Mazowsze serce Polski nr 5/20
Rękopis Sygietyńskiego
2020.05.12 13:00 , aktualizacja: 2020.05.20 08:06
Autor: Dorota Relidzyńska, PZLPiT, Wprowadzenie: Jerzy Lipka-Wołowski
- Tadeusz Sygietyński (fot....
- "Dumka o ptaszku" - rękopis...
- Paryż, 1954 r. (fot. mat....
- Tadeusz Sygietyński i chór...
Podobno miał zostać pianistą, ale okazało się, że ma zwyrodnienie palców. Musiał porzucić marzenie o karierze pianistycznej i zająć się kompozycją. To był dobry wybór.
Tadeusz Sygietyński urodził się 24 września 1896 r. w Warszawie. W młodości pracował jako kompozytor i koncertmistrz w Chorwacji, a w Dubrowniku zorganizował orkiestrę filharmoniczną, która działa do dziś. Komponował i występował. Pracował m.in. w słynnym teatrzyku Qui Pro Quo. Po wojnie raczej niechętnie dzielił się wspomnieniami o swojej przeszłości. Przeważnie zatopiony we własnych myślach, żył jakby w innym świecie – w świecie muzyki. W kontaktach międzyludzkich okazywał się jednak człowiekiem niezwykle ciepłym i serdecznym, a do tego inteligentnym, dowcipnym, łatwo nawiązującym kontakty i mającym do siebie spory dystans. Gdy jeździł po wsiach w poszukiwaniu folkloru, potrafił w mgnieniu oka przekonać do występów miejscowych muzykantów i tancerzy, często zamkniętych w sobie, nieśmiałych i niechętnie prezentujących umiejętności przed przyjezdnymi z miasta.
Talent i osobowość
Był synem cenionego pianisty, wykładowcy i krytyka muzycznego Antoniego Sygietyńskiego. Ich relacje wcześnie uległy jednak zerwaniu. Jak opowiedział kiedyś Mieczysławowi Piwkowskiemu, pewnego dnia, jeszcze we wczesnej młodości, pokłócił się z ojcem o… akord w jednej z partytur. Zdenerwowany wyszedł z domu i nigdy więcej już się z ojcem nie spotkał. Wiele lat po wojnie okazało się, że to jednak starszy Sygietyński miał rację. Profesor odkrył to sam. Wcale tego nie ukrywał i przyznał się do młodzieńczego błędu.
Twórca „Mazowsza” jawi się we wspomnieniach jako człowiek niezwykłej uczciwości, który, choć czasami wpadał w furię (zwłaszcza, gdy w grę wchodziła muzyka!) potrafił przyznać rację drugiej stronie i nie wahał się wycofać z podjętych już decyzji, szczególnie gdy chodziło o dobro zespołu i los jego wychowanków. Niejeden raz wyrzucał któregoś z podopiecznych z Karolina, żeby po kilku godzinach, gdy delikwent był już w drodze z bagażem na stację kolejową, wysłać za nim kogoś, kto zawróci go z drogi.
Muzyka przede wszystkim
Dla Sygietyńskiego najważniejsza była muzyka. Jak bardzo? Okazywał to często w niezwykle spontaniczny sposób. Ponieważ był człowiekiem porywczym, ciskał czasami o podłogę przedmiotami, które miał pod ręką, gdy nie był zadowolony z wykonania, interpretacji albo ktoś z zespołu był nieprzygotowany! Raz roztrzaskał ciężką szklaną popielnicę. Innym razem, gdy podczas próby prowadził nastrojową piosenkę, a do sali bardzo energicznie weszła Mira Zimińska, przerwał dyrygowanie i z hukiem zatrzasnął klapę fortepianu, ponieważ pani Mira zburzyła atmosferę skupienia, którą z takim pietyzmem budował.
Miłość na całe życie
Muzyka była sensem jego życia. Szczególnie wielkim uczuciem darzył folklor i to już od czasów najwcześniejszej młodości. Do twórczości ludowej odnosił się z niezwykłym szacunkiem, wręcz z nabożeństwem. Już na samym początku swojej kompozytorskiej drogi napisał m.in. „Szkice mazowieckie” oraz „Trzy tańce: kujawiak, mazurek i krakowiak.” W Polskim Radiu w okresie międzywojennym prowadził audycje poświęcone polskiemu folklorowi. Wedle relacji Miry Zimińskiej, w trakcie jednego z burzliwych dni II wojny światowej w Warszawie poprosił, by obiecała mu, że jeśli dane będzie im doczekać końca zawieruchy wojennej, wspólnie stworzą zespół, którego celem będzie kultywowanie i propagowanie polskiej muzyki ludowej. Gdy w powojennej Polsce powstały okoliczności sprzyjające narodzinom tego rodzaju grupy, wykorzystał powstałą szansę. 8 listopada 1948 r. otrzymał pismo od ministra kultury Stefana Dybowskiego z poleceniem zorganizowania „Ludowego Mazowieckiego Zespołu Pieśni i Tańca”.
Komponowanie na pieńku
Sygietyński miał bardzo dużo pracy i wiele obowiązków. Uczestniczył w rekrutacji młodzieży do „Mazowsza”. Wraz z Mirą Zimińską jeździł po całej Polsce w poszukiwaniu inspiracji do swoich kompozycji, organizował życie młodzieży w Karolinie: próby, nauczanie muzyki i tańca oraz przedmiotów szkolnych. Czuł się także w obowiązku wychowywać młodzież. Dbał o losy i przyszłość każdego ze swoich podopiecznych.
Komponując utwory oparte na polskim folklorze, czerpał ze źródeł. Jednak zasłyszane melodie poddawał twórczej interpretacji. Miał być to folklor podniesiony do rangi sztuki wysokiej i sztuki narodowej, uprzystępniony w formie uszlachetnionej, na tyle jednak prostej, by była zrozumiała dla szerokiej rzeszy odbiorców. Komponował bardzo często w nocy, w swoim gabinecie. Mazowszacy zapamiętali także, że melodie, które przychodziły mu do głowy, zapisywał także za dnia, przysiadając na pieńku w karolińskim parku. Zdarzało mu się też komponować w nietypowych okolicznościach. Jedna z anegdot głosi, że muzyka do „Ej, przeleciał ptaszek” powstała w zatłoczonym pociągu...
Choć umarł, wciąż żyje
W tym roku mija 65. rocznica śmierci Tadeusza Sygietyńskiego. Twórca „Mazowsza” zmarł 19 maja 1955 r. w Warszawie. Po profesorze pozostało dzieło jego życia – zespół „Mazowsze” oraz szereg pamiątek, a wśród nich bezcenne rękopisy. Już niedługo wiele z nich będzie można zobaczyć w Pałacu w Karolinie wśród pamiątek, które złożą się na ekspozycję nowo powstającego centrum edukacji folkloru polskiego.
Liczba wyświetleń: 108
powrót