Mazowsze serce Polski nr 10/19
W polityce razi mnie agresja
2019.10.16 11:40 , aktualizacja: 2019.11.13 08:04
Autor: Rozmawiała Monika Gontarczyk, Wprowadzenie: Monika Gontarczyk
Jakie kryteria obowiązują we współczesnej edukacji? Czy w politycznej debacie staramy się coś przekazać, czy tylko powiedzieć? Jak osobiste doświadczenia motywują do pracy na rzecz innych? M.in. o tym w rozmowie z radną województwa prof. Heleną Cichocką.
Prof. dr hab. Helena Cichocka Nauczyciel akademicki, zawodowo związana z UW. Tytuł profesora nauk humanistycznych otrzymała w 2005 r. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Filologicznego (od 1970 r.), International Society for the History of Rhetoric (od 1989 r. ), Canadian Society for the Study of Rhetoric (od 1993 r.), Polskiego Towarzystwa Retorycznego (od 2000 r.) W latach 2010–2014 była radna warszawskiej dzielnicy Śródmieście. Od listopada 2018 r. zasiada w sejmiku Mazowsza.
Monika Gontarczyk: Jest Pani specjalistką od filologii bizantyńskiej. Skąd to zainteresowanie?
Prof. Helena Cichocka: Z wykształcenia jestem filologiem klasycznym. Aż do doktoratu (1974 r.) zajmowałam się historiografią łacińską i jej najwybitniejszym przedstawicielem w IV w. n.e., Ammianem Marcellinem. To grecki historyk piszący po łacinie. Jest autorem ostatniego dzieła starożytności pogańskiej, głoszącym wiarę w niezniszczalność Rzymu i jego potęgi. Wówczas zainteresował mnie inny historyk grecki, Zosimos. To piszący po grecku w czasach dominacji chrześcijaństwa poganin, autor „Nowej historii” – jedynej zachowanej w całości historii świeckiej powstałej w V w. n.e. Tak mnie wciągnęła szczegółowa analiza jego dzieła, że postanowiłam dokonać pierwszego w Polsce przekładu tego cennego dla historii późnego antyku tekstu.
M.G.: Rozumiem, że się udało?
H.C.: Tak. Pierwsze wydanie ukazało się w 1993 r., a drugie w 2012. Wstęp i komentarz historyczny przygotowała prof. Ewa Wipszycka. Na podstawie rozprawy „Rytmika prozy Zosimosa na tle historiografii wczesnobizantyńskiej” otrzymałam stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych w zakresie filologii klasycznej i bizantyńskiej (1985 r.).
M.G.: Pani życie zawodowe to Uniwersytet Warszawski. Jak Pani wspomina ten czas?
H.C.: Zawsze pracowałam na jednym etacie. Mogłam zatem bez niepotrzebnego pośpiechu i stresu, jaki przeżywają dydaktycy pracujący na kilku uczelniach, poświęcać czas na rozwijanie swoich zainteresowań naukowych, którymi dzieliłam się ze studentami, doktorantami. Praca na UW przygotowywała mnie także do aktywności organizacyjnej i społecznej.
M.G.: Tęskni Pani za uczelnią?
H.C.: To trudne pytanie. Okres transformacji spowodował, niestety, stawianie w dydaktyce wyższych uczelni na ilość kosztem jakości. Filologia klasyczna była po wojnie wąską, można powiedzieć elitarną specjalnością. Jeszcze w latach 70. przyjmowano na I rok (w wyniku egzaminu) tylko 10 studentów. Pozwalało to na indywidualne podejście do każdego studenta czy doktoranta. W ostatnich latach mojej pracy przyjmowano (bez egzaminu!) na I rok filologii klasycznej nawet 100 osób w warunkach lokalowych, które nie uległy od czasów moich studiów zbyt dużej zmianie.
M.G.: Czerpie Pani z tego doświadczenia, pracując w sejmiku?
H.C.: Od niespełna roku jestem radną województwa; w kadencji 2010–2014 byłam radną dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy. Uznałam, że po 40 latach pracy naukowo-dydaktycznej muszę się aktywnie włączyć w rozwiązywanie problemów, zarówno akademickich, jak i mojej dzielnicy. Skoncentrowałam się więc na modernizacji szkolnictwa wyższego w zmienionych, niestety, na niekorzyść i studentów, i pracowników naukowych, warunkach. Szansę na zajęcie się tą problematyką daje mi także udział w pracach Komisji Edukacji, Nauki i Szkolnictwa Wyższego Sejmiku Województwa Mazowieckiego, której jestem obecnie członkiem.
M.G.: Sesje sejmiku to często burzliwe, emocjonalne dyskusje. Jest Pani zaskoczona językiem, którego używają radni?
H.C.: Filologia klasyczna pozwoliła mi zgłębić problematykę demokracji i retoryki, czyli umiejętności prawidłowego wysławiania się w mowie i piśmie. Nieco naiwnie uważałam i nadal uważam, że nowożytna kultura polityczna powinna rozumieć, na czym polega kontakt słowny między nadawcą i odbiorcą. Odnoszę wrażenie, że znaczna część radnych przy każdej okazji stara się coś powiedzieć. Zupełnie jakby musieli przed kimś zdawać sprawozdanie, ile razy i na jaki temat zabrali głos. Razi mnie także dość agresywny stosunek niektórych radnych do samorządowców mających wieloletnie doświadczenie w zarządzaniu województwem. Na szczęście większość radnych to doświadczeni samorządowcy – burmistrzowie dzielnic Warszawy, prezydenci miast, więc ci nieliczni radni, z minimalnym doświadczeniem samorządowym, którzy chcą przez personalne ataki wykazać swoją „przewagę”, nie spotykają się z aprobatą.
M.G.: Jaki ma Pani pomysł na rozwój Mazowsza?
H.C.: Polegam na opiniach i planach przedstawianych przez moich doświadczonych kolegów. W pełni popieram wszelkie inicjatywy powoływania nowych placówek oświatowych (świetlic, domów kultury, bibliotek, teatrów etc.). Jeszcze raz podniosę ważną dla Mazowsza kwestię komunikacji autobusowej, dawnych PKS-ów. Uważam, że sieć dogodnych dla mieszkańców województwa połączeń autobusowych to sprawa bardzo ważna nie tylko dla niezmotoryzowanych, ale także seniorów i niepełnosprawnych.
M.G.: Jakieś z Pani inicjatyw, postulatów już zrealizowano?
H.C.: Udało mi się wspólnie z Jadwigą Zakrzewską (przewodniczącą sejmikowej Komisji Kultury i Dziedzictwa Narodowego) uratować przed likwidacją Bibliotekę im. Haliny Rudnickiej na Żoliborzu (oddział Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy). Po naszej interwencji w żoliborskiej bibliotece wznowiono zajęcia świetlicowe dla dzieci. Podjęłyśmy także starania o utworzenie muzeum Ignacego Jana Paderewskiego. Obecnie 53 obiekty z ponad 700 eksponatów (m.in. obrazy Jacka Malczewskiego i Tadeusza Styki, zbiory cennej porcelany chińskiej i japońskiej z XVIII i XIX w. oraz srebra i fortepiany) – pamiątki po wybitnym pianiście i polityku – są na stałe eksponowane w Podchorążówce na terenie Łazienek Królewskich oraz w Kąśnej Dolnej. Międzynarodowe Towarzystwo Muzyki Polskiej im. Ignacego Jana Paderewskiego uważa, że Polska nie wypełnia woli wielkiego pianisty zawartej w jego testamencie i tym samym może być zmuszona do oddania eksponatów. Nie możemy dopuścić do realizacji tego scenariusza! Na szczęście z okazji 100-lecia niepodległości Polski marszałek Adam Struzik zaproponował zorganizowanie muzeum Paderewskiego w dawnej willi prezydenta Gabriela Narutowicza w Warszawie. Liczę, że finał szybko nastąpi.
Liczba wyświetleń: 116
powrót