G.: No tak, nawet przy uchwalaniu budżetu nazwała Pani rok 2019 rokiem zmian.
J.P.-R.: Zmieni się sporo. Mieszkańcy oczekiwali większej dynamiki w prowadzeniu inwestycji, w funkcjonowaniu chociażby samego starostwa. Powiat czekają zatem duże, ale potrzebne i racjonalne zmiany. To nic złego, a wręcz możliwość rozwoju.
M.G.: W urzędzie miejskim była Pani specjalistką od funduszy europejskich.
J.P.-R.: Zrealizowałam kilkadziesiąt wielomilionowych projektów inwestycyjnych, bez których Ciechanów czy Opinogóra nie wyglądałyby tak, jak wyglądają. Bez zewnętrznego wsparcia nie ma możliwości szybkiego rozwoju naszych wsi i miasteczek. Budżety jednostek samorządowych są ograniczone. Po realizacji podstawowych zadań ustawowych często niewiele środków pozostaje na ambitne i wymagające zadania inwestycyjne. Potrzebna jest kreatywność i umiejętność wykorzystania pojawiających się szans i możliwości.
M.G.: Przejdźmy do konkretów. Jakie to będą projekty?
J.P.-R.: Problemem każdego samorządu, niezależnie od jego szczebla, są drogi. Duży nacisk położymy na ich rozwój i remonty. Zdecydowaliśmy też, że każda z gmin otrzyma wsparcie na tego typu projekty. Nie możemy pominąć inwestycji w zabytki i wspierania zadań oświatowych czy kulturalnych. Planujemy termomodernizację i remonty obiektów użyteczności publicznej, rozbudowę Powiatowego Centrum Kultury, budowę sal kinowych. Nie zapomnimy też o przedsiębiorcach i aktywizacji organizacji pozarządowych. Mamy sporo pomysłów, ale jeszcze więcej potrzeb. To będzie pracowity czas.
M.G.: Niewiele kobiet działa w samorządzie, zwłaszcza na najwyższych stanowiskach. Większość z nich ubolewa, że pracę zawodową wypełnia kosztem rodziny. Czy u Pani jest podobnie?
J.P.-R.: Zawsze jest coś za coś. Tu nie ma uniwersalnej recepty… My, kobiety, wiemy, ile kosztuje pogodzenie pracy z życiem rodzinnym. To nigdy nie są łatwe zadania i proste wybory, ale… albo coś zrobimy, albo zawsze będziemy narzekać, że nic się nie zmienia. Trzeba zaakceptować, że życie nie jest sprawiedliwe, zakasać rękawy i nie przejmować się krytyką. Zawsze płaci się jakąś cenę i nie zamierzam udawać i przekonywać, że jest idealnie. Bywa różnie. Trzeba wiedzieć, co jest ważne, a co ważniejsze. Praca jest ważna, ale rodzina zdecydowanie ważniejsza.
M.G.: A najbliżsi, jak to widzą?
J.P.-R.: Chyba już się przyzwyczaili, że nawet jak jestem w domu, to myślami często jestem gdzie indziej – albo na budowie, albo planuję nowe inwestycje, projekty. Często przynoszę pracę do domu… Wiem, że to wymaga od mojego męża i córki dużej wyrozumiałości. Nie jestem typową mamą i nie mam idealnie prowadzonego domu, ale nie wyobrażam sobie, że za pozorny spokój i „typowe” życie zrezygnuję np. z wyzwań zawodowych. Mąż na szczęście to rozumie… Poza tym życie bez problemów jest jak spokojne morze, ale spokojne morze nie kształci dobrych żeglarzy (uśmiech).
M.G.: Jest Pani miłośniczką zwierząt – to terapia, sposób na walkę ze stresem?
J.P.-R.: Jeśli miarą człowieczeństwa jest nasz stosunek do zwierząt, to nie wypadam najgorzej... Od najmłodszych lat przynosiłam do domu jakieś koty lub psy, z czego moi rodzice nie zawsze byli zadowoleni. Teraz mamy u siebie mały zwierzyniec – pięć psów i trzy koty. Bywało, że mieliśmy ich więcej. Dla nas jest to normalne i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Zwierzęta to dobra energia, ale też niezawodni przyjaciele. Z ludźmi bywa różnie, więc po co się rozczarowywać...
Liczba wyświetleń: 981
powrót